Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa pociągów pod Szczekocinami. To nie miało prawa się wydarzyć!

Ryszard Węcławik
Przy prawidłowo działających urządzeniach taka sytuacja byłaby niemożliwa - mówi Dziennikowi Zachodniemu Ryszard Węcławik, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

Jak to możliwe, że na jednej z najważniejszych tras kolejowych w kraju dochodzi do takiej katastrofy? Powinne istnieć tam chyba jakieś systemy zabezpieczające?
One istnieją. Pierwszym ich elementem są semafory. Jeśli mamy do czynienia z jazdą po jednym torze, to dyżurny ze stacji A wypuszczając pociąg w stronę stacji B ma obowiązek wysłać do tamtejszego dyżurnego stosowną wiadomość. Tamten zaś nie ma prawa puścić ze swej strony żadnego pociągu, dopóki jadący z naprzeciwko skład nie wjedzie na jego stację.

A co jeśli maszynista nie zauważy czerwonego światła na semaforze?
Zarówno dyżurni, jak i maszyniści wyposażeni są w radiotelefony. Za ich pomocą dyżurny może w każdej chwili skontaktować się z maszynistą i nakazać mu zatrzymanie się. Radiotelefon zabudowany jest na stałe w kabinie maszynisty, więc nie ma możliwości, aby ten takiego polecenia nie mógł usłyszeć. Co więcej sam dyżurny również może zatrzymać taki pociąg! Radiotelefony wyposażone są bowiem w tzw. radiostop, który pozwala zatrzymać każdy pociąg w zasięgu takiego urządzenia.

A ile wynosi ten zasięg?
Zależy od ukształtowania terenu, ale przyjmuje się, że od 10 do nawet 25 kilometrów.

Czy poza dyżurnym ktoś lub coś jeszcze może zatrzymać pociąg po przejechaniu na czerwonym świetle semafora?
Tak. Istnieje mechanizm SHP czyli samoczynne hamowanie pociągu. W wielkim uproszczeniu, tworzy go czujnik zamontowany w torze oraz znajdujący się w lokomotywie. Jeśli maszynista przejedzie czerwone światło, to w ciągu kilku sekund uruchomiony zostanie mechanizm samoczynnego hamowania pociągu.

Wychodzi na to, że przy tym systemie zabezpieczeń ten wypadek nie miała prawa się zdarzyć.
Przy prawidłowo działających urządzeniach taka sytuacja byłaby niemożliwa. Pytanie, czy system jednak działał prawidłowo? Jeśli coś przebudowywano w tym miejscu, to czy przypadkiem nie wyłączono jakiegoś elementu blokady? To trzeba będzie wyjaśnić.

Jak to jednak możliwe, że dwa pociągi jadą wprost na siebie po jednym torze i żaden z maszynistów niemal do ostatniego momentu tego nie widzi!
To akurat budzi moje najmniejsze zdziwienie. W nocy, przy lekkim zakrzywieniu toru może nie być łatwo zorientować się, że nadjeżdżający z naprzeciwko pociąg porusza się po tym samym torze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Katastrofa pociągów pod Szczekocinami. To nie miało prawa się wydarzyć! - Dziennik Zachodni