Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Samozwańczy „cywilizatorzy” potrafią tylko pouczać Ślązaków

Krzysztof Karwat
Czy już wszystko powiedziano po odrzuceniu przez komisję sejmową projektu ustawy, zakładającej uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną? Wiemy, że zlekceważono inicjatywę obywatelską i grubo ponad 100 tysięcy głosów. Podobno takich praktyk miało już nie być. Któż by tam się jednak liczył z mniejszością, która nawet mniejszością nie jest, bo jej się tego statusu - właściwie bez dyskusji - odmawia?

Dopowiedzmy, że cała ta sprawa nie za bardzo zainteresowała opinię ogólnopolską, bo właściwie prawie się do niej nie przebiła. To w jakimś sensie zrozumiałe, gdyż o Śląsku szerzej pisze się i mówi niemal wyłącznie wtedy, gdy coś złego dzieje się w górnictwie i pojawia się widmo protestów i strajków. Polska - by tak rzec - jest troszkę nami zmęczona, bo jawimy się jako region, który ciągle czegoś żąda, a niewiele ma w zamian do zaoferowania.

To oczywiście stereotyp, z którym trudno się walczy. Korzeniami sięgający epoki realnego socjalizmu albo jeszcze głębiej. Brakuje spokojnej, rzeczowej dyskusji, wymiany argumentów, spolaryzowanej diagnozy. Zamiast tego podgrzewa się antyniemieckie lęki, straszy separatyzmem, a może nawet rewizją granic. Punktem odniesienia jest chyba wyłącznie internetowy chłam, który traktuje się jako wyraz ukrytych dążeń Ślązaków do wymówienia posłuszeństwa państwu polskiemu.

Tymczasem żadnych aktów, które świadczyłyby o braku lojalności wobec demokratycznie wybieranych władz krajowych, jak nie było, tak nie ma. Pojedy-ncze głosy radykałów nie znajdują nawet minimalnego poparcia społecznego, ale - jeśli tylko się pojawią - komentuje się je tak, jakby były wyrazem powszechnej woli. Tabloizują się więc nie tylko media, ale i wyobraźnia polityków.

Ubodło mnie, że pierwsze skrzypce zagrała posłanka wychowana przez Młodzież Wszechpolską i Ruch Narodowy, reprezentująca ugrupowanie Pawła Kukiza (a on coś o nas powinien wiedzieć, bo przecież wyrósł na Śląsku Opolskim). Ton antyśląski intonują zatem politycy, którzy dostali się do parlamentu „sposobem”, bo pod własnym szyldem nie mieliby na to szans. Nie liczy się, że naszego regionu nie znają, a znajomość historii ograniczają do lat powojennej partyzantki antykomunistycznej, której - zdaje się - czują się „spadkobiercami”. Udają, czy naprawdę nie wiedzą, jaka jest różnica między narodem a grupą etniczną, językiem a etnolektem, dobijającym się prawnego statusu, zgodnego z prawodawstwem europejskim.
Zapewne postawy (i motywy) są zróżnicowane, mimo że stanowcze „nie” brzmi zawsze tak samo. W tym parlamencie - to było już wcześniej oczywiste - na uchwalenie tej ustawy (a właściwie drobnej jej korekty) szans nie było. A jednak należało oczekiwać, że przynajmniej porządna debata się odbędzie, jakoś rozstrzelą się głosy, zaś Polacy wreszcie dowiedzą się, o co tym Ślązakom tak naprawdę chodzi. Nic z tego.

Warto jednak pamiętać, że ta sprawa wlecze się od lat i można było krótki katalog mniejszości etnicznych poszerzyć, ale nie było dostatecznej i powszechnej - jak zwykło się mówić - woli politycznej. Platforma Obywatelska (także prezydent Bronisław Komorowski) mają o czym myśleć, bo z powodu swego kunktatorstwa zgubili na Śląsku tysiące głosów. Gdyby parę lat temu doszło do nowelizacji, nie sądzę, by teraz - nawet przy obecnym pobudzeniu „narodowo-patriotycznym” - rządzący chcieli ją znowu zmieniać, bo już dawno okazałoby, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Ale strachem i nieufnością lepiej się zarządza. Mobilizuje się „swoich”, aktywizuje tych dotąd obojętnych i sieje niepe-wność wśród tych, którzy sądzili, że są w swych wyborach suwerenni. Ślązacy ze swoimi as-piracjami stali się więc poręcz-nym narzędziem. Są podejrzani, więc użyteczni. W oczach władzy ich podmiotowość nie ma znaczenia. Ten lęk jest pozorowany.

Stanowczość połączona z arogancją - poza wszystkim - jest nieroztropna. Rządzącym trudno będzie odzyskać sympatię Ślązaków - i to nie tylko tych „rodowitych”, bo to są kwestie delikatne. Polacy niby zdawali sobie z tego sprawę po powstaniach śląskich i zmianie granic państwowych, to jednak elity popełniały błędy, które później skutkowały rozluźnianiem więzi społecznych, politycznych, no tak - również narodowych. 95 lat temu (!) przestrzegał przed tym Kazimierz Nitsch, wielki polski językoznawca, a jego słowa dziwnie nie straciły na aktualności (cytat z oryginalną pisownią): „(…) Między napływającą »inteligencją« jest spora liczba jednostek, przejętych rolą »cywilizatorów« także, czy zwłaszcza na polu językowym (…). Przybyszowi czasem aż włosy stają dębem ze zgrozy nad »zepsuciem« mowy miejscowej (…). Bardzoby się (…) przydało urzędowe pouczenie dla wszystkich z innych stron przybywających urzędników, nauczycieli i wojskowych”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!