Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak żyć, żeby żyć, a nie zwariować, czyli Tomasz Stawiszyński zniechęca do ucieczki od bezradności

Karina Obara
Karina Obara
Tomasz Stawiszyński, autor książki "Ucieczka od bezradności", wyd. Znak: - Terror optymizmu, nakaz aktywności, brak przestrzeni na głębokie, uczciwe doświadczenie własnej i cudzej bezradności, lęku, smutku czy żałoby skutkuje epidemią depresji, kiedy to cała psychika, w czymś na kształt strajku generalnego, odmawia po prostu posłuszeństwa – mówi Tomasz Stawiszyński.
Tomasz Stawiszyński, autor książki "Ucieczka od bezradności", wyd. Znak: - Terror optymizmu, nakaz aktywności, brak przestrzeni na głębokie, uczciwe doświadczenie własnej i cudzej bezradności, lęku, smutku czy żałoby skutkuje epidemią depresji, kiedy to cała psychika, w czymś na kształt strajku generalnego, odmawia po prostu posłuszeństwa – mówi Tomasz Stawiszyński. Fot. Karol Paciorek
Jeśli mielibyście przeczytać do końca roku tylko jedną książkę, tę przeczytajcie. Tomasz Stawiszyński w „Ucieczce od bezradności” obala złudzenia każdego, kto myśli, że wszystko jest możliwe, jeżeli tylko wystarczająco mocno się postara. Co proponuje w zamian? Prawdziwe przeżywanie życia.

Zobacz wideo: Rynek pracy odporny na pandemię

Książka Tomasza Stawiszyńskiego już w kilka dni po premierze znalazła się na liście bestsellerów Empiku. To dowodzi, jak wielki jest w czasie pandemii głód lektur, które są...antyporadnikami. Od lat 90. ub. stulecia byliśmy zalewani książkami z gatunku „jeśli tylko się zmobilizujesz, będziesz zdrowy, szczęśliwy, bogaty i spełniony”. Poradników przybywało, a ulgi jak nie było, tak nie ma. Jednocześnie mnożyli się w naszym otoczeniu wszelkiej maści znachorzy, kołcze i doradcy życiowi. Pouczali nas, że zawsze trzeba iść do przodu, nieustannie się rozwijać, a stany smutku, przygnębienia i melancholii niwelować za pomocą dostępnych na rynku technik terapeutycznych: joga, coaching, mindfulness, a jeśli to nie pomoże jak najszybciej wdrożyć leczenie antydepresantami. W przeciwnym razie – grzmieli „technicy życia” – zostaniemy wessani w czarną dziurę niemocy. Przestaniemy się rozwijać, rynek wykopie nas za drzwi, a życie odwróci się do nas niewłaściwym otworem. Trudno policzyć, jak wielu z nas skorzystało z tych cudownych rad. Niemal pewne jest jednak, że każdy sięgnął po nie czytając popularne poradniki lub konsultując się ze specem od życia.

I co się okazało?

Czytaj także: Ważne jest, żeby mieć kogoś, z kim można prawdziwie rozmawiać. Do rozpaczy i smutku mamy pełne prawo

