Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowice. Wyższe czesne, opłaty dla pośrednika. Amerykańscy studenci czują się oszukani przez śląską uczelnię medyczną

Philip Fingold skończył studia medyczne na śląskiej uczelni. Nie praktykuje jednak w zawodzie w naszym kraju, wyjechał na Wyspy Brytyjskie
Philip Fingold skończył studia medyczne na śląskiej uczelni. Nie praktykuje jednak w zawodzie w naszym kraju, wyjechał na Wyspy Brytyjskie Marzena Bugała-Astaszow
Do sądu w stanie Wirginia w Stanach Zjednoczonych wpłynął pozew przeciwko Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu w Katowicach. Jeden z byłych studentów twierdzi, że padł ofiarą oszustwa ze strony uniwersytetu oraz firmy działającej jako agent uniwersytetu w USA i domaga się odszkodowania. Do tej pory odbyła się jedna rozprawa w sprawie - rozprawa mediacyjna. Stronami w sprawie są z jednej strony prawnicy reprezentujący uczelnię śląską, a także jeden z byłych studentów ŚUM i tamtejszy departament edukacji. - Sprawa została wniesiona do Sądu Okręgowego Stanów Zjednoczonych we wschodnim dystrykcie Wirginii w lutym 2018 r. Pierwotnie została wniesiona przeciwko 5 oskarżonym. Oskarżeni byli: Śląski Uniwersytet Medyczny, Uniwersytet Medyczny w Lublinie, Hope International (Polska), Instytut Medyczny Hope (Wirginia) oraz właściciel Instytutu Medycznego Hope. Na podstawie wewnętrznej decyzji Kancelarii powoda sprawa wobec czterech pozwanych została dobrowolnie umorzona i aktualnie sprawa toczy się tylko przeciwko Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Na dzień dzisiejszy sprawa jest nadal w toku, ale została zawieszona z powodu zgłoszonej propozycji zawarcia ugody, która jeszcze nie doszła do skutku - mówi nam Eugen Pastore, autor pozwu.

Odbyliśmy wiele rozmów - osobistych, e-mailowych, online z byłymi studentami Śląskiego Uniwersytetu Medycznego - którzy nie mają wątpliwości: uczelnia celowo wprowadziła nas w błąd i zobligowała do wpłacenia większych pieniędzy niż w przypadku innych studentów. Działo się tak, bo nie znaliśmy języka, nie byliśmy biegli w polskich przepisach. Sprawą zajmowaliśmy się przez kilka miesięcy, tak bardzo jest złożona i wielowątkowa. Jej geneza sięga 2013, kiedy to na katowicką uczelnię trafił Philip Fingold, marzący o studiach na psychologii.

Nie aplikuj bezpośrednio!

- Wybrałem studia w Europie, bo na amerykańską uczelnię nie było mnie stać. Polskie uczelnie miały dobrą opinię, więc postanowiłem spróbować. Kiedy skontaktowałem się w 2013 roku ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym, otrzymałem od nich informację, że rekrutacja zagranicznych studentów na uczelnię odbywa się za pośrednictwem Hope Medical Institute - agencji, która pomaga przejść studentom przez całą procedurę rekrutacyjną. Tak więc zrobiłem - uderzyłem do agencji i w ten sposób aplikowałem na studia - mówi Philip.

Po przyjeździe do Katowic młodego Amerykanina zaskoczyły koszty, jakie za pomoc w rekrutacji wyliczyła sobie agencja.

- Pierwotnie mowa była o 10 tysiącach dolarów, ale ja nie miałem takich pieniędzy. W ramach negocjacji zeszliśmy do kwoty 3 tysięcy, które wpłaciłem - mówi student.

Podobnie jak większość amerykańskich studentów Philip chciał zaciągnąć na studia pożyczkę z amerykańskiego departamentu edukacji.

- Wkrótce po przyjeździe dowiedziałem się od pracowników SUM, że będę musiał podpisać pełnomocnictwo, które upoważni SUM do przekazania dodatkowych środków do HMI bezpośrednio z mojego kredytu studenckiego, zanim te środki zostaną mi wypłacone. O tym pełnomocnictwie na etapie rekrutacji nie zostałem oczywiście poinformowany, więc odmówiłem - mówi drugi ze studentów, autor pozwu w amerykańskim sądzie Eugen Pastore.

W kolejnych dniach Eugen był wzywany do dziekanatu uczelni, otrzymywał e-maile, z których bezpośrednio wynikało, że jeśli nie podpisze pełnomocnictwa, studiów nie rozpocznie. Jak zaznaczano w korespondencji, która stanowi teraz dowód w sprawie i którą otrzymaliśmy do wglądu - brak podpisu pod pełnomocnictwem oznaczało koniec studiów i brak pożyczki. Taki obrót sprawy potwierdzają także inni studenci, którzy podejmowali naukę na kierunku lekarskim z językiem angielskim.

- Kiedy byłem na pierwszym roku studiów, podczas rozmów z kolegami zauważyłem inną prawidłowość. Koledzy z innych krajów z Włoch czy Irlandii płacili niższe czesne za każde pół roku studiów, ponieważ nie byli zmuszeni do płacenia dodatkowych opłat agencyjnych w każdym semestrze. Różnica? 3.750 dolarów za semestr lub 7.500 dolarów za rok, tylko na rzecz agencji HMI. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że moje czesne było znacznie wyższe, ponieważ do kwoty czesnego w każdym semestrze doliczano dodatkowe opłaty agencyjne, co powodowało, że musiałem płacić więcej. Czułem się okropnie, oszukany i dyskryminowany. Okazało się, że studiowałem to samo co moi koledzy z roku i byłem na identycznych kursach, ale płaciłem prawie podwójnie, a co gorsza, nie mogłem zrezygnować z agencji. Nie było żadnej różnicy w moim programie nauczania, a na anglistyce były tylko jedne zajęcia - mówi Filip Fingold, obecnie absolwent Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Dyplom otrzymał w 2018 roku. Eugene Pastore studiował na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach w latach 2014-2015, po czym wziął urlop dziekański. W 2017 roku został oficjalnie wydalony ze szkoły, ostatecznie medycyny nie skończył. Ale i on przekazał nam te same informacje.

- W czasie, gdy byłem zapisany do szkoły, trzech różnych pracowników uczelni zmusiło mnie do podpisania umowy pełnomocnictwa, która przekazywała dodatkowe środki z tytułu pożyczki do HMI, w każdym semestrze. Na przykład, jeśli student jest zapisany na 4 lata, opłaty dla agencji mogły wynieść nawet do 30 tysięcy dolarów, nie licząc dodatkowych opłat rejestracyjnych. Oprócz e-maili i dokumentów na poparcie swojej sprawy, mam również nagranie z listopada 2014 r., w którym prodziekan i inny pracownik grozili mi wydaleniem, jeśli nie podpiszę umowy pełnomocnictwa z HMI i szkołą - mówi Pastore.

Studenci się skarżą do resortu zdrowia

Philip, zorientowawszy się, że on i jego amerykańscy koledzy są traktowani przez uczelnię „inaczej”, rozpoczął prywatne śledztwo. Przez kolejne lata napisał kilkanaście pism do Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Edukacji i Szkolnictwa Wyższego oraz Rzecznika Praw Obywatelskich. Informował i alarmował we wszystkich możliwych instytucjach o praktykach, które miały miejsce na śląskiej uczelni. W 2015 roku otrzymał odpowiedź od Rzecznika Praw Obywatelskich oraz od Rektora, w której stwierdzono, że żaden student nie był zmuszany do aplikowania przez pośrednictwo (tj. HMI), a do czesnego nie są doliczane dodatkowe opłaty agencyjne. Jednak w latach 2015/2016, 2016/2017 i 2017/2018 nadal były doliczane te dodatkowe opłaty agencyjne. Na przestrzeni kilku kolejnych latach napisał kilkanaście pism do Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Edukacji i Szkolnictwa Wyższego, Rzecznika Praw Obywatelskich. Donosił i alarmował we wszystkich możliwych instytucjach o praktykach, które miały miejsce na śląskich uczelniach. Efekt?

W październiku 2016 roku Ministerstwo Zdrowia skierowało do władz Śląskiego Uniwersytetu Medycznego pismo, w którym wzywa się władze uczelni do zaprzestania tych praktyk.

- W związku z powzięciem informacji o prowadzeniu przez ŚUM w Katowicach polityki informacyjnej dotyczącej rekrutacji na studia na kierunku lekarskim prowadzone w języku angielskim, zmierzającej do uniemożliwienia kandydatom pochodzącym z Ameryki Północnej uczestniczenia w procesie rekrutacji bez nawiązywania współpracy z pośrednikiem, o braku możliwości kontynuowania studiów w ŚUM przez studentów w przypadku zerwania kontraktu z pośrednikiem oraz o ustaleniu limitu miejsca dla kandydatów podchodzących z Ameryki Północnej, objętych rekrutacją bezpośrednią bez konieczności współpracy z pośrednikiem HMI, działając na podstawie art. 37 ust. 1 ustawy z dnia 27 lipca 2005 roku Prawo o szkolnictwie wyższym (…) wzywam Jego Magnificencję do zaprzestania ww. działalności oraz usunięcia jej skutków. Informację o podjętych działaniach proszę przekazać w terminie 30 dni od otrzymania przedmiotowego pisma - czytamy z piśmie podpisanym przez ówczesnego sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia Jarosława Penkasa.

W tym samym piśmie Ministerstwo Zdrowia zaznacza wyraźnie, że niedopuszczalne jest wymaganie od przyszłego studenta bezwzględnego obowiązku korzystania z usług pośrednika i wykluczenie możliwości bezpośredniego aplikowania na studia. Narusza to zawartą w polskim prawie zasadę równego traktowania, ponieważ cudzoziemcy zmuszeni do korzystania z usług podmiotu zagranicznego ponosiliby wyższe koszty niż inni obcokrajowcy niekorzystający z usług pośrednika. Jednocześnie poinformowano, że stanowisko to jest tożsame ze stanowiskiem Ministerstwa Edukacji i Szkolnictwa Wyższego.

Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach w pismach do MZ oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich, który także poprosił o wyjaśnienie wspomnianych kwestii, powoływał się niejednokrotnie na dobrą współpracę z HMI, która trwać miała od 1995 roku. Firma miała wyłączność na rekrutowanie studentów na SUM na terenie Ameryki Północnej. Jednocześnie w pismach wysyłanych do ministerstwa i rzecznika władze uczelni podkreślały, że nikogo nie zmuszano ani do podpisania umowy z pośrednikiem, ani też nikomu nie groziły wydaleniem ze studiów w razie, gdyby z usług pośrednika w czasie nauki chciał zrezygnować.

Kto jest winny? Pani z dziekanatu

Dopiero w piśmie skierowanym do biura Rzecznika Praw Obywatelskich we wrześniu 2017 roku władze uczelni przyznają, że pod względem „komunikacji” coś w relacjach SUM - amerykańscy studenci nie zagrało. Winą obarczono - choć brzmi to kuriozalnie - panią siedzącą za biurkiem w dziekanacie.

- Na podstawie ustaleń dokonanych w 2016 roku przypadek błędnego przekazywania informacji w przedmiotowym zakresie przez pracownika dziekanatu Wydziału Lekarskiego w Katowicach wystąpił w 2014 roku (Philip rekrutował się na SUM w 2013 roku - red.). W konsekwencji pracownicy dziekanatu zostali wezwani do działania zgodnego z obowiązującymi w tym zakresie przepisami prawa oraz wewnętrznymi regulacjami uczelni - pisał prof. dr hab. n. med. Przemysław Jałowiecki, rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

W tym samym piśmie rektor przyznał także, że zamieszczona na stronie internetowej uczelni informacja o wysokości opłat za studia na kierunku lekarskim, a konkretniej to, że nie rozdzielono tam informacji o opłatach rzeczywistych i środków przeznaczonych dla pośrednika, może wprowadzać w błąd studentów.

- Po weryfikacji tego dokumentu stwierdzono, że jego zamieszczenie rodzi wysokie prawdopodobieństwo wprowadzenia w błąd studentów, jak i pozostałych zainteresowanych osób, co do faktycznej wysokości opłat przysługujących uczelni z tytułu czesnego. W konsekwencji dziekan wydziału lekarskiego został zobowiązany do usunięcia ww. dokumentu oraz przejrzenia pozostałych dokumentów dostępnych na stronie internetowej - pisał rektor SUM.

Mając te informacje Philip Fingold zwrócił się do prokuratury z wnioskiem o zajęcie się sprawą. Prokuratura jednak dość szybko umorzyła postępowanie. Kiedy skarga na decyzję prokuratury trafiła do sądu, a ten jednoznacznie stwierdził że do nieprawidłowości na uczelni doszło (m.in. na podstawie zeznań studentów), nakazał prokuraturze zbadanie sprawy jeszcze raz. Ale doniesienie studentów schowano na samym dnie prokuratorskiego biurka. Sprawa została zawieszona. Dopiero latem ubiegłego roku, kiedy do prokuratury trafiły pytania od dziennikarzy DZ, sprawą ponownie się zainteresowano.

- Wezwano nas na przesłuchanie, spisano wszystko, po to, by ostatecznie ponownie sprawę umorzyć. W piśmie polecono, by rozstrzygnąć tę kwestię na drodze postępowania cywilnego - mówi nam Philip, który w prokuraturze zeznawał m.in. w towarzystwie swojego kolegi - Mika, chirurga, też wykształconego na SUM.

Wszystkie informacje przekazane nam przez studentów potwierdza Ministerstwo Zdrowia. W resorcie mówią wprost: otrzymywaliśmy pisma od studentów, którzy skarżyli się na uczelnię, było co najmniej kilka takich przypadków. Potwierdzono także, że już w 2016 roku nakazano zaprzestania wspomnianej działalności i wskazano, iż studentom z USA czy Indii należy umożliwić aplikowanie na SUM bez pośrednictwa.

- W związku z wezwaniem do zaprzestania ww. działalności oraz usunięcia jej skutków, Rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach poinformował, że podjęte zostały działania eliminujące przekazywanie studentom niewłaściwych informacji, tak aby każde indywidualne rozstrzygnięcie było zgodne z pożądanym stanem prawnym. Przekazano również, że „Uchwała Nr 64/2016 z dnia 25 maja 2016 r. w sprawie warunków i trybu rekrutacji na studia prowadzone w języku angielskim nie ogranicza dostępu do procedury kwalifikacyjnej obywatelom USA i Kanady, którzy nie korzystają z usług Hope Medical Institute. Nie było także zapisów, ani praktyki „ustalania limitu miejsc”.

Ponadto, „wszystkich kandydatów, niezależnie od ich relacji z Hope Medical Institute, obowiązuje taka sama procedura kwalifikacyjna, a o przyjęciu na studia, po pozytywnej weryfikacji dokumentów aplikacyjnych, decyduje ocena z egzaminu ustnego skutkująca miejscem kandydata na liście rankingowej” - zapewnia Katarzyna Kubicka-Żach, specjalista z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia w Warszawie. - Jednocześnie, mając na względzie powziętą przez Rektora informację dotyczącą błędnego udzielenia informacji kandydatom z USA oraz Kanady w zakresie możliwości ubiegania się o przyjęcie na studia na kierunku lekarskim prowadzonym w języku angielskim wyłącznie za pośrednictwem firmy Hope Medical Institute, wobec pracowników Dziekanatu Wydziału Lekarskiego w Katowicach zostały przeprowadzone postępowania w trybie art. 108 Kodeksu pracy. Niezależnie od udzielonych, we wskazanym trybie, kar porządkowych, pracownicy zostali zobowiązani do działania zgodnego z obowiązującymi w tym zakresie przepisami i wewnętrznymi regulacjami Uczelni - dodaje.

Wdrożono działania „naprawcze”

Z relacji Ministerstwa Zdrowia wiemy także, że już w 2016 roku do skarżącego studenta, który faktycznie otrzymał pierwotnie błędną informację od pracownika dziekanatu, niezależnie od wskazanych działań „naprawczych” podjętych przez właściwego w sprawie Dziekana, skierowana została również bezpośrednio przez Prorektora ds. Studiów i Studentów korespondencja potwierdzająca, że pomimo rozwiązania umowy z Hope Medical Institute, nadal pozostanie studentem Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Uczelnia podkreślała, że zapewnia każdemu studentowi studiującemu na kierunku lekarskim naukę na studiach zgodnie ze standardami kształcenia i planem studiów oraz uzyskanie dyplomu lekarza po ukończeniu studiów.

- Ponadto zgodnie z sugestią Prorektora, Dziekan Wydziału Lekarskiego w Katowicach w tamtym okresie zaplanował organizację spotkania ze wszystkimi studentami korzystającymi z programu pomocy finansowej Departamentu Edukacji USA, podczas którego wyjaśnione zostaną wszelkie wątpliwości związane z tym procesem, w tym możliwość odwołania pełnomocnictwa, na podstawie którego Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach realizuje dyspozycje finansowe studenta. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Rektora, by zapewnić dalsze sprawne funkcjonowanie procesu kształcenia studentów korzystających z programu pomocy finansowej Departamentu Edukacji USA, do Dziekana Wydziału Lekarskiego w Katowicach wystosowane zostało pismo z prośbą o wzmożenie nadzoru nad ww. procesem. W odpowiedzi Dziekan zapewnił, że: „przekazane sprawy traktuje jako pilne, a zalecenia wdrożenia szczególnego nadzoru nad procesem kształcenia studentów (...) traktuje z należytą powagą, w ramach kompetencji i zgodnie z treścią uchwał (...)”.

Rektor podkreślił również, że postępowanie wyjaśniające, w tym złożone przez Dziekana oświadczenia, potwierdzają, że w procesie kształcenia na kierunku lekarskim prowadzonym w języku angielskim na Wydziale Lekarskim w Katowicach nie nastąpiło naruszenie przepisów prawa tak powszechnego, jak i wewnętrznego uczelni, a stwierdzone nieprawidłowości w zakresie obsługi i udzielenia studentom informacji zostały niezwłocznie usunięte z jednoczesnym podjęciem działań eliminujących takie sytuacje w przyszłości.

Do Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach wysłaliśmy szereg pytań. Pytaliśmy między innymi o współpracę z agencją, o skargi studentów do Ministerstwa Zdrowia, Rzeczniczka Praw Obywatelskich. Tylko na część pytań otrzymaliśmy odpowiedzi. - Umowa pomiędzy SUM a HMI została zawarta 7 czerwca 2006 r. Zgodnie z zapisami umowy o współpracy, agencja zapewniała kandydatom na studia zapoznanie się z ofertą kształcenia w Uczelni poprzez reklamę i przekazywanie informacji m.in. na temat warunków i trybu rekrutacji na studia, oferowanego programu kształcenia, zakwaterowania, listy wymaganych podręczników, formularzy wniosków o przyjęcie na studia i innych wymaganych dokumentów - odpowiada nam w imieniu uczelni Agata Pustułka, rzeczniczka SUM.

Uczelnia tłumaczy, ale o kasie ani słowa

Dodaje, że osobom, które podjęły studia w SUM, HMI oferowało różnego rodzaju pomoc, w zakresie m.in. zorganizowania podróży do Polski, w tym transportu z lotniska do miejsca zamieszkania, współpracy z lokalnymi władzami i policją w celu zapewnienia bezpieczeństwa studentom, uzyskania wizy i karty czasowego pobytu, ułatwiania komunikacji pomiędzy Uniwersytetem a studentem przed i po przyjęciu na studia.

- HMI współuczestniczyło w tworzeniu i monitorowaniu umów afiliacyjnych ze szpitalami klinicznymi w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, które zostały wybrane do udziału w programie rotacji klinicznych, w tym zakresie wymogów prawnych obowiązujących w Polsce oraz w USA, a także koordynowała uczestnictwo studentów w zajęciach klinicznych zgodnie z zawartymi umowami - podkreśla.

Jednocześnie uczelnia zaznacza, że kandydaci na studia w SUM, pochodzący z USA i Kanady, nie byli zobowiązani do korzystania z usług agencji HMI. To, że jest to kwestia bezsprzeczna, potwierdził już wcześniej m.in. sąd nakazując prokuraturze ponowne zajęcie się sprawą po pierwszym umorzeniu.

- Zgodnie z zapisami zawartej w tamtym czasie umowy, HMI posiadała wyłączność na prowadzenie działalności rekrutacyjnej na terenie USA, Kanady oraz Indii, co oznaczało, że SUM nie zawierał umów z innymi podmiotami rekrutującymi kandydatów z tych obszarów. To nie oznacza natomiast wykluczenia przyjęcia kandydata, który przystąpił do rekrutacji na studia indywidualnie, bez pośrednictwa HMI - również w tamtym czasie na kierunku lekarskim prowadzonym w języku angielskim w Uczelni studiowali obywatele USA, którzy zrekrutowali się indywidualnie - tłumaczy Agata Pustułka.

Z odpowiedzi uzyskanych od służb prasowych uczelni wiemy także, że umowa z HMI została rozwiązana 30 września 2018 r.

- Podkreślić należy, że Ministerstwo nigdy nie rekomendowało rozwiązania umowy HMI, jak również nie kwestionowało postanowień umowy. Wyłączność, jak wskazano powyżej, dotyczyła współpracy z jednym rekruterem z danego obszaru, natomiast nie była tożsama z brakiem możliwości aplikowania na studia przez kandydatów poza agencją. Wezwanie do zaprzestania działalności dotyczyło pojedynczych przypadków błędnego informowania przez pracownika dziekanatu o zasadach rekrutacji - podkreśla rzeczniczka ŚUM.

Uczelnia nie odpowiedziała jednak na najważniejsze pytania wystosowane przez naszą redakcję: ile kosztuje państwową uczelnię obsługa prawna pozwu złożonego przez Pastore? Czy to prawda, iż uczelnia zmuszona była do wynajęcia renomowanej kancelarii prawniczej? Czy uczelnia rozważa wypłatę odszkodowania? Z jakich środków to odszkodowanie miałoby zostać wypłacone? Bez odpowiedzi pozostaje także fakt czy uczelnia nie obawia się, że za pierwszą sprawą złożoną przez Pastore nie pójdą kolejne.

Nie przeocz

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera