Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Majer: Każde pokolenie wspinaczy ma swoje miejsca do odkrycia i wyzwania, którym stara się sprostać

Iwona Świetlik
Iwona Świetlik
Na stanowisku, The Nose
Na stanowisku, The Nose Tadeusz Karolczak
Janusz Majer to legenda polskiego himalaizmu. Ma na swoim koncie imponujące doświadczenia z podróży, a także z wypraw wspinaczkowych w najwyższe góry świata. Wieloletni prezes katowickiego Klubu Wysokogórskiego (1980-1992), współorganizator Festiwalu Filmów Górskich w Katowicach (1988-1992), współtwórca Alpinusa - pierwszej, prężnie rozwijającej się marki outdoorowej w kraju (1990-2001). Wspomina przełomowe wyprawy, swoich przyjaciół, opowiada o pasji do gór i poznawania świata.

Najpierw były wyjazdy w skałki i Tatry, później w Alpy i Hindukusz - takie były początki w latach 60. i 70. Co najbardziej wtedy się dla Pana liczyło?

Interesowało mnie poznawanie świata, zwłaszcza kultury wschodu, a te wyjazdy dawały taką możliwość. Dla młodych ludzi w PRL-u perspektyw realizacji siebie nie było zbyt wiele, stąd w Polsce znalazło się nagle tylu alpinistów - można było otrzymać sportowy paszport i zwiedzać świat.

W 1976 roku brał Pan udział w rozmowach z pakistańskimi urzędnikami w Rawalpindi. Wydali zgodę na pierwszą wyprawę katowickiego Klubu Wysokogórskiego w Himalaje. W kolejnym roku czołówka polskich wspinaczy wyjechała pod Nanga Parbat.

Udało nam się zdobyć Noszak (7491 m n.p.m.) w Hindukuszu, po czym pojechaliśmy do Pakistanu i tam w Rawalpindi spotkaliśmy Wandę Rutkiewicz i Duśkę Wach. To właśnie Wanda dzięki swoim kontaktom pomogła nam zdobyć zezwolenie na wyprawę pod Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) w 1977 roku. I choć na szczyt nie udało się wówczas wejść, to był przełomowy moment. Zaczęły się coraz częstsze wyjazdy...

Yosemite Valley w Stanach Zjednoczonych to marzenie alpinistów z całego świata, a dla niektórych nawet styl życia. W latach 70. i 80. dolina była stolicą wspinaczki skalnej. W 1980 r. Panu również wraz z kolegami udało się tam pojechać.

Rzeczywiście, w Yosemite w centralnej Kaliforni byliśmy pierwszymi grupami z Polski. Z ramienia Polskiego Związku Alpinizmu przebywała w Yosemite w tym czasie dwójka: Krzysztof Żurek i Zbyszek Młynarczyk. Zrobiliśmy cztery klasyczne drogi, które wyszczególnione zostały w podręczniku o najładniejszych drogach w Ameryce Północnej, m.in. Royala Robbinsa, na Half Dome i słynny The Nose na El Capitanie. Prym wiedli tutaj głównie Rysiek Pawłowski i Tadeusz Karolczak. Wcześniej zwiedziliśmy Ekwador i Peru. Cały wyjazd do obu Ameryk był jedną wielką przygodą.

Co w Yosemite Valley tak przyciąga wspinaczy? Dziś także dolina jest bardzo popularna i oblegana.

Ciekawa jest cała historia ruchu anarchistycznego w Yosemite. Już w latach 70. i 80 sporo tam się działo. Dla nas było to nowe doświadczenie, z wielkimi wahadłami w ścianach, przeciąganiem worów z ekwipunkiem. Sama dolina znajdująca się w łańcuchu górskim Sierra Nevada w Kaliforni robi wrażenie. Są tutaj nie tylko niezwykłe formacje skalne, ale też jeziora czy wodospady.

O Broad Peaku (8040 m n.p.m.) himalaiści mówią, że to góra, która nie nastręcza wielu trudności technicznych, za to można szybko osiągnąć na niej wysokość. W 1984 roku stanął Pan na szczycie z Ryśkiem Pawłowskim i Walentym Fiutem.

