Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat o deportacjach Górnoślązaków: Nasi bracia pod nieludzką ziemią

Krzysztof Karwat
Na pierwszym planie dwaj mężczyźni napełniają worek ziemią. Wokół jakieś ugory i rachityczne drzewka, z tyłu pokopalniana hałda. Na horyzoncie majaczą szyb, wieża wyciągowa i parę kominów. Czy jesteśmy gdzieś za Bytomiem? Nie, to okolice Doniecka, choć podpis obok zdjęcia dowodzi, że mężczyźni przyjechali tu z Radzionkowa.

Jeden nazywa się Gabriel Tobor i jest burmistrzem tego miasta. Drugi to Jarosław Wroński, współautor serii albumów i opracowań popularnonaukowych z dziejów Radzionkowa. Ich przyjazd do Donbasu nie był przypadkowy, a w kontekście rychłych wydarzeń politycznych, uznać go należy za szczęśliwy. Misja powiodła się.

Niebawem urnę z ziemią, przesiąkniętą krwią górników wywiezionych w roku 1945 do Związku Sowieckiego, umieszczono w kaplicy św. Barbary - postawionej dla uhonorowania wszystkich radzionkowskich górników, którzy zginęli w kopalniach.

Na pamiątkowych tablicach widnieje ponad 20 nazwisk tych, którzy deportacji nie przeżyli. Czy udało się ustalić personalia wszystkich wywiezionych? Zapewne nie. Teraz będzie łatwiej, bo właśnie w Radzionkowie - i chwała mu za to - powstaje Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku.

Pierwszy etap - z pomocą środków europejskich - już za nami. Urokliwy stary dworzec kolejowy - notabene od lat nieczynny - świetnie się prezentuje. Zdrapano wszystkie warstwy farby, odzyskując świeżą czerwień solidnej cegły. Wzmocniono stropy, nałożono nową dachówkę, wyremontowano wnętrza, ratując także pierwsze piętro - z przeznaczeniem na pomie-szczenia biurowe i biblioteczno-archiwistyczne.

Na dawnym placu dworcowym stoi już oryginalny, odrestaurowany wagon towarowy - podobny do tych, którymi wywożono Ślązaków. Dziś wydaje się niewielki, wręcz miniaturowy, a przecież wpychano do niego po kilkadziesiąt osób.

Każdorazowo część deportowanych - albo "internowanych", jak to eufemistycznie i fałszywie wtedy określano - umierała, nie docierając na miejsce kaźni. Bo tak trzeba nazywać te prymitywne, pozbawione urządzeń górniczych kopalnie. To nie była "normalna" praca przymusowa.

Zachowane dokumenty i relacje nie pozostawiają złudzeń. Śląscy górnicy traktowani byli jak niewolnicy. Źle żywieni, ponad miarę eksploatowani, narażeni na epidemie i pozbawieni nawet podstawowej opieki medycznej, masowo ginęli.

Wprawdzie niektórych - po interwencjach nowych władz polskich - udało się ściągnąć na Śląsk już po kilku miesiącach, to jednak większość pracowała tam jeszcze w latach 1946-1947. Niby nie aż tak długo, ale wystarczyło, by - prawdopodobnie - połowa z nich nigdy do domów nie powróciła.
Szacunki są nieprecyzyjne, bo nawet nie wiemy, ilu Ślązaków wywieziono. Na pewno - kilkadziesiąt tysięcy, skoro około 25 tysięcy nazwisk udało się ustalić. Pełnej prawdy chyba nigdy nie poznamy. Statystyki wojenne zawsze obciążone są błędami.
W pierwszych miesiącach 1945 roku Górny Śląsk był wyludniony, pozbawiony wcielonych do armii niemieckiej mężczyzn. Także tych, którzy walczyli w polskim wojsku, ukrywali się, uciekli bądź wyemigrowali. Może tylko dlatego nie deportowano większej liczby młodych mężczyzn? Może tylko dlatego kilkakrotnie wyższe szacunki ofiar, a nieraz się takie podaje, chyba muszą być przesadzone?

Buchalteria w tym przypadku jest niestosowna, choć trudno się dziwić historykom i przede wszystkim rodzinom "internowanych", o których losie przez dziesiątki lat nie można było głośno mówić, że tak bardzo starają się, by lista ofiar była rzetelna i nikogo nie pominęła. Ci, którzy powrócili, w większości bardzo szybko umierali. Sam miałem okazję rozmawiać raptem z kilkoma, a w tej grupie była też kobieta i bynajmniej nie tylko górnicy. Ale minęło od tych chwil sporo już lat. A czas jest nieubłagany...

Czy w połowie lutego, gdy mijać będzie 70. rocznica Tragedii Górnośląskiej - to pojęcie upowszechniły dzieci ofiar, zrzeszone w stowarzyszeniu powstałym w Knurowie - uda się sprowadzić na otwarcie Centrum Dokumentacji choćby jednego deportowanego? Czy jeszcze któryś żyje?

Na parterze znajdzie się stała ekspozycja. Scenariusz zakłada m.in. stworzenie wirtualnego, ale i w pewnym sensie realnego "krowioka"- pod podłogą umieszczono mechanizm, który upozoruje podróż koleją. Zostaniemy ściśnięci i zamknięci niczym w klatce. Nam pozwolą z niej wyjść...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!