Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już nie spojrzę w zielone oczy mojej córki... Policjant usłyszał zarzut zabójstwa żony

Katarzyna Kapusta
Przez trzy lata rodzice Anny nie ustawali w poszukiwaniach. Teraz ich nadzieja zgasła
Przez trzy lata rodzice Anny nie ustawali w poszukiwaniach. Teraz ich nadzieja zgasła Arkadiusz Ławrywianiec/Dziennik Zachodni
Trzy lata trwało śledztwo w sprawie tajemniczego zaginięcia Anny Garskiej. Kobieta rozpłynęła się bez śladu. Jej mąż, policjant Marek, właśnie został oskarżony o zabójstwo żony.

Mówi się, że nie ma zbrodni doskonałej. Prędzej czy później zawsze trafia się na ślad pozostawiony przez zabójcę. Przez ostatnie trzy lata śledczy z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach badali sprawę zaginięcia żony policjanta. Sprawy nie odpuszczał także prokurator Zbigniew Jamrozy z Prokuratury Okręgowej w Katowicach, który skrupulatnie gromadził materiał dowodowy. Gdy czas nie pozostawiał już złudzeń, nastąpił przełom w sprawie. Marek G., usłyszał zarzut zabójstwa swojej żony Anny. Prokuratura zgromadziła ponad 20 teczek z aktami sprawy.

Anna nie mogła zostawić córki

Anna i Marek poznali się w 2006 roku. Ona pracowała w sosnowieckim ZUS-ie, on był policjantem. Po dwóch latach urodziła się im córka. To było długo wyczekiwane dziecko. Wszystko zmieniło się 7 lipca 2012 roku. Jeszcze o godzinie 18 Anna rozmawiała ze swoją mamą przez telefon. Była wówczas u fryzjera z córką. To była ostatnia rozmowa telefoniczna, jaką Michalina Kaczyńska przeprowadziła ze swoją córką. Nic nie zapowiadało, że kilka godzin później może wydarzyć się coś złego.

Marek G. zaginięcie żony zgłosił dwa dni po jej zniknięciu. Jak twierdził, pokłócili się i to właśnie po tej małżeńskiej sprzeczce kobieta w pośpiechu miała spakować walizkę i wyjść z domu. Mężczyzna później zeznał, że jego żona miała wrócić za dwa dni. Niestety, nigdy już nie wróciła...

Według zeznań policjanta, awantura miała się rozpocząć od niepodlanych kwiatków na balkonie. Anna miała wyjść wzburzona z domu około godziny 22.30. Jej telefon logował się w obrębie miejsca zamieszkania jeszcze przez trzy godziny. Potem milczał aż do godziny 7 rano. Marek G. nie próbował dzwonić do żony, nie wykonał nawet jednego telefonu. Sygnał, nadawany przez telefon komórkowy Anny, urywał się przed dworcem PKP w Katowicach. To miało uwiarygodnić wersję, że kobieta wyjechała nad morze z kochankiem.

Do Krysztofa Jackowskiego o pomoc zwróciła się katowicka prokuratura

Anna Garska zaginęła: Jasnowidz Jackowski szuka żony policja...

Poszukiwania Anny Garski w Czeladzi

Gdzie jest żona policjanta Anna Garska? Policjanci wpadli na...

WSTRZĄSAJĄCA HISTORIA ANNY GARSKIEJ

- Pisałam do córki i dzwoniłam, i nic. Jej telefon był aktywny od soboty, 7 lipca, do poniedziałku, 9 lipca. Najpierw w rejonie ulicy Wincentego Pola w Czeladzi, czyli miejsca, w pobliżu którego mieszka, a potem już w Katowicach. Telefon był aktywny do godziny 16.00. Nie było także żadnych wypłat z banku - mówi Michalina Kaczyńska.
O tym, że Anna jest żoną policjanta, media oficjalnie dowiedziały się pół roku od zgłoszenia jej zaginięcia. Było to podczas konferencji prasowej. Marek G. od początku nie angażował się w poszukiwania żony. Osoby związane ze śledztwem twierdzą wręcz, że mężczyzna odetchnął po jej zaginięciu. O tym, że Marek G. miał romans z koleżanką z pracy, wiedzieli wszyscy, poza rodziną Anny i nią samą. Policjantka szybko zerwała kontakty z kolegą z pracy, gdy okazało się, że jest na celowniku prokuratury. To nie przeszkodziło mu nawiązać kolejny romans. Kilka miesięcy później zamieszkał razem z kochanką. Wspólnie chodzili oddawać krew, wyjeżdżali na wakacje. Marek całkowicie zapomniał o żonie.

Nie próbował jej szukać, nie pomagał rozwieszać plakatów, unikał także kontaktu z dziennikarzami. Marek G. nie chciał, by kiedykolwiek wyszło na jaw, że Anna jest żoną policjanta. Gdy ta informacja została ogłoszona podczas konferencji prasowej, policjant był mocno wzburzony. Postanowił wówczas odciąć swoją córkę od dziadków.

- Stworzyliśmy plakaty z danymi dotyczącymi córki i zaczęliśmy je rozwieszać w różnych miejscach. Najwięcej tam, gdzie córka mieszkała, czyli w Czeladzi. Mniej więcej po tygodniu otrzymaliśmy informację, żeby się zgłosić na ulicę Orzeszkową 12 do MZGK w Czeladzi. Myśleliśmy, że w końcu pojawiło się coś nowego. Jednak okazało się, że MZGK otrzymał pismo ze straży miejskiej z pytaniem, czy czują się pokrzywdzeni z uwagi na fakt, że plakaty są naklejane na słupach przydrożnych, których są właścicielami - mówiła wówczas w rozmowie z DZ Michalina Kaczyńska.