Chcieliśmy zrobić nową drogę na południowo-zachodniej ścianie, ale wyglądała dość lawiniasto i zaczęliśmy aklimatyzować się na normalnej drodze. Krzysiek Wielicki na Broad Peak wszedł w jeden dzień, a my byliśmy tuż przed nim, startując z trzeciego obozu. Razem z nami w bazie byli jeszcze Jurek Kukuczka i Wojtek Kurtyka - mieli zezwolenie na Świetlistą Ścianę Gaszerbruma IV, ale z powodu kiepskich warunków pogodowych nie weszli w ścianę. Podczas tej wyprawy duet wspinaczkowy wszech czasów w symboliczny sposób rozstał się. Po zejściu z Concordii Jurek poszedł w lewo i ostatecznie zszedł do doliny Hushe, a Wojtek poszedł w prawo i zszedł do doliny Hunzy.

Był Pan świadkiem wielu traumatycznych chwil, jak np. w 1989 roku, kiedy to w trakcie drogi powrotnej z Mount Everestu w lawinie zginęło aż pięć osób. Wielu Pana przyjaciół zostało w górach na zawsze…

Staram się zachować w pamięci dobre wspomnienia związane z przyjaciółmi, którzy zginęli w górach, wspominać ich poprzez anegdotę. W tej lawinie zginął m.in. Andrzej Heinrich „Zyga”, który miał świetne relacje z szerpami. Kiedy Arur Hajzer podczas harcerskiej wyprawy w Rolwaling zapukał w nocy do chaty szerpańskiej i na pytanie skąd jesteście, odpowiedział „z Polski”, usłyszał „a Zygę znasz?”. Nie znam wspinacza, który po śmiertelnym wypadku, którego był świadkiem, zrezygnował. Pasja górska jest silniejsza.

Na wielu wyjazdach trekkingowych był Pan z żoną Zosią i synem Krzyśkiem. Wspólne podróżowanie scala rodzinę?

Zdecydowanie tak. Chcieliśmy przede wszystkim zaszczepić synowi bakcyl poznawania świata. Niesamowita była w 1977 roku podróż jelczem z Pakistanu do Polski. Krzyś miał wtedy osiem lat. W 1981 r. zwiedziliśmy Indie, Sri Lankę, Nepal, Tajlandię, Malezję i Singapur. W bazie pod Annapurną syn był w wieku 14 lat. W gronie przyjaciół też często podróżowaliśmy.

Był Pan też organizatorem wypraw i kierownikiem. Jednak Pana rola różniła się wówczas od tej, którą preferował chociażby Andrzej Zawada w latach 70.-90.

Z przyjaciółmi z Klubu Wysokogórskiego „Katowice” spędzaliśmy razem dużo czasu. Malowaliśmy kominy, jeździliśmy w skałki, chodziliśmy na bankiety. Byliśmy jak jedna wielka rodzina. Decyzje w Himalajach podejmowaliśmy zatem wspólnie. Poza tym, w grupie byli ludzie o większym doświadczeniu górskim, niż moje, więc czemu mieliby nie współdecydować?

No właśnie. Oprócz gór, podczas wypraw ogromnie interesowały Pana relacje międzyludzkie.

Ciekawiło mnie, jak uczestnicy wyprawy reagują na ekstremalne sytuacje. Wyjazdy dały mi dużo tolerancji. Nagle zobaczyłem, że ta sama sytuacja może być inaczej przyjmowana przez różnych ludzi. Nigdy nie byłem takim ekstremalnym wspinaczem. Uważam, że góry to nie tylko sportowe wyczyny, ale też możliwość przebywania z innymi osobami i szersze poznawanie świata.

Koledzy mówią, że nikt tak jak Pan nie zna historii i topografii gór. Skąd czerpie Pan tę wiedzę?

Głównie z książek, których pokaźną kolekcję mam w swojej bibliotece w Górkach Wielkich. Zawsze gromadziłem z wypraw książki dotyczące historii gór Azji, Tybetu. Zacząłem też regularnie sprowadzać je z antykwariatów brytyjskich i amerykańskich. Ciekawe reprinty sprawozdań podróżników z XIX i początku XX wieku robi Wydawnictwo Asian Educational Services działające w Indiach. Skompletowałem cały dorobek wydawniczy Svena Hedina, w tym trzy tomy „Transhimalajów”. Ciekawym eksponatem w mojej bibliotece jest również relacja z pierwszej wyprawy w Karakorum Martina Conwaya z 1892 roku.