Po latach starań, pozytywnego myślenia o sobie, innych i świecie, nie staliśmy się bogatsi ani zdrowsi, a życie bardzo często stawia nas w sytuacji, gdzie okazujemy się bezradni i krusi.
- Społeczeństwo w późnym kapitalizmie – jak pokazują badania: zatomizowane, dotknięte epidemiami samotności, depresji i uzależnień – przypomina rój małych jednoosobowych przedsiębiorstw, które nieustannie ze sobą konkurują i które od najwcześniejszych lat muszą zdobyć kolejne umiejętności zapewniające im elementarne przetrwanie – zauważa Tomasz Stawiszyński. - Prędzej czy później zaczynamy uznawać – to wszak żelazna zasada późnokapitalistycznego indywidualizmu, który całą odpowiedzialność lokuje w jednostce – że jesteśmy kowalami swojego losu. Że zarówno sukces, jak i porażka zależą tylko od naszych osobistych dyspozycji: siły woli, umiejętności odraczania gratyfikacji, inteligencji, zdolności panowania nad emocjami, pozytywnego nastawienia, innowacyjności, oryginalności.
Stawiszyński zastanawia się nad tym, dlaczego w tych wszystkich poradnikach i na ustach duchowych przewodników nie pojawiają się takie pojęcia jak: kryzys finansowy, bezrobocie, dyskryminacja, brak perspektyw, nierówności społeczne, drapieżny system ekonomiczny, gloryfikacja chciwości? Cała ta sfera społeczna, polityczna i wspólnotowa w ogóle nie jest brana pod uwagę. A przecież każdy z nas żyje w określonych uwarunkowaniach, których często zwyczajnie nie jest w stanie przeskoczyć.
Co z nami robi wiara w cud, że osiągniemy coś wyjątkowego, będziemy ponad przeciętną? Co nam robi nakaz pozytywnego myślenia? Przede wszystkim wielu wpędza w poczucie winy. I jak to bywa w błędnym kole – leczymy się z tego, co jest elementem ludzkiej kondycji, zamiast spojrzeć na sprawy naszego życia z zupełnie innej perspektywy.
- Współcześnie niemal całkowicie straciliśmy z oczu kulturowo-ekonomiczny wymiar cierpienia, które wprawdzie może na pierwszy rzut oka spełniać kryteria psychiatryczne, ale w istocie jest reakcją na charakterystyczną dla współczesności niepewność, brak bezpieczeństwa socjalnego, osamotnienie czy brutalne reguły gry rynkowej – dowodzi Stawiszyński.
I gdyby poważnie potraktować skutki tych zależności, okazałoby się, że potrzeba nam swoistej rewolucji. Bo czyż nasze stany emocjonalne nie biorą się z fatalnych warunków, w jakich żyjemy, z poczucia niepewności, samotności, lęku przed śmiercią? Uznanie tego wszystkiego oznaczałoby konieczność zmiany. Tyle że nie nas samych, ale systemu, w którym żyjemy. Reguł rządzących światem, w którym nienasycenie prowadzić może nie tylko do katastrofy ekologicznej, ale i psychicznego wyczerpania każdego z nas.
I o tym jest książka Tomasza Stawiszyńskiego. O lęku przed tym, że przemijamy, starzejemy się, umieramy. I nie potrafimy uratować tych, których kochamy. Nieustannie zresztą tracimy to, co pragnęlibyśmy zachować. Jednocześnie współczesna kultura urabia nas do tego stopnia, że prawdę o tym, co się z nami dzieje i wkrótce stanie, całkiem wypieramy.
- Kultura nie przewiduje też zbyt wiele miejsca na doświadczenie żałoby – zauważa autor „Ucieczki od bezradności”. - No, chyba że – jak stanowi opublikowana w 2013 r. piąta edycja klasyfikacji DSM (Diagnostic and Statistical Manual of mental Disorders), przygotowana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne – trwa ono nie dłużej niż...dwa tygodnie.
Co dalej? Medykalizacja albo usunięcie z rynku pracy i życia towarzyskiego. Brak miejsca na przeżywanie żałoby wiąże się ze zjawiskiem o szerszym zasięgu, z deprecjonowaniem smutku. - A jednak prędzej czy później nieubłaganie następuje nieodwracalne: kogoś, kto przed momentem był częścią naszego świata, już nie ma – przypomina Stawiszyński. - Nie ma drogi w przeciwna stronę. Nagle – w tym świecie nieograniczonych możliwości, w świecie „zarządzania kryzysem”, szybkiego reagowania, pozytywnego myślenia, cudownych lekarstw, odwracających procesy starzenia – zostajemy bez żadnej alternatywy.

