Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak z Lenina zrobić - tanio i praktycznie - na przykład Lennona

Krzysztof Karwat
Dekomunizacja patronów ulic, placów czy szkół rozpędza się. Podobno sosnowieckie rondo Edwarda Gierka jednak się uchowa. Chyba też nikt nie przewróci katowickiego pomnika Jerzego Ziętka. Na pewno? Kto wie, co przyniosą najbliższe miesiące...

To upamiętnienia z ostatnich lat, więc może dlatego mają szansę na przetrwanie. A trzeba przypomnieć, że już na początku lat 90. zniknęły wszystkie Leniny, Bieruty, Dzierżyńskie itp. Nie ma ulic Armii Czerwonej i jej licznych generałów czy marszałków. Skasowano patronaty wielu polskich (i „internacjonalistycznych”) działaczy komunistycznych, tych, którzy zginęli podczas II wojny światowej, a potem stali się ikonami PRL-owskiej propagandy, choć w niejednym przypadku trzeba było przemilczać niewygodne fakty z ich biografii. Niektórzy z nich bowiem skierowywali broń nie tylko przeciwko okupantowi niemieckiemu.

To przypadki m.in. Mariana Buczka, Hanki Sawickiej czy przede wszystkim Janka Krasickiego. Ten ostatni doczekał się tak bardzo hagiograficznych i zafałszowanych portretów, że tu i ówdzie jeszcze się uchował. Chyba nie dlatego, że zamordował sekretarza PPR Bolesława Mołojca, który wcześniej zabił Marcelego Nowotkę? Teraz więc towarzysza Janka zamieni się na biskupa Ignacego Krasickiego. Poważnie. Żeby się ludziom nie myliło. Szkoda, że nikt wcześniej nie pomyślał, by z Lenina zrobić Lennona. Byłoby taniej. Powinniśmy się przecież przyzwyczaić, że rachunki za to, co wymyśla się na Wiejskiej, wysyła się potem do samorządów. Ale żarty na bok...

Nie chodzi o to, by konserwować relikty przeszłości. Te zmiany były niezbędne, choć przestrzegałbym przed ortodoksją. Nie jest bowiem jasne, dlaczego, zachowując Gierka, jednocześnie mielibyśmy kasować np. Józefa Wieczorka, przedwojennego komunistę, który - co by nie rzec - w Sejmie Śląskim zdobył demokratyczny mandat.

Poza tym - co najważniejsze - jak zmierzyć poziom „umoczenia” w dawnym ustroju? Eliminować bez wyjątku tylko członków Komunistycznej Partii Polski i Polskiej Partii Robotniczej, a tych z legitymacjami PZPR jednak tylko „weryfikować”, bo przecież wielu z nich przeszło później do opozycji?

A co zrobić z tymi, którzy do żadnej partii nie należeli, ale ustrój wspierali? Kłopot z socjalistami. Niektórzy stali się ofiarami stalinistów, inni pozostali na emigracji albo z kraju uciekli, a jeszcze inni - próbowali znaleźć dla siebie jakąś niszę albo wręcz przeszli na pozycje ideologiczne władzy, służąc jako rodzaj jej legitymizacji czy dowód na demokratyzację. XX--wieczne dzieje Polski i Polaków, także myśli politycznej i rozmaitych nurtów w kulturze, są dostatecznie skomplikowane, by zachować ostrożność i umiar.

Oto przykład pierwszy z brzegu. Bruno Jasieński. Ma zniknąć z Sosnowca, więc pewnie także z Katowic. Czy przy okazji wygumkuje się go też z podręczników szkolnych i historii XX-wiecznej literatury polskiej? (Jasieński pisał również po rosyjsku i francusku). Trudno sobie to wyobrazić. Po I wojnie światowej przeniósł na polski grunt idee futuryzmu. Jest autorem tak znanych dzieł jak „Słowo o Jakubie Szeli”, „Palę Paryż” czy „Bal manekinów”. Tak, to prawda - komunizował, wiele lat mieszkał w Związku Sowieckim. Tam też został w ramach wielkiej czystki aresztowany i zamordowany.

Warto w tym kontekście przywołać diagnozę innego lewicowego pisarza i tłumacza Aleksandra Wata, notabene w młodości przyjaciela Jasieńskiego. Wat też trafił do sowieckiego więzienia, cudem przeżył i skutecznie wyleczył się z komunizmu. Twierdził potem, że w latach 30. minionego wieku młodzi pisarze i artyści wpadli w swoistą pułapkę. Jeśli mieli przekonania antyfaszystowskie i nie podobał im się postępujący w Polsce autorytaryzm, od razu wpadali w objęcia ideologii komunistycznej. Pośrodku była pustka.

To tłumaczy, dlaczego tak wielu pisarzy i intelektualistów urodzonych na przełomie XIX i XX wieku uwierzyło w „ustrój sprawiedliwości społecznej”, choć wielu z nich wcześniej trafiło do legionów albo walczyło w wojnie polsko-bolszewickiej. To przypadek Władysława Broniewskiego. Czy jego też - jako piewcę rewolucji robotniczej - kiedyś wyrzuci się na śmietnik?! Wspierający endecję czy sanację stanowili mniejszość, a w każdym razie wielkich osobowości twórczych było w tym środowiskach niewiele.

Nie daję szans Lucjanowi Szenwaldowi, nawet w Zagłębiu Dąbrowskim. Był komunistą, walczył pod Lenino, zginął. Cóż z tego, że wcześniej był członkiem grupy poetyckiej Kwadryga, do której należał m.in. związany z Kłobuckiem, Będzinem i Sosnowcem Władysław Sebyła, ofiara zbrodni katyńskiej, a także najbardziej z nich znany - Konstanty Ildefons Gałczyński? Ten ostatni też nie może być pewny swego. Przed wojną związany z prawicą, ale gdyby tak pogrzebać w życiorysie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!