Jaworzno: od tygodnia rodzina chorego na covid 75-letniego mężczyzny walczy o jego życie i błaga o przyjęcie go do szpitala

- Mój ojciec jest 75- letnim, schorowanym człowiekiem - mówi Agnieszka Gruca z Jaworzna, córka chorego mężczyzny. Pan Marian przebywał na oddziale neurologii jaworznickiego szpitala. Stwierdzono o u niego zakażenie koronawirusem.
Jak wyjaśnia nam lekarz naczelny szpitala Wiecław Więckowski to ordynator neurologii zdecydowała, że dalsze leczenie może być kontynuowane w domu.

Jednak w domu stan pacjenta się pogarszał. - Teraz już nie pije, nie zażywa leków, umiera - rozpacza pani Agnieszka i pyta dlaczego ojca wypisano ze szpitala. - Moje wielokrotne telefony do placówki skutkowały wyśmiewaniem i rzucaniem słuchawką przez osoby dedykowane do kontaktu w jaworznickim szpitalu. Ojca przywieziono do domu o 24 w nocy, w piżamie do starszej mamy, która też już jest zarażona koronawirusem. To było wyrzucenie na bruk. Teraz nie możemy od nikogo doczekać się pomocy.

Rodzina pana Mariana bezskutecznie wzywa karetkę pogotowia, by ta zabrała starszego pana do szpitala. Dziś pani Agnieszka jak i jej mama wezwały ratowników po raz ósmy. - Jak przyjadą to stwierdzają, że parametry pacjenta są dobre - oburza się pani Agnieszka.

- Wczoraj kiedy słuchałam wypowiedzi prezydenta Miasta Pawła Silberta w Radiu Katowice i słyszałam zapewnienia o pomocy mieszkańcom miasta nie wytrzymałam i zdecydowałam się złożyć skargę. Skargę na bezmyślność, bezduszność i zachowanie niegodne przysięgi Hipokratesa. Proszę mi wytłumaczyć jak to jest , że pomimo przygotowanego oddziału zakaźnego na terenie jaworznickiego szpitala wyrzuca się starszego człowieka. Człowieka bez świadomości wcześniejszego zakażenia. Człowieka cierpiącego od lat na inne schorzenia, które były powodem przyjęcie do placówki.

Jak informuje pani Agnieszka ojciec został przyjęty do szpitala na oddział neurologii 19.10, a następnie po wykonanych badaniach i pozytywnym wyniku na Covid -19 w samej piżamie i bez żadnych papierów odwieziony ze szpitala do domu.
- Poruszę niebo i ziemię, by odpowiedzieli Państwo za to barbarzyństwo! Nie mam tylko telefonu do Boga. O postawie szpitala w zaistniałej sytuacji został powiadomiony Prezydent Miasta, Dyrektor Śląskiego Oddziału NFZ i Wojewoda Śląski. Jednocześnie informuję, że podejmę wszelkie kroki prawne do ukarania osób winnych za to w jaki sposób umiera mój ojciec, bo przez zaniedbania szpitala nie widzę już nadziei na to by przeżył - napisała w mediach społecznościowych pani Agnieszka.

- Ze naszej strony zrobiliśmy wszystko. Gdybyśmy mieli karetkę to sam bym pojechał - mówi dr Więckowski. - O leczeniu chorego z covidem decyduje lekarz rodzinny.

Personel szpitala jest zresztą zdziesiątkowany przez koronawirusa. Z powodu covidu w październiku nie pracowało 100 osób. Odwoływano nawet operacje onkologiczne, bo u chorych stwierdzono koronawirusa.

Pani Agnieszka: - Powiedzieli w pogotowiu, że jak straci przytomność to po niego przyjadą. Mama znowu dzwoni. Ojciec nie je. Bez przerwy ma czkawkę. Podrzucono go do domu jak nikomu niepotrzebny balast. Niech się stara żona martwi.