Terror optymizmu

Patologizacja i medykalizacja żałoby i lęku jest więc zrozumiała na gruncie drapieżnej logiki rynku. Dużą rolę odgrywają tu także firmy farmaceutyczne. Śledztwo dziennikarskie przeprowadzone 9 lat temu przez reporterów „Washington Post” wykazało, że kilkunastu członków Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, którzy byli w grupie przygotowującej zmiany w definicjach zaburzeń nastrojów do piątej edycji DSM i stali za usunięciem stamtąd wyjątku dotyczącego żałoby, miało finansowe powiązania z firmami farmaceutycznymi. Tymi, które wprowadzały do obrotu leki przeciwdepresyjne. Wprawdzie nie byli zatrudnieni w tych firmach, ale brali udział w płatnych konferencjach, szkoleniach i seminariach. Prowadzili też za wynagrodzeniem sponsorowane badania kliniczne nad skutecznością leków „korzystnych dla naszego zdrowia psychicznego”.
- Terror optymizmu, nakaz aktywności, brak przestrzeni na głębokie, uczciwe doświadczenie własnej i cudzej bezradności, lęku, smutku czy żałoby skutkuje epidemią depresji, kiedy to cała psychika, w czymś na kształt strajku generalnego, odmawia po prostu posłuszeństwa – przestrzega Stawiszyński. I dodaje, podążając za myślą Jonathana Rottenberga, autora innej świetnej książki „Otchłań. Ewolucyjne źródła epidemii depresji”, że powinniśmy przestać definiować depresję w kategoriach choroby. Nie oznacza to zakazu stosowania leków psychotropowych. Mogą wspomagać leczenie trudnych stanów emocjonalnych. Depresja jest jednak całościową reakcją naszego układu nerwowego na wiele obecnych we współczesnym świecie czynników. Nie zostaliśmy przygotowani przez ewolucję na konfrontację z nimi. Nasz mózg wykształcił się do funkcjonowania raczej w małych, zwartych społecznościach, które żyją zgodnie z biologicznym i dobowym zegarem. Jak on bije? Poprzez bogactwo życia wspólnotowego i zajęcia związane głównie z poszukiwaniem pokarmu.
Trzeba przyznać, że obecnie żyjemy poszukując w przeciwnym kierunku. Izolacja, ograniczenie liczby przyjaciół, rozłąka członków rodzin mieszkających daleko od siebie i zakupy podane niemal na tacy – oto znaki naszych czasów. Nasze życia zwróciły się w stronę mediów społecznościowych. Tworzymy bańki informacyjne, które wykluczają z dyskusji oponentów. I zapętlamy się w walce o rację, dowodząc własnej moralnej wyższości albo krzywdy.
- Cyfrowa rzeczywistość wzmacnia tendencję do niewidzenia własnej przemocy, do ukrytego podobieństwa do tego, kogo postrzegamy jako wroga – powiada Stawiszyński.
Czytelnik może zapytać: no dobrze, ale po co o tym wszystkim pisze i jakie widzi wyjście z zaklętego kręgu smutku, bezradności i przemocy? Czy chodzi mu o to, byśmy byli smętni, bezradni, rozłożyli ręce w tym trudnym czasie i wyparli się wszelkich podpór? W żadnym razie. Tomasz Stawiszyński jest przede wszystkim propagatorem ważnej myśli w kraju tak podzielonym jak Polska. „Pozwólcie sobie przeżywać życie takie, jakie jest, bo jedyna żywa potrzeba człowieka to potrzeba bliskości i ciepła” – zdaje się mówić całym sobą. Zarówno w książkach, jak i audycjach w radio Tok.fm otwiera nas na widzenie świata z jego całym bogactwem i różnorodnością. Dopiero, kiedy pozwolimy sobie tak widzieć ów świat, odsłoni przed nami to, co naprawdę istotne. I jest to niezwykle uwalniające uczucie. Czysta ulga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jak żyć, żeby żyć, a nie zwariować, czyli Tomasz Stawiszyński zniechęca do ucieczki od bezradności - Gazeta Pomorska