Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak on to robi? "Dla kobiet jestem guru seksu"

Katarzyna Pachelska
Graham Masterton urodził się 16 stycznia 1946 roku w Edynburgu. Dziś mieszka w Anglii, ale uwielbia Polskę
Graham Masterton urodził się 16 stycznia 1946 roku w Edynburgu. Dziś mieszka w Anglii, ale uwielbia Polskę Katarzyna Pachelska
Z Grahamem Mastertonem, autorem mrożących krew w żyłach horrorów i rozgrzewających trzewia poradników na temat seksu oraz wielbicielem Polek, prawdziwym angielskim dżentelmenem, rozmawia Katarzyna Pachelska

Ustalmy jedno. Kim pan właściwie jest? Szkotem, Brytyjczykiem, Europejczykiem, a może czuje się pan już Polakiem?
Rzeczywiście, im częściej przebywam w Polsce, tym lepiej się tu czuję. Pierwszy raz byłem u was w 1989 roku. Ktoś zadzwonił do mnie z Polski i powiedział: Chcę wydawać pańskie książki. Ale nie mam pieniędzy, by panu zapłacić. Nie byłem zachwycony tą propozycją, ale moja żona Wiescka (zangielszczona wersja imienia Wiesława - przyp. red.) koniecznie chciała przyjechać do Polski. Ona była Polką, miała rodziców Polaków, ale urodziła się w Kolonii w Niemczech. Nigdy nie była w Polsce, nie znała języka polskiego poza paroma wierszykami. Od 3. roku życia mieszkała w Walii. No i przyjechaliśmy do Warszawy, a potem do Katowic, gdzie powietrze było żółte od zanieczyszczeń, i na końcu do Poznania.

Od tego czasu wiele się tu zmieniło. Ale obywatelstwa nie zamierzam zmieniać. Mam brytyjskie. Z urodzenia jestem Szkotem, ale nie czuję za dużego związku z tą krainą. Przez pewien czas mieszkałem z rodziną w Irlandii. Teraz wróciłem do Anglii. Mieszkam w hrabstwie Surrey, niedaleko Ascot, gdzie organizowane są słynne wyścigi konne. Mam jednak pewną domieszkę polskiej krwi. Mój pradziadek od strony mamy był Polakiem, o czym zresztą dowiedziałem się dopiero, gdy ożeniłem się z Wiescką. Był impresario teatralnym. Do Polski bardzo lubię przyjeżdżać. Byłem tu już kilkanaście razy.

Dlaczego? Co pana tak konkretnie pociąga w naszym kraju?
Nie wiem, po prostu lubię ludzi, krajobrazy. Wiescka czuła się tu jak w domu i pewnie ja też to przejąłem. A potem złotówka stała się mocniejsza i zarobiłem w Polsce sporo pieniędzy, bo moje książki okazały się tu bestsellerami. "Manitou" był pierwszym nowoczesnym zachodnim horrorem wydanym w Polsce. Przyjaźnię się do dziś z polskimi wydawcami moich książek.

Spotykamy się przy okazji Festiwalu Grojkon w Bielsku-Białej. Ma pan za sobą spotkanie z fanami pańskiej twórczości. Czy pytania czytelników wciąż mogą pana zadziwić, czy słyszał pan już wszystkie możliwe?
Nie przepadam za słowem fan. Ono stawia cię w rzędzie z gwiazdą popu drugiej kategorii. Nie uważam siebie za gwiazdę. Czytelnicy często pytają o to samo. Zawsze pojawia się pytanie: Skąd bierzesz pomysły na książki. Mam w odpowiedzi już kilka anegdot w zanadrzu. Mnie za to bardziej odpowiada, gdy czytelnicy opowiadają mi o swoich przeżyciach związanych z czytaniem moich książek. Jeden z nich na przykład zwierzył mi się, że "Zemsta Manitou" fizycznie zwaliła go z nóg. Czytał książkę w łóżku, gdy był chłopcem i tak się przestraszył, że uderzył głową w półkę i stracił przytomność. Podobnie jest z moimi poradnikami dotyczącym seksu. Wczoraj w Bielsku podeszła do mnie pani w dojrzałym wieku, prosząc o autograf na książce "Magia seksu" (Graham Masterton wymawia ten tytuł po polsku, brzmi to "Madżia seksu" - przyp. red.). Zapytałem ją, czy ta książka coś zmieniła w jej życiu. Ona na to: O tak. Oh, zmieniła wiele rzeczy! To sprawia, że polscy czytelnicy są dla mnie bardziej jak przyjaciele niż ludzie, którzy czytają moje książki. Nie zadają krytycznych pytań dotyczących fabuły, są znacznie bardziej zainteresowani opowiadaniem mi, jakie emocje wywołały w nich moje książki.
Dlaczego, pana zdaniem, ludzie lubią czytać takie straszne historie, które pan tworzy?
Moje książki opisują ludzkie strachy. Każdy się czegoś boi - a to pająków, a to węży, zakopania żywcem, albo tego, że ktoś skrzywdzi ich rodzinę. Czytając moje horrory, niejako oswajają ten strach. Na końcu książki źródło strachu jest pokonane albo w jakiś sposób zrozumiane przez głównego bohatera. Większość moich bohaterów to są zwykli ludzie, nie żadni superbohaterowie. A jednak udaje im się wygrać z siłą, z którą walczą. Inna rzecz, że ludzie lubią się bać, bo to wyzwala adrenalinę. Bardziej chodzi mi o wywołanie efektu katharsis niż o samo straszenie.

