Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilka słów o śląskich straszydłach - opowiada Zofia Przeliorz z Żor

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Zofia Przeliorz spotyka się co środę do końca listopada na struchu MOK w Żorach z dziećmi, aby przekazywać im śląskie bajki, podania i tradycje.
Zofia Przeliorz spotyka się co środę do końca listopada na struchu MOK w Żorach z dziećmi, aby przekazywać im śląskie bajki, podania i tradycje. Szymon Kamczyk / Dziennik Zachodni
Śląska tradycja obfituje w historie, związane z lokalnymi straszydłami. Odnosiły się one do różnych dziedzin życia i miały jedną podstawową funkcję – miały edukować i przestrzegać przed niebezpieczeństwami. Okazuje się, że niektóre zwyczaje związane z amerykańskim Halloween, już kilkadziesiąt lat temu były popularne także u nas. O śląskich straszkach i zwyczajach opowiedziała nam Zofia Przeliorz, gawędziarka i popularyzatorka kultury śląskiej. – Choć Halloween u nas na Śląsku nie było, ludzie też bali się różnych rzeczy, co najczęściej wynikało z niewiedzy. Powstawały więc liczne historie i przekazy, które dotrwały do dziś – mówi Zofia Przeliorz. Jej opowieści żorzanie mogli posłuchać w miniony piątek 28 października.

Utopki to najbardziej znane stwory ze śląskiego folkloru. Według przekazów, spotkać je można było w okolicach stawów, rzek i jezior. Jedną z historii, dotyczących utopków słyszałam na własne uszy od moich sąsiadek, które miały takiego spotkania doświadczyć. Były to dwie siostry, które jeszcze przed pierwszą wojną światową chodziły często do lasu na borówki, które zazwyczaj zbiera się rankiem. Tego dnia padało i siostry, mimo sprzeciwu matki, postanowiły pójść do lasu w południe, bo wtedy się wypogodziło. Gdy weszły do lasu, znalazły grubą drewnianą laskę i zabrały ją ze sobą. Zbierając borówki doszły nad staw Łężczok, gdzie zauważyły małego chłopca o bladej cerze w dużym kapeluszu. Pomyślały, że pewnie przyjechał z miasta z rodzicami na borówki i zabłądził. Podeszły bliżej i zapytały jak się nazywa i co tu robi. Nic nie odpowiedział. Kiedy tak pytały go i pytały, w końcu chłopiec podszedł do okazałego świerku i zaczął biegać dookoła drzewa coraz szybciej i szybciej. W końcu drzewo się złamało, a ten mały chłopiec dźwignął je jak gałązkę i wziął sobie na ramię! Siostry widząc to, wzięły nogi za pas i nie bacząc na rozsypane borówki zdyszane przybiegły do domu. Matka powiedziała im, że znaleziona laska należała pewnie do utopka, który przybrał postać chłopca i chciał ją z powrotem.

Strzygi to kolejne znane na Śląsku upiory. Ludzie wierzyli, że strzyga to człowiek z dwoma duszami. Gdy umierał, jedna dusza uchodziła ku wieczności, a druga pozostawała w ciele. Strzygi w nocy wychodziły z grobu i wspinały się na wysokie drzewa. Z wysokości patrzyły na wsie. Jeśli ujrzały człowieka, wkrótce umierał. Podobno wypijały tez krew. Sposobem na unicestwienie takiej strzygi było zabranie z jej grobu pośmiertnych szat, które zrzucała wychodząc. Od wierzeń w strzygi wzięły się też tzw. wampirze pochówki, np. z kamieniem w ustach, czy z odrąbaną głową nieboszczyka między nogami.
Skarbnika spotkać można było pod ziemią. Górnicy wierzyli, że pojawia się wtedy, kiedy może wydarzyć się nieszczęście. Pomagał on pobożnym górnikom, ale bardzo nie lubił, gdy pod ziemią się przeklinało lub gwizdało. To wymuszało pewnego rodzaju kulturę osobistą, a dzisiaj? Chyba górnicy o tym pozapominali.

Zmory przychodziły nocami i dusiły ludzi. Mój dziadek zawsze mówił, że zmora go dusiła, gdy najadł się dużo na noc. Być może ludzie mieli napady duszności albo atak serca, a przypisywali to zmorze, która miała siadać na piersiach.

Połednice zaś mieszkały na polach i mogły dopaść nieszczęśnika, który w południe w czasie największego upału się tam pojawił. Starsi ludzie napominali, że nie można wtedy chodzić z odkrytą głową, aby się nie narazić. Wszystkie te opowieści miały aspekt edukacyjny, miały tłumaczyć zjawiska przyrodnicze i chronić przed niebezpieczeństwami.

Przed tymi straszydłami i diobłami uchronić miały poświęcone przedmioty, np. święcona woda czy kreda oraz palmy wielkanocne. Ważny był też różaniec, który ludzie nosili ze sobą. Mówiło się, że aby utopek nie wciągnął dziewczyny pod wodę, należało wpleść we włosy ziele przytulii. Mój tata, rocznik 1911, opowiadał mi, że za jego dzieciństwa popularne już u nas było wydłubywanie dyni i wycinanie w nich strasznych twarzy. Takie dynie ze świeczką w środku np. stawiało się na parapecie okna dziewczyn, aby je wystraszyć.

(Opowiadała Zofia Przeliorz)

Zofia Przeliorz
Animatorka i promotorka śląskiej tradycji i kultury. Od lat związana z Zespołem Pieśni i Tańca "Osiny", gdzie jest odpowiedzialna za dobór tekstów i repertuaru. Co środę spotyka się na strychu Miejskiego Ośrodka Kultury w Żorach z dziećmi, by opowiadać o śląskich tradycjach i bajkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!