Teściowie nie podejrzewali zięcia

Gdy po pół roku od zaginięcia w sprawę włączył się Krzysztof Rutkowski, mama Anny na pytanie dziennikarzy, czy podejrzewa męża swojej córki o to, że mógł zrobić jej coś złego, stanowczo odpowiedziała: - Nie, na pewno nie. Przecież oni się bardzo kochali, Marek nie mógłby zrobić jej krzywdy.

Teraz, gdy jej zięć został zatrzymany, a Prokuratura Okręgowa w Katowicach postawiła mu zarzut zabójstwa żony, a także nakłaniania świadków do składania fałszywych zeznań, nie ma wątpliwości.
- Podobno to się nazywa wyparcie. Wszystko wskazywało na to, że coś jest nie tak. Nie angażował się w poszukiwania, szybko wszedł w nowy związek. Zapewne wiedział, że Ania nie odnajdzie się w trakcie - mówi pani Michalina. - Jeśli zostanie skazany, jeśli to zrobił, to i tak jego rodzice będą mogli go oglądać, choćby za kratami. Ja już nigdy nie spojrzę w zielone oczy mojej córki. Denerwowałam się rano, w dniu jego zatrzymania. Teraz jestem spokojna, bo w moim życiu to nic nie zmienia. Śledztwo toczyło się pomału, ale cały czas powtarzałam, że lepiej wolno i dokładnie, niż na szybko i coś pominąć. Przez ostatnie trzy lata ciągle miałam nadzieję, że Ania się odnajdzie. Tę nadzieję, niestety, mi odebrano - dodaje zrozpaczona kobieta.

W sprawę zaginięcia Anny zaangażowanych było kilku prywatnych detektywów, prokuratura skorzystała także z pomocy jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego. Został powołany na biegłego z zakresu parapsychologii w sprawie zaginionej. W poszukiwaniach Anny nie ustawali rodzice, ale także policjanci pracujący przy tej sprawie. Jeszcze w 2014 roku przeprowadzono przeszukanie łąk za centrum handlowym w Czeladzi przy DK 86. Trzydziestu policjantów metr po metrze przeszukiwało stawiki, a także teren wokół nich.

Sprawa ma charakter poszlakowy

Przez trzy lata w trakcie prowadzonego śledztwa nie udało się odnaleźć ciała Anny ani też jej szczątków. Choć pierwotnie śledztwo było prowadzone w kierunku popełnienia przestępstwa polegającego na nakłanianiu innej osoby do targnięcia się na własne życie, to śledczy nie wykluczali żadnej wersji zdarzeń. Skrupulatnie gromadzone przez prokuratora i policję dowody pozwoliły przedstawić zarzuty Markowi G. Sprawa ma charakter poszlakowy.

- Na tym etapie nie możemy powiedzieć nic więcej na temat śledztwa. Istotnie, sprawa ma charakter poszlakowy, jednak ten łańcuszek powiązań i zdarzeń jest mocny, dlatego też prokurator zdecydował się na postawienie zarzutów - tłumaczy prokurator Marta Zawada-Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Marek G. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, odmówił także składania wyjaśnień. Został już zawieszony w czynnościach przez komendanta miejskiego policji w Sosnowcu. Do komendanta wojewódzkiego trafił już wniosek o wydalenie go z pracy dla dobra służby.

To nie pierwsza taka sprawa. Historia zna przypadki skazanych za zabójstwo przestępców, których proces miał charakter poszlakowy. W 2014 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Mariusza B. na karę dożywocia za zabójstwo czterech osób: męża i córki swej kochanki, uczestnika kursu tańca, który z nią tańczył, oraz księdza, który przed laty miał molestować B. Proces był niecodzienny, ponieważ prokuratura nie miała w tej sprawie żadnego bezpośredniego dowodu zbrodni.

W kwietniu bieżącego roku Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego, skazujący Adama Ł. na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo byłej narzeczonej Ilony M. Wcześniej Ł., niegdyś urzędnik w magistracie w Świętochłowicach, został skazany na 25 lat więzienia przez Sąd Okręgowy w Katowicach za zabójstwo byłej żony, 33-letniej Alicji Cesarz, w Chorzowie w 2007 r. Ciała kobiety nie odnaleziono.

***

Poszukiwania rozpoczęły się w Czeladzi. Marek G. zaginięcie swojej żony zgłosił na komisariacie policji w Czeladzi. Już wtedy zasugerował, że jego żona wyjechała nad morze z kochankiem. Sprawą przez pół roku zajmowała się Komenda Powiatowa Policji w Będzinie. Potem do akcji wkroczyli policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji, prokuratura oraz Biuro Spraw Wewnętrznych, czyli policja w policji.

Do Krysztofa Jackowskiego o pomoc zwróciła się katowicka prokuratura

Anna Garska zaginęła: Jasnowidz Jackowski szuka żony policja...

Poszukiwania Anny Garski w Czeladzi

Gdzie jest żona policjanta Anna Garska? Policjanci wpadli na...

WSTRZĄSAJĄCA HISTORIA ANNY GARSKIEJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!