W latach 90. zajął się Pan biznesem. Z Pana inicjatywy, a także Ryszarda Wareckiego i nieżyjącego Artura Hajzera w 1990 roku powstał legendarny Alpinus - pierwsza tak wielka i prężnie rozwijająca się marka outdoorowa w kraju. Cieszyła się uznaniem, mimo tego, że inne tego typu firmy odzieżowe nie miały się w tamtym czasie zbyt dobrze.

Artur Hajzer w ciągu roku chciał wejść na 14 ośmiotysięcznych szczytów. W 1989 roku pojechaliśmy na targi do Monachium, ale nie znaleźliśmy sponsora, na projekt himalajski, za to poznaliśmy Albrechta von Dewitza, prezesa i właściciela Vaude - dużej, niemieckiej firmy outdoorowej, który pomógł nam w projekcie biznesowym i w 1990 r. założyliśmy Alpinusa. Nasi partnerzy z Niemiec mówili na Polskę w tamtym czasie „happy island”, bo nie było dużej konkurencji. Poszliśmy jednak na całość i przeinwestowaliśmy. Rozwijaliśmy się za szybko. Na trudnym, austriackim rynku założyliśmy własne sklepy. Zadłużenie było zbyt duże, przyszła dekoniunktura i banki poprosiły o zwrot. Pojmowanie ryzyka w górach przenieśliśmy do biznesu i to nie było szczęśliwe. Musieliśmy zakończyć działalność.

Jak wspomina Pan Festiwale Filmów Górskich, których był Pan współorganizatorem w 1988, 1990 i 1992 roku?

W 1987 roku byliśmy m.in. z Arturem Hajzerem, Jurkiem Kukuczką i Krzyśkiem Wielickim na Festiwalu w Trento. Postanowiliśmy zorganizować podobną imprezę w Katowicach. Odbyły się trzy edycje. Na nasze festiwale przyjeżdżała czołówka wspinaczy, twórcy filmowi, reżyserzy i operatorzy z całego świata. To był piękny czas.

Polski Himalaizm Zimowy, program Artura Hazjera, funkcjonujący w latach 2010-2015 miał przygotowywać kadrę do wejścia zimą na niezdobyte ośmiotysięczniki. Po śmierci Hajzera, został Pan jego następcą. Warto było kontynuować mimo burzy wokół programu i szukania winnych za tragedie zimą w górach wysokich?

Program oparł się na ludziach znanych z turystyki wysokogórskiej, jak Adam Bielecki, Marcin Kaczkan, Ola Dzik. Ja natomiast chciałem przyciągnąć wspinaczy z doświadczeniem tatrzańskim czy alpejskim. Udało nam się pojechać z takim zespołem na K2 w sezonie zimowym 2017/2018. Wśród uczestników byli m.in. Janusz Gołąb, Marek Chmielarski i Artur Małek. Gdybyśmy wybrali drogę pierwszych zdobywców, to myślę, że szanse na zdobycie szczytu byłyby większe. Z różnych względów nie udało się. Dla niektórych chłopców ważniejsze było własne ego, niż wspólny cel. To zdarza się teraz niestety coraz częściej. Dawniej liczył się zespół, a sukces jednej czy dwóch osób był sukcesem zespołowym.

Czy cele obecnego Polskiego Himalaizmu Sportowego są równie ambitne?

Ludzie wspinający się w ramach Polskiego Himalaizmu Sportowego są świetni w Alpach, na Kaukazie. Robią trudne technicznie drogi na sześciotysięcznych szczytach w stylu alpejskim. Program jest po prostu inny, m.in. pod kątem przygotowań ekipy do wejścia. Każde pokolenie wspinaczy ma swoje miejsca do odkrycia, wyzwania, którym stara się sprostać. Życzę młodym wspinaczom jak najlepiej.

Z Januszem Majerem rozmawiała Iwona Świetlik

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera