Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłamali o śmierci w Vancouver

Aldona Minorczyk-Cichy
Funkcjonariusze Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej przy umierającym Polaku
Funkcjonariusze Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej przy umierającym Polaku fot. Materiały Uwaga TVN
Dlaczego na lotnisku w Vancouver zginął Robert Dziekański z Gliwic? Dlaczego aż pięć razy rażono go taserem? Dlaczego zeznający w tej sprawie policjanci kłamią?

Czy nowe fakty, jakie ujawniły przesłuchania w komisji sędziego Thomasa R. Braidwooda, pozwolą na wznowienie śledztwa? Na te pytania razem z nami starają się odpowiedzieć Wojtek Borkowski i Marcin Wrona, reporterzy programu Uwaga TVN. By wyświetlić prawdę, pojechali za ocean, do Vancouver. Dzisiaj jako pierwsi publikujemy efekty ich dziennikarskiego śledztwa. Wieczorem reportaż obejrzymy w TVN.

Dziekański zginął półtora roku temu. W październiku 2007 roku przyleciał do mieszkającej w Kanadzie matki. Chciał tam rozpocząć nowe życie. W podróży spędził dwa dni. Procedury imigracyjne na lotnisku ciągnęły się godzinami. Był rozdrażniony, zmęczony i nie znał języka. Denerwował się. Wszystko skończyło się tragiczną w skutkach akcją policjantów, którzy razili Polaka prądem z taserów, w wyniku czego mężczyzna zmarł.

- Ze szczególną uwagą przysłuchiwaliśmy się zeznaniom policjanta Kwesi Millingtona przed komisją Braidwooda. To on pięciokrotnie poraził Roberta taserem - podkreśla Wojtek Borkowski. Millington twierdził, że pierwszy raz użył tasera, bo Polak podszedł do biurka, podniósł zszywacz i obrócił się tyłem. - Twoim zdaniem to był akt oporu? - pytali członkowie komisji. - Tak - odpowiedział Millington. Dziennikarze nie zostawiają na Millingtonie suchej nitki. Borkowski pyta, jak pięciu uzbrojonych policjantów mogło przestraszyć się zszywacza? - W postawie Dziekańskiego nie było agresji. Podniósł ręce do góry, a to międzynarodowy znak oznaczający poddanie się - podkreśla reporter Uwagi. Także kanadyjskie media piętnują postawę swoich policjantów. Terry Milewski z CBC News uważa, że policjanci kłamali, by uwiarygodnić użycie tasera. Początkowo nie wiedzieli, że ich interwencja została nagrana.

Robert Dziekański w październiku 2007 roku poleciał za ocean do Vancouver, aby zamieszkać z matką. Nie zobaczył jej. Zginął na lotnisku, rażony pięciokrotnie taserem. Śmierć Polaka, który do Kanady przyjechał w poszukiwaniu lepszego życia, nadal budzi tam ogromne zainteresowanie i niepokój.

Ci, którzy śledzili publiczne przesłuchania w komisji powołanej przez rząd Kolumbii Brytyjskiej, nie mają wątpliwości: policjanci kłamią, a prokuratorzy niesłusznie uznali, że nie było przestępstwa. Emerytowany sędzia Thomas R. Braidwood przesłuchał już czterech z pięciu funkcjonariuszy Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej (RCMP), którzy 14 października 2007 roku na lotnisku w Vancouver użyli paralizatorów wobec Roberta Dziekańskiego. Mężczyzna zmarł. "Luki w ich zeznaniach sprawiły, że w gruzach legła reputacja naszych legendarnych jednostek policji" - pisze Paula Schneidereit na łamach "The Chronicle Herald". Wojtek Borkowski i Marcin Wrona, reporterzy "Uwagi TVN", chcąc wyświetlić prawdę, pojechali za ocean do Vancouver.

- Przesłuchania funkcjonariuszy są relacjonowane przez największe stacje telewizyjne. Każdemu z nich towarzyszą dziesiątki kamer - podkreśla Marcin Wrona, korespondent zagraniczny TVN.

