Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak matka z córką…? Recenzja filmu "Niebieska linia"

Adam Pazera
Plakat filmu "Niebieska linia"
Plakat filmu "Niebieska linia" mat. prasowe
Przetłumaczony na język polski oryginalny tytuł filmu „La ligne” (Linia), szwajcarskiej reżyserki i scenarzystki, Ursuli Meier, zapewne niewiele powiedziałby potencjalnemu widzowi. Ale już jako „Niebieska linia” (bo z taką nazwą wchodzi na polskie ekrany) znaczy bardzo wiele: w Polsce jest tak nazwane całodobowe pogotowie dla osób doznających przemocy w rodzinie oraz sposobów jej przeciwdziałania. I rzeczywiście w filmie Meier ta niebieska linia jest dosłownie granicą, która oddziela domostwo Christiny od Margaret.

O przyczynach takiej izolacji dowiadujemy się już po kilku minutach filmu. W pierwszych kadrach, niczym w pantomimie, w zwolnionym tempie, przy dźwiękach klasycznej muzyki, oglądamy szarpaninę: w powietrzu fruwają kartki z nutami i płyty CD, dwóch mężczyzn próbuje powstrzymać krewką dziewczynę. Nie dadzą rady, ona wyrwie się i z impetem zamachnie się na kobietę, która podczas upadku uderzy głową w klawiaturę fortepianu.

Po tym wypadku Margaret zostaje wypchnięta na zewnątrz, wali pięściami w drzwi tarasu, ale nie zostanie już wpuszczona, a zabierze ją policja. Agresorką jest 35-letnia Margaret, córka Christiny. Nie są to pierwsze występki impulsywnej, młodej kobiety połączone z rękoczynami i to nie tylko w stosunku do matki, toteż stając przed obliczem sędziego słyszy: „Dopuściła się pani brutalnej napaści, a ponieważ istnieje ryzyko ponownego naruszenia cielesności, zgodnie z art. 28 Kodeksu Cywilnego ma pani przez okres trzech miesięcy zakaz zbliżania się do matki na odległość bliższą niż 100 metrów”. Margaret dowiaduje się jednocześnie, że sprawa będzie w sądzie, gdyż matka złożyła pozew przeciw niej. Sędzia podkreśla wyraźnie: „100 metrów to jest 100 metrów, nie 85 ani 50!”. Toteż nie ma mowy o dorywczej pracy u sąsiadów, a tym bardziej, że jest ona „na czarno” czego zda się nie słyszeć tolerancyjny sędzia.

Po takiej decyzji, w porywczej dotychczas Margaret odzywają się rodzinne instynkty, doskwiera jej to urzędowe odrzucenie i krąży nieopodal domostwa. Młodsza siostra, 12-letnia Marion (jest jeszcze trzecia, Louise, mężatka w ciąży) mieszkająca z matką, dla dobra Margaret (aby nie podeszła zbyt blisko, bo automatycznie skierowana zostałaby do aresztu) maluje niebieską linię sto metrów wokół posesji. Stanowczo jej oznajmia: „Nie wolno ci!” i przy tej granicy spotykają się obie siostry. Tymczasem okazuje się, że matka w wyniku upadku doznała uszczerbku na zdrowiu i częściowo utraciła słuch w uchu, co ma dla niej wyjątkowo przykre konsekwencje: nie może udzielać lekcji muzyki, a dla byłej wokalistki – jest dramatyczną sytuacją. Ale dla przejawiającej narcyzm matki przerwana kariera, to także „wina” najmłodszej Marion, kiedy mówi doń: „Byłam solistką, przede mną była sława, ale urodziłam ciebie, a teraz ona pozbawiła mnie słuchu. Margaret miała talent, Louise nie, wcześnie założyła rodzinę”, choć zmityguje się za chwilę: „a ty – to mały cud, późno cię urodziłam, kiedy Margaret i Louise były już dorosłe”. Z pewną nostalgią mówi: „Wszystkie was utrzymywałam tym fortepianem”, mając na uwadze instrument, stojący w salonie, który już się nie przyda i pójdzie na sprzedaż.