A pan czego się boi najbardziej?
Niczego się nie boję oprócz tego, że ktoś może zrobić krzywdę mojej rodzinie. Nie boję się ciemności, pająków, ani duchów. Bo nie wierzę, że duchy czy demony istnieją. Jak ktoś zmarł, to jest martwy i tyle. Ale rozumiem, dlaczego ludzie je wymyślili - by dać strachowi, który czuli, jakiś fizyczny kształt.

Napisał pan dziesiątki książek. Pisanie to pańska praca, ale czy jest taki moment w życiu pisarza, że tworzenie książki staje się po prostu przyjemnością?
Zawsze tak jest, dlatego to robię. Kiedy zaczynam pisać książkę, mam tylko ogólny plan fabuły. Wraz z postępem pracy książka się rozwija, i czasami nawet dla mnie jest niespodzianką, w jaką idzie stronę. Budzę się na przykład rano i na myśl przychodzi mi jakaś postać, którą mógłbym umieścić w akcji książki, np. długonoga, piękna pani naukowiec. Kiedy dochodzę do finału książki, muszę się wziąć w garść i narzucić konsekwencję w pisaniu.

Ma pan trzech synów. Czy oni poszli w pana ślady?
O nie, każdy z nich robi co innego, a żaden nie jest pisarzem, ani nawet nie chciał być. Mój najstarszy syn jest menadżerem w międzynarodowej korporacji ubezpieczeniowej. Średni - jest animatorem, tworzy m.in. kreskówki. A najmłodszy sprzedaje komputery. Nigdy im nie mówiłem: Musisz pisać książki, bo tatuś pisze. Może moi wnukowie albo wnuczki będą pisarzami...

Ile ma pan tych wnuków?
Całkiem sporo. Uff. Chyba jest ich piątka. Fajnie jest być dziadkiem, poza jedną rzeczą - trzeba zaakceptować to, że nie jest się takim żwawym jak kiedyś. Ja jakoś nie mogę. Chcę być jak Cliff Richard - zawsze młody.
Skoro o prokreacji mowa. Jest pan autorem wielu poradników z dziedziny seksu. Czy pańscy przyjaciele, znajomi szukają u pana porad na ten temat, czy traktują jako swojego guru od seksu?
Tak, czasami tak się czuję. Od śmierci żony mój krąg przyjaciół się zmienił. Zawsze preferowałem towarzystwo kobiet, wydają mi się bardziej interesujące niż mężczyźni (pewnie dlatego nie brakuje w moich książkach postaci silnych kobiet). Nie mogę znieść pogaduszek o golfie, samochodach albo nieruchomościach. Obecnie większość moich znajomych to kobiety znacznie ode mnie młodsze. Ponieważ jestem od nich starszy, nie traktują mnie jako zagrożenia, niestety (śmiech). Zwierzają mi się, opowiadają o związkach, problemach. Słucham cierpliwie, radzę: "Rzuć go, to idiota! Chodź ze mną" (śmiech).

Czemu pan już nie pisze poradników dotyczących seksu?
Moje poradniki były bestsellerami do czasu internetu. Teraz wszystko już można znaleźć w internecie. Wydawcy nie chcą ryzykować. Ale widzę światełko w tunelu. Na fali popularności książki "50 twarzy Greya" okazało się, że moje poradniki świetnie sprawdzą się jako e-booki, tak jak "50 twarzy Greya". Można je czytać w metrze albo pociągu. Nie mają okładki, więc nikt nie widzi, że czytasz o seksie. Niedawno podpisałem umowę na ponowne wydanie moich poradników w formie e-booków.

Gdyby miał pan wybór, wolałby pan się urodzić kobietą czy mężczyzną?
Trudno powiedzieć, że wolałbym być kobietą, bo w ogóle nie czuję w sobie pierwiastka kobiecego. Za to czuję, że nie ma dobrej komunikacji między mężczyznami i kobietami. Jest wielu mężczyzn, którzy nie czynią żadnego wysiłku, by zrozumieć kobiety. Wolą grać w golfa.

Jak pan poznał żonę?
Miałem wtedy 27 lat, byłem redaktorem magazynu "Penthouse" w Londynie, a ona - asystentką. Jednak miałem tyle pracy, że ledwo się wyrabiałem. Nie miałem głowy do amorów. Do czasu pewnego przyjęcia gwiazdkowego w redakcji. Wtedy dopiero dostrzegłem, jaka jest piękna. Urzekła mnie jej polska uroda. Tej nocy zostaliśmy kochankami. Mieliśmy romans, odszedłem od żony. Byliśmy z Wiescką małżeństwem 37 lat. Nie tylko małżeństwem, my praktycznie spędziliśmy te 37 lat razem, 24 godziny na dobę. Ja przecież pisałem, a ona zajmowała się dziećmi i domem. Byliśmy fantastycznym małżeństwem. Gdy zmarła w ubiegłym roku, byłem bardzo, bardzo smutny. Rozmawiała: Katarzyna Pachelska


*Śtowarzyszenie Ślązaków legalne. Sąd uznał narodowość śląską? CZYTAJ TUTAJ
*Gwarki 2012, czyli bez pochodu nie ma zabawy ZOBACZ ZDJĘCIA
*KONKURS MŁODA PARA: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!