Przypomnijmy wydarzenia sprzed półtora roku. Robert marzył o Kanadzie od lat. Kamloops, gdzie miał zamieszkać z matką, leży w środkowej części Kolumbii Brytyjskiej. Położone w dolinie nad jeziorem, otoczone przez Kordyliery. Po prostu raj. Robert w walizce, z którą wylądował w Vancouver, nie miał cennych przedmiotów, pamiątek, ubrań. Tylko książki podróżnicze i mapy Kanady.
Na lotnisku czekała na niego matka Zofia Cisowska. By go sprowadzić, musiała rocznie zarabiać co najmniej 30 tys. dolarów. Pracowała jednocześnie w trzech miejscach. Często od świtu do nocy. Udało się. 13 października 2007 roku wyjechała na lotnisko w Vancouver. Niecierpliwie wyglądała syna. W ręce miała aparat. Chciała zrobić zdjęcia.

Robert wylądował po południu. Podróż była dla niego koszmarem. Bał się latania. Znał tylko język polski. Niedawno rzucił palenie. Procedury imigracyjne ciągnęły się godzinami. Potem nie mógł trafić do wyjścia. Nie umiał poprosić o pomoc, więc był coraz bardziej zdenerwowany.

Świadkiem jego ostatnich chwil była Sima Asharafima. Dotarli do niej dziennikarze Uwagi TVN. Opowiadała im: - Czterech policjantów szło przodem, piąty za nimi. Zaczęli rozmawiać z Robertem. Pomyślałam, że już wszystko w porządku. Wtedy on podniósł ręce i zrobił krok. Po drugiej stronie biurka został porażony prądem. Wtedy odeszłam, bo nie mogłam na to patrzeć - relacjonuje Sima. To ona nagrała policyjną interwencję. I to dzięki niej cały świat poznał prawdę o tym, co wydarzyło się na lotnisku. To, co widzimy na filmie, różni się od zeznań funkcjonariuszy.

- Nie można wierzyć w te zeznania, bo są pełne sprzeczności i jednostronne- podkreśla Terry Milewski z CBC News.

Zofia Cisowska, choć od tragedii minęło już półtora roku, nie może się pogodzić ze śmiercią syna. Jest pod stałą opieką lekarzy. Bierze jednak udział w publicznych przesłuchaniach.

- Chciałam spojrzeć im w oczy. To dla mnie ważne. Oni cały czas mówili, że nie popełnili błędu, że działali zgodnie z zasadami. A tu okazuje się, że było zupełnie inaczej - opowiadała reporterom TVN.
Kiedy zobaczyła zszywacz, którego w rękach jej syna rzekomo tak przestraszyło się pięciu uzbrojonych policjantów, że użyli taserów, była w szoku: - To dlatego go zabili? Dlatego?

Kanadyjczycy ciągle mocno przeżywają tragedię na lotnisku. W tej sprawie toczyło się siedem postępowań. To najważniejsze, prokuratorskie zostało umorzone. Interweniujących policjantów uznano za niewinnych. Na dodatek nadal nie przekazano materiałów śledztwa Prokuraturze Okręgowej w Gliwicach. Ona także chce wyjaśnić okoliczności śmierci na lotnisku. Czy interweniujący policjanci naprawdę nie przekroczyli swoich uprawnień?

Opinia publiczna jest poruszona. Świadczy o tym sondaż przeprowadzony na początku marca przez "The Canadian Press". Aż 61 procent badanych powiedziało, że oficerowie RCMP użyli wobec Polaka nadmiernej siły. Co trzeci ankietowany przyznał, że jego zaufanie do policji słabnie.
Jeszcze bardziej porażające wyniki sondażu opublikował "Vancouver Sun". Aż 95,5 proc, jego czytelników stwierdziło, że nie ufa policji.

- Byłem w Kanadzie zaraz po tragicznych wydarzeniach na lotnisku w Vancouver. Ludzie przepraszali. Wyjaśniali, że naprawdę nie są tacy źli. Byli zszokowani działaniem policjantów - opowiada Wojtek Borkowski. Dodaje, że RCMP to jednostka ciesząca się tam ogromnym szacunkiem. Dlatego film, który pokazywał niezrozumiałe i brutalne działanie funkcjonariuszy zbulwersował ludzi. Dał też oręż do ręki przeciwnikom taserów. W Kanadzie w wyniku ich użycia zmarło co najmniej 20 osób. Natomiast w Stanach Zjednoczonych - prawie 300.

Reporterzy "Uwagi TVN" przygotowali reportaż, w którym ujawniają okoliczności śmierci Roberta Dziekańskiego. Pierwszy odcinek zostanie wyemitowany dzisiaj o 19.50. Drugi - jutro o tej samej porze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!