Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieca rzecz - być przy mężu

Jacek Bombor
Zaniewscy w 1980 roku byli rok po ślubie.  Mieli małe dziecko. Krystynie ciężko było  samej w domu bez Krzysztofa, który strajkował razem z kolegami w kopalni Borynia
Zaniewscy w 1980 roku byli rok po ślubie. Mieli małe dziecko. Krystynie ciężko było samej w domu bez Krzysztofa, który strajkował razem z kolegami w kopalni Borynia Fot. ARCH. Rodzinne
Gdy jastrzębscy górnicy strajkowali w 1980 roku, ich żony znosiły naloty esbeków, były zastraszane, często brutalnie przesłuchiwane. Ale murem stanęły za mężami, wspierały ich też w późniejszych latach.

W najbliższy czwartek, 3 września, pod jastrzębską kopalnią Zofiówka, dawniej Manifest Lipcowy, zbierze się kilkutysięczny tłum górników, notabli, polityków. 29 lat temu na kopalnianej cechowni, o 5.40 nad ranem, podpisano słynne Porozumienia Jastrzębskie, które znosiły czterobrygadowy system pracy i przyniosły wolne weekendy dla rodzin górniczych. Panowie wystawią pierś do odznaczeń. Prawdziwe bohaterki, dzięki którym strajki tamtych czasów w dużej mierze przetrwały, zostaną w domach.

A kto z wami nie strajkuje, niech go piorun trzaśnie...

Jak one to robiły?
Naloty esbeków, zastraszanie, przesłuchania, upokorzenia - to codzienność jastrzębskich kobiet w tamtych czasach. Gdy górnicy w 1980 roku strajkowali, ich żony przechodziły prawdziwą gehennę. A mimo to otoczyły szczelnym kordonem niemal każdą kopalnię, wspierały mężów bez względu na wszystko. Organizowały się w spółdzielnie i przywoziły strajkującym tony żywności: kanapki z mięsem, słoiki ze smalcem, szynki zawinięte w gazety. Przedzierały się przez otaczające zakłady kordony milicji albo wysyłały dzieci, które rzucały reklamówki za kopalniane bramy. - Nie wiem, jak one to robiły, bo to były czasy, gdy na półkach sklepowych był tylko ocet i margaryna - mówi dziś Krzysztof Zaniewski, którego strajk w kopalni Borynia 27 sierpnia 1980 roku zastał na pierwszej zmianie.

Miał wtedy 24 lata, był górnikiem dołowym, pracującym na oddziale wydobywczym. Do dziś pamięta smak czterech kanapek z kotletem schabowym, które żona Krystyna przyniosła mu na kopalnię, 2 września.
- W ten dzień obchodzę urodziny. Stałem na warcie bramy wjazdowej. Kanapki były z kotletem, posmarowane jeszcze smalcem. Dziś to brzmi jak absurd, ale wtedy to było naprawdę coś. Bo żeby dostać schab, to trzeba było nieraz kilkanaście godzin stać w kolejce - przypomina.
Mieszkali w Gogołowej, w domu jej rodziców. Rok po ślubie. 27 sierpnia któryś z sąsiadów zapukał do drzwi. - Krzysiek został na kopalni. Stoją zakłady na całym Śląsku. Strajk generalny - donieśli sąsiedzi, bo w dzienniku telewizyjnym władza chwaliła się rekordowym wydobyciem w katowickich kopalniach.- Z początku strach, płacz. Ale trzeba było się wziąć w garść, od razu z bratem zaczęliśmy robić zapasy, by je podrzucać na kopalnie. Kanapki, szybkie przetwory, co wpadło w ręce. I dalej z tym przez pola na kopalnię, piechotą, bo komunikacja też strajkowała - wspomina Krystyna Zaniewska.

Kobiety z miasta taksówkarze dowozili za darmo, każdy pomagał jak mógł. Pod bramami kopalni stały tysiącami. Rzadko która wołała: "Józek, wracaj do domu, dzieciaki płaczą".

Wiedziały, że ich mężowie muszą walczyć. Bo jak wtedy wyglądało życie? - Ciągła walka o byt. O jedzenie. Za meblami stało się godzinami, za chlebem, mięsem, butami, kawą. Kolejki, kolejki, kolejki... - wspomina Zaniewska.

