Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Szmidt był na mistrzostwach świata Ironman w triathlonie ZDJĘCIA Katowiczanin spełnił swoje marzenie

Tomasz Kuczyński
Tomasz Kuczyński
Janusz Szmidt na mistrzostwach świata Ironman w triathlonie w USA podczas wyścigu oraz zwiedzania.
Janusz Szmidt na mistrzostwach świata Ironman w triathlonie w USA podczas wyścigu oraz zwiedzania. Facebook/Janusz Szmidt
Wśród 19 Polaków, którzy wzięli udział w Mistrzostwach Świata Ironman w triathlonie był Janusz Szmidt. 52-letni katowiczanin opowiada o swej życiowej przygodzie w USA. Zobacz ZDJĘCIA z tej wyprawy!

Ironman jest tylko dla twardzieli. Aby dotrzeć do mety trzeba przepłynąć w otwartym akwenie 3,86 km, następnie przejechać na rowerze 180,2 km, a na koniec przebiec maraton (42,195 km)!

Do Utah zamiast na Hawaje

- Zawody zostały ocenione przez wielu bardziej doświadczonych zawodników jako najtrudniejsze w ich karierze. Wiele osób nie ukończyło wyścigu. Mnie oraz całej ekipie Trinergy udało metę osiągnąć z dość przeciętnym czasem 11 godzin 55 minut. Zważywszy jednak na warunki (ponad 30 st. C) i ciężką trasę kolarską oraz biegową nie ma co płakać. Ale nie samym sportem człowiek żyje, Utah to przepiękne parki narodowe. Nie mogłem tego przepuścić. Jest tez blisko Las Vegas.... - napisał na Facebooku Janusz Szmidt, prezentując zdjęcia z pobytu za oceanem. Katowiczanin zajął 67. miejsce w kategorii wiekowej 50-54 lata.

Majowe Mistrzostwa Świata Ironman odbyły się w wyjątkowo St. George w stanie Utah, a nie na Hawajach - decydowały względy pandemiczne.
- To były moje pierwsze mistrzostwa świata, czyli spełnienie marzeń - nie kryje katowiczanin, który trenuje triathlon od siedmiu lat, a na zawody w USA awansował dzięki kwalifikacji (tzw. slotowi) uzyskanej jesienią w Ironmanie w Portugalii.- Nie wszyscy te sloty biorą, bo trzeba wykupić udział, który jest dosyć drogi, kosztuje ponad tysiąc dolarów. Zresztą podróż jest daleka, wiąże się z tym cała logistyka, trzeba dostać się na Hawaje, a teraz do Utah.

Na miejscu należało być odpowiednio wcześniej, aby zapoznać się z warunkami i trasami.
- Byłem siedem dni wcześniej i ten czas starczył mi, aby się zaaklimatyzować. Przeszkodą była różnica czasu, a drugą ważną upały powyżej 30 stopni. Przyjechaliśmy z chłodnej Europy i był to duży szok dla naszych organizmów. No i jeszcze trasy. Zawody były mocno „rozstrzelone”. Pływanie gdzie indziej, rozległe trasy rowerowe. Było co wcześniej sprawdzać, mieliśmy więc dużo roboty logistycznej - podkreśla Szmidt.

Jak to się zaczęło z tym triathlonem?

Katowiczanin wspomina swoje początki w triathlonie i mówi, co spotkało go w USA.

- Na początku kupiłem książkę i sam próbowałem się przygotowywać. Wcześniej biegałem, miałem ukończone sześć maratonów, dosyć dobrze już pływałem. Miałem bardzo mocną bazę. Po kilku latach zacząłem współpracę z trenerem, który układał mi bardziej spersonalizowane treningi.
Teraz to był mój siódmy Ironman. Nic specjalnie mnie nie zaskoczyło, choć każdy Ironman jest inny. W mistrzostwach świata był problem z przyjmowaniem energii, czyli pokarmu. Podczas 11-12 godzin muszę dostarczyć organizmowi z 5 tysięcy kalorii. W St. George to był największy problem, nie tylko mój. Potężna niemoc, żeby wzmocnić organizm, dostarczyć mu odpowiednią ilość kalorii. Doświadczony zawodnik wie, że musi to robić. Mamy pewne sposoby, płynne izotoniki czy żele, batony. Zaskoczeniem było to, że dosyć wcześnie powstała bariera organizmu - nie chciał przyjmować płynów izotonicznych, co zdarzyło mi się pierwszy raz, ale i pokarmów. Wynikało to z temperatury, suchego powietrza i silnego wiatru. Podobne problemy mieli bardzo mocni zawodnicy, którzy ledwo ukończyli zawody, godzinę-półtorej za mną. Trasa rowerowa była zabójcza, nie ma takiej w Europie. Bieg był najtrudniejszy - z ostrymi podbiegami, gdzie pod koniec trasy 90 proc. zawodników po prostu... szło.

Mimo takiego opisu, Szmidt zachęca do tej dyscypliny.

- Do triathlonu może iść każdy normalnie pracujący, który jest w stanie wyrwać w ciągu dnia godzinę-dwie na trening. Jeżeli chce się łapać do pierwszej trójki-piątki na zawodach międzynarodowych, to sprzęt już gra rolę. Jeżeli chcemy tym się bawić, to nie trzeba mocno inwestować, choć oczywiście są rowery za 50 tys. złotych, kask potrafi kosztować 1,5 tys. Drogie są też wyjazdy na zagraniczne zawody, wysokie wpisowe na imprezy typu Ironman. W Polsce jest mnóstwo zawodów, gdzie można wykupić sobie bilet za 200 zł i startować nawet na słabszym sprzęcie, na krótszych dystansach. Teraz mamy zawody w Sierakowie, pamiętam, że jechałem tam na zwykłej „Meridzie” i dołożyłem sobie tylko „lemondkę” (nakładkę na kierownicę - red.).

Gdzie można spotkać Ironmana z Katowic?

Janusz Szmidt pracuje w Bytomiu w firmie „Partner”, która wspiera finansowo jego starty. Ma menedżera, którą jest żona Teresa. Należy do grupy Trinergy z Warszawy - trenerzy monitorują jego zajęcia zgodnie z zadanym planem, co do minuty. Biega po Lasach Panewnickich, jeździ po całym Śląsku, też po Górach Świętokrzyskich, pływa w katowickich basenach, a na otwartych akwenach, gdy są do tego warunki, m.in. na Pogorii w Dąbrowie Górniczej.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera