Rano pisaliśmy o ruszającym 14 listopadzie procesie Mariana F., oskarżonego o zabicie psa, który z premedytacją miał przejechać błąkającego się na ulicy labradora. Teraz wiemy więcej o kulisach sprawy, którą zajęła się rybnicka Fundacja Jestem Głosem Tych co nie Mówią.
Przypomnijmy, 18 lutego Fundacja otrzymała zgłoszenie o znalezionych w lesie zwłokach czarnego labradora. Zgłaszającą zaniepokoiło ułożenie zwłok, oraz miejsce w którym je odnaleziono - lasek przy polu uprawnym.
- Dla policji i powiatowego lekarza weterynarii ta sprawa była od razu zamknięta. Śmieszne było to, że my wokół niej węszymy, bo "przecież widać, że pies jest po wypadku". Co z tego, że znajduje się tyle kilometrów od ulicy, jakoś tam się znalazł i tyle - opowiada nam Joanna Gąska z Fundacji Jestem Głosem Tych co Nie Mówią, która postanowiła rozgryźć zagadkę.
Zmowa milczenia czy pies nie był z Knurowa?
- Postanowiłam dociec jak pies tam się znalazł. Rozpytywaliśmy w okolicy wszak taki duży pies, ważący prawie 40 kilogramów labrador musiał być znany. Ktoś coś musiał widzieć, nie może być tak, że nie ma żadnego świadka zdarzenia. Ale w okolicy nikt nie widział i nie słyszał, by ktoś miał labradora, ani by był jakiś wypadek - wspomina.
Pomyślałam sobie albo jest jakaś zmowa milczenia albo pies nie jest stąd - wspomina Gąska.
I miała rację. Pies nie należał do nikogo z Knurowa, gdzie doszło do wypadku (do zdarzenia doszło przy ul. Wilsona w Knurowie).
Policja poinformowała przedstawicielkę Fundacji, że ma jedną noc na to, by coś ustalić, bo ciało będzie u weterynarza powiatowego do kolejnego dnia.
- Rozesłałam ogłoszenia w internecie, zamieszczane na portalach w Knurowie, od Raciborza przez Rybnik po Katowice. Szukałam świadków zdarzenia, kogokolwiek kto by miał coś wspólnego z czarnym labradorem suką - wspomina Joanna Gąska.
Świadkowie wezwali policję
To przyniosło efekt. Najpierw zgłosili się świadkowie, którzy widzieli dramatyczne zdarzenia. Kierowca miał się zatrzymać przed labradorem a potem specjalnie ruszyć w jego kierunku i go przejechać.
Do Fundacji tego samego dnia zgłosiła się właścicielka czarnego labradora, której uciekł pies. Okazało się, że na swoje nieszczęście przywędrował do Knurowa z Pilchowic w powiecie gliwickim.
- Świadkowie zadzwonili do nas. To oni nadali sprawie bieg. Najważniejsze było to, że gdy byli świadkami przejechania psa wezwali wtedy policję. To było świetne posunięcie. Chociaż policja ucięła sprawę, w notatce policyjnej musiały znaleźć się dane osoby, która przejechała psa - mówi Gąska.
Dodaje, że Fundacja zgłosiła sprawę na policję, jednocześnie robiąc posty, że poszukuje właściciela czerwonego samochodu.
Sprawca został namierzony. Oskarżony ma 56 lat.
- Oskarżony zamieszkiwał w Rybniku - mówi nam sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Mężczyźnie grożą 3 lata więzienia.
Właściciel musi pilnować swojego psa
Joanna Gąska zauważa, że jest jeszcze drugie dno tej sprawy.
- Pies nie powinien być poza posesją. Labrador to nie jest jamnik, który jest w stanie przez dziurę w płocie wyjść. Właściciel psa w takiej sytuacji też mógłby ponieść konsekwencje. Ludzie muszą czuć odpowiedzialność, że to od nich zależy los psa - dodaje.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?