Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Komu szkodzi to, że nie jesteśmy już dla Niemców „Polaczkami”

Krzysztof Karwat
Socjologowie co rusz pokazują, jak bardzo zmieniły się relacje między Polakami i Niemcami, a one jeszcze w latach 90. były obciążone paskudnymi i - zdawałoby się - nieprzezwyciężalnymi stereotypami.

Ale już nawet wtedy tzw. statystyczny Schmidt przestawał nazywać naszego Kowalskiego „Polaczkiem”, ten zaś nie rewanżował mu się równie nieprzyjaznym „Szwabem”. Wszyscy wiemy: podobnych epitetów, którymi się częstowaliśmy, używaliśmy więcej. Niektórych nawet nie znajdziesz w słownikach (chyba że będziesz szukał w tych nieodrzucających kuchennej łaciny). Co się zatem zmieniło w nas, Polakach i Niemcach?

Dla porządku: przyjmijmy cezurę. Powiedzmy, że zaczynamy odmierzać od rządów sekretarza polskich niemcożerców - Władysława Gomułki. Czyli od lat 60., gdy jeszcze sieroty po III Rzeszy całkiem nieźle sobie w NRF-ie prosperowały. A że się coś w nas zmieniło, to pewne. Jak amen w pacierzu! Badacze opinii społecznej nawet nie muszą nam tego udowadniać, pokazywać rosnących „słupków” i „procentów” wzajemnej sympatii, w najgorszym przypadku - zwiększającego się zaufania i szacunku. To, że Polak z Niemcem jednak „może”, widać gołym okiem. Zobaczy to ślepy i usłyszy głuchy. Nawet gdyby pechowo trafił - jak to bywało w PRL-u i prusko-niemieckim państwie - do armii. Przekonałby się, że na poligonach naszego kraju polscy generałowie wielokrotnie dowodzą niemieckimi (czytaj: NATO-wskimi) podwładnymi. I odwrotnie. Szanowni Państwo, chyba o tym wiecie?

Trudniejsza jest odpowiedź na pytanie: skąd ta zmiana w naszych umysłach, a przede wszystkich - w duszach? Sławetne: „Jak świat światem, nie będzie nigdy Niemiec Polakowi bratem” należałoby wyrzucić do lamusa, a może nawet na śmietnik historii, skoro nie pamiętamy, kiedy, kto i w jakich okolicznościach tych parę słów napisał. Wacław Potocki - mówią, że najwybitniejszy polski poeta barokowy - 350 lat temu, w swym wiekopomnym wierszu, linijkę wyżej jednak zauważył: „Polaka pycha, Niemca wolność bodzie”.

Nie wiem, kogo dziś „wolność bodzie”, a kogo „pycha rozpycha” (przepraszam tych z Częstochowy za ten nieszczęsny rym). Więc nie wiem też, dlaczego dziś Polakom z Niemcami „tak dobrze”. Bo czas wyleczył rany? Bo odeszły pokolenia, które bezpośrednio doświadczyły zbrodni wojennych? Bo wymarli naziści? Bo jesteśmy lepiej wykształceni, bogatsi i rozumniejsi niż 40-50 lat temu? Bo wielu młodych Polaków świetnie po niemiecku „szprecha”, a nawet całkiem sporo Niemców to i owo „kuma”, gdy gadać do nich po polsku? Bo nie ma już żelaznej kurtyny i wymyślonej przez Stalina marionetkowej NRD? Bo razem znaleźliśmy się w strefie Schengen, więc na granicach musimy uważać tylko na to, by na wspólnych drogach nie przekroczyć prędkości i nie dostać, tu czy tam, mandatu? Bo lubimy jeździć volkswagenami, które - niepostrzeżenie także w Polsce - stały się, jak ich nazwa wskazuje, autami dla „ludu pracującego miast i wsi”?

Bo wszyscy uwielbiamy niemiecki fussball? I Roberta Lewandowskiego z Bayernu München - tego cholernego warszawiaka, pogromcę wszystkich niemieckich bramkarzy? Bo niemieckie piwo jest najlepsze na świecie, a jak kiełbasa - to jednak z Polski? Bo Polki są najładniejszymi i najlepszymi żonami? Bo Niemki - niekoniecznie tylko te białoskóre - są najseksowniejsze? Bo Berlin przełomów XIX i XX wieku, a także XX i XXI wieku budowano rękami dziesiątek tysięcy polskich i śląskich robotników, dla których w domu nie było pracy? Bo Mikołaj Kopernik wielkim geniuszem był, choć jego najbliżsi „nicht verstehe” w mowie Kochanowskiego? Bo…

A Jarosław Kaczyński ciągle swoje (przypomnę mniej zorientowanym w polityce bieżącej: mowa o szeregowym pośle, liderze jednej z polskich partii politycznych). Każe swym podwładnym - 72 lata po wojnie - „coś tam, coś tam” gadać o reparacjach od Niemców. Może lepiej, gdyby wyznaczył im zadanie łatwiejsze. Mógłby na przykład poprosić swego wielkiego przyjaciela Victora Orbána, by Władimir Putin też coś dorzucił naszemu ministrowi od finansów Morawieckiemu, bo przecież są w „ojczyźnie rachunki krzywd”, a nie wszyscy dłużnicy w Berlinie mieszkają. Przydałyby się te rubelki, ach przydały. Można by je na euro zamienić. Nadzieja tym większa, bo niedawno premier Węgier spotkał się z prezydentem Rosji na mistrzostwach Europy w judo. W Budapeszcie nikt nikim nie rzucił o matę! Razem kibicowali. I cieszyli się. I śmiali. Nie jest tylko jasne, z czego. Ani z kogo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!