Ona zajmowała się domem, a on zarabiał. Czasu dla siebie mieli tyle co nic. Bo górnik wtedy pracował na okrągło, sześć dni w tygodniu, do tego w niedziele tzw. apelowe lub w ramach czynu społecznego.
- I niemal zawsze nadgodziny się robiło, nazywano to "rolkami". Wyścig na dole bez ustanku, bez wytchnienia. W 1980 roku dwie niedziele nie pracowałem, 13 stycznia i 13 maja. I z tego tytułu nie dostałem "czternastej pensji". Za karę - wspomina Krzysztof Zaniewski.

Kiedy stanęły kopalnie, a 3 września na Manifeście Lipcowym podpisano porozumienia, wpadli w euforię. - Nagle, po tylu latach, zachłysnęliśmy się wolnością, mogliśmy na dole mówić, co nam się nie podoba, a wcześniej trzeba było tylko wykonywać polecenia, choćby najgłupsze. Zarejestrowano "Solidarność", ludzie poczuli, że ich praca nabrała sensu. I mieliśmy wolne soboty. To był szok.

Egzamin w stanie wojennym

Różowe okulary opadły 13 grudnia w 1981 roku, gdy ze stanem wojennym przyszła fala prześladowań i aresztowań górniczych rodzin. Przez całe następne lata wiele kobiet zostało skazanych na samotne życie. I tym razem zdały egzamin.

Jerzy Ajzychart miał 30 lat, pracował na powierzchni, w kopalni Manifest Lipcowy. Strajkował w 1980 i 1981, działał w "Solidarności". Mieszkał w bloku przy ulicy Zielonej w Jastrzębiu Zdroju, z żoną Jadwigą i dwiema córkami: Beatą i Marzeną. 15 października 1982 roku na kopalnię przyszli po Jerzego esbecy. Był już wtedy uznanym działaczem podziemnej "S".

Przyszedł jeden z jego przełożonych: idź do dyrektora, jakieś premie będą rozdawać - usłyszał. W gabinecie dyrektor nic nie wspomniał o premiach. Tylko odwrócił się na pięcie, a czterech panów z SB skuło Jerzego kajdankami. W domu przy Zielonej już czekała z "obstawą" Jadwiga. Po nią też przyszli do pracy. Dom wybebeszony - wszędzie porozrzucane ulotki, fragmenty pism. Szok przyszedł później: gdy rzucili na stół zdjęcia z ich domu, robione z bloku z naprzeciwka albo z samochodów. - A na zdjęciach my i nasi znajomi, z ulotkami. Mieli nas rozpracowanych, to byli fachowcy - mówi Jerzy.

- Mieliśmy za sobą różne akcje. Największym naszym "grzechem" był fakt, że załatwiliśmy przez znajomego z Ustronia automatyczny powielacz i mieliśmy kontakty z osobami wspierającymi opozycję w Genewie. A to już groziło zarzutami o zdradę - wspomina Jerzy.

- Mąż trafił do aresztu przy ul. Lompy w Katowicach. A ja zostałam sama. Wtedy był strach, o rodzinę, o dzieci, o niego. Sama musiałam sobie ze wszystkim poradzić - wspomina jego żona.

Pamięta sześciogodzinne przesłuchanie w wojskowej prokuraturze. Usłyszała, że już nigdy męża nie zobaczy. Sugestie o odebraniu dzieci. Ale wytrzymała. - To były takie metody. Nic na mnie nie mieli. Owszem, zdarzyło się, że przepisałam jakiś dokument, ale nie pamiętałam nawet treści. Nie chciałam pamiętać - mówi. Kolejne lata to ciągłe wyjazdy na widzenia, spotkania z adwokatami. Trzymałam się dzielnie. Pomagali znajomi i rodzina - mówi.

W maju 1984 roku zapadł wyrok. Jerzy Ajzychart został skazany na 1,3 lata więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Powrotu na kopalnię nie miał. - Zahaczyłem się jako mistrz administracji mieszkaniowej w jednym z miejskich przedsiębiorstw. Z wypłatą 700 złotych, czyli cztery razy mniejszą niż na kopalni i dwa razy mniejszą niż miała żona - mówi. W takich chwilach w wielu głowach zaczęła kiełkować myśl, że może tym wszystkim rzucić i wyjechać za granicę. Ale Jadwiga powiedziała stanowcze: nie.

- Nie chciałam o tym słyszeć. Tu był nasz dom, nasza rodzina. Uznałam, że musimy dać sobie radę - mówi.
Nie wszyscy mieli takie szczęście. Wiele jastrzębskich rodzin po strajkach było zmuszonych do emigracji, bo prześladowania były nie do wytrzymania. Wiedzą o tym Józef i Halina Fluderowie, do 1981 roku mieszkańcy jastrzębskiego bloku przy ulicy Wrocławskiej. On pracował na kopalni XXX-lecia (dzisiejszy Pniówek), strajkował, tak jak inni cieszył się z podpisania Porozumień Jastrzębskich, zaangażował się w działalność "Solidarności". 20 grudnia 1981 roku został aresztowany. Halina została w domu sama z dwójką małych dzieci: 4-letnią Izabelą i 5-letnim Krzysztofem. Gdy on czekał na proces w areszcie w Zabrzu, ona przeżywała nocne naloty esbeków. - Będziemy cię gwałcić, męża nie ma. Już go nie zobaczysz - straszyli.
- I tak w kółko do 18 marca 1982 roku, gdy Józef dostał wyrok. Dwa lata w zawieszeniu na 5 lat za "organizowanie i kierowanie strajkiem". Na kopalni go już nie chcieli. Choć wcześniej przez 12 lat pracował jako cieśla, bez jednej "bumelki". - Tak nie dało się żyć, uznaliśmy, że musimy uciekać - wspomina.

W listopadzie 1982 roku dostali azyl polityczny w Szwecji i od polskich władz paszport w jedną stronę. Od kilkunastu lat razem z żoną starają się o przywrócenie obywatelstwa polskiego. Bezskutecznie.
- Chcą, żebyśmy ponownie wystąpili o nadanie obywatelstwa. A my przecież jesteśmy Polakami! Walczyliśmy o wolność i nie ze swojej winy musieliśmy uciekać - mówi rozżalony były górnik.
W przyszły czwartek w Jastrzębiu z okazji 29. rocznicy podpisania Porozumień Jastrzębskich ma pojawić się prezydent Lech Kaczyński. Józef Fluder przyjechał do Polski, by odwiedzić rodzinę. Będzie też na uroczystościach. - Jak będzie sposobność, chciałbym zapytać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dlaczego teraz Polska nie chce się do nas przyznać - mówi gorzko.

Nie przestraszą nas...
Andrzej Kamiński z Pamięci Jastrzębskiej, organizacji, która poprzez swoje publikacje przypomina najważniejszych bohaterów historycznych wydarzeń przyznaje, że los wielu rodzin skończyłby się dramatycznie, gdyby nie upór i oddanie jastrzębskich kobiet.

- Pomagały strajkującym podczas protestów w 1980, 1981, a nawet po wielu przejściach także w 1988 roku. Szkoda, że podczas corocznych uroczystości upamiętniających tamte wydarzenia, tak mało się mówi o ich roli. A z pewnością należą im się podziękowania szczególne - przyznaje Kamiński.
W ubiegłym roku po raz pierwszy przypomniał o tym podczas swojego oficjalnego wystąpienia jeden ze związkowców, Stanisław Kosek, uczestnik strajku w 1980 roku i jeden z organizatorów strajku z 1988 roku. - Strzelano do górników, ale nawet wówczas żony chciały dodać strajkującym otuchy. Napisały wiersz, który wydrukowano i kolportowano wśród strajkującej załogi kopalni: "Nie przestraszą nas zomowskie pały, kiedy wam Kochani śpiewamy, bo chcemy i jesteśmy razem z wami.(...) Niech wam gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, a kto z wami nie strajkuje, niech go piorun trzaśnie" - czytamy w oryginalnym liście, który do dziś zachował się w domowych archiwach Koska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!