Film na wiele niedopowiedzeń, co jednak nie przeszkadza w odbiorze „Niebieskiej linii”. Domyślać się możemy, że toksyczne relacje miedzy matką, a córką związane są też z rozchwianym życiem osobistym i chimerycznym zachowaniem rodzicielki. Matka zmienia swoich partnerów (nie wiadomo, co się stało z ojcem trzech sióstr) i zachowuje się coraz bardziej infantylnie i egoistycznie: „Ja was wychowałam, teraz wy się mną opiekujcie” –

zwraca się do ciężarnej Louise i nie chce wypełnić dokumentów, dzięki którym otrzymałaby czasową rentę. Z kolei z tłumaczenia Margaret wynika, że jej niespodziewany wybuch agresji spowodowany był z pozoru drobiazgiem, że „matka uwzięła się na Marion, wyśmiewała jej sukienkę”. Niewątpliwie krewką Margaret łączy wyjątkowa więź z najmłodszą siostrą, bo spotyka się z nią nie tylko celem uzyskania informacji o stanie zdrowia matki, ale i udziela Margot lekcji śpiewu w plenerze, na granicy niebieskiej linii. Bo Margaret była (tak jak matka) dobrze zapowiadająca się piosenkarką, ale poprzez swą porywczość nie akceptuje jej również dawny partner z duetu muzycznego Julien, choć udzieli jej schronienia pod pewnymi warunkami: po jej powrocie każdorazowo ogląda twarz, ręce i ramiona czy nie ma na nich śladów bójki!

Choć absolutnie nie można pochwalić rękoczynów krewkiej Margaret, to mimo wszystko jej zachowanie budzi jakąś sympatię. Ze wzruszeniem oglądamy jej nieodpartą potrzebę ujrzenia rodzicielki, to bezradne krążenie z odległości 100 metrów wokół domu. Wyjątkowo przykry jest dla niej okres świąt Bożego Narodzenia, kiedy – nie mając szans na świąteczny rozejm - tęskni za spotkaniem z najbliższymi. Gdy dwie siostry gromadzą się z matką i jej partnerem Hervé, podczas świątecznego przyjęcia, Margaret z dachu budynku naprzeciwko domu daje Marion latarką sygnały o swym istnieniu.

Film nie daje prostych odpowiedzi dlaczego Margaret tak nagle zatęskniła za matką, mimo ich wcześniejszych, toksycznych relacji, skąd wzięło się u dziewczyny tak agresywne zachowanie? Poza niekontrolowanym wybuchem na wstępie oraz…walnięciem „z byka” wcześniejszego partnera matki, Serge’a, przez pozostałą część filmu Margaret targana jest tęsknotą do rodzinnego domu, ale i niepewnością jak przyjmie ją matka. Mimo, iż jest na pierwszym planie (aktorka Stéphanie Blanchoud, również jako współscenarzystka), to na uwagę zasługuje także najmłodsza jej siostra, Marion (Elli Spagnolo), która cierpi nie mniej niż „odrzucona” Margaret. Głęboko wierząca, jedyną nadzieję na pojednanie w rodzinie widzi w Bogu, toteż gorliwie się modli: „Niech miłość zapanuje nad naszą rodziną, niech będzie zgoda i radość; jeśli Ty nie możesz, to ześlij mi anioły do pomocy”. A przy akompaniamencie Margaret, Marion ćwiczy pieśń : „Pan podał mi pomocną dłoń, Bóg jest moim wsparciem, daje nam znak, by nie bać się…”. Zaś po zniknięciu Margaret i widoku krwi na niebieskiej granicy Marion stwierdza dramatycznie: „Na linii jest krew, krew przelana w Boże Narodzenie!”

Bezbłędna w grze jest Valeria Bruni Tedeschi, znakomita francusko-włoska aktorka, jako skrzywdzona, ale jednocześnie chimeryczna, egzaltowana matka, odnajdująca drugą młodość w romansie z dużo młodszym kochankiem, budząc niesmak u Louise i Marion przy mizdrzeniu się do niego przy świątecznym stole. „Niebieska linia” nie kończy się happy endem, ale to lepiej dla widza, bo poddaje nas refleksji, jak mogą ułożyć się relacje obu kobiet, po trzech miesiącach izolacji, kiedy Marion będzie już mogła zetrzeć „granicę” oddzielającą Margaret od rodzinnego domu.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera