Osobliwa dolegliwość sprawiła, że wszyscy krzyczeli naraz, nikt nikogo nie słuchał, a nastrój ogólnej awantury udzielił się także przesłuchiwanemu świadkowi. Co skutkowało tym, że zamiast odpowiadać na pytania, których nie można było usłyszeć, prokurator Engelking wszedł w swoją życiową rolę i to on przepytywał członków komisji. Spektakl w sali kolumnowej wejdzie do kanonu żenujących zdarzeń sejmowych. Stanie się bezcennym dowodem dla tych, którzy uważają sejmowe komisje za twory całkowicie pozbawione sensu.
Gołym okiem widać, że komisja niczego nie ustali, bo nie potrafi dojść do porozumienia nawet w tak błahej kwestii jak kolejność zadawania pytań. Poseł Karpiniuk nie ma najmniejszych kwalifikacji do prowadzenia tego zadania. I nie usprawiedliwia tego nawet fakt, że w składzie miał takiego fightera jak Jacek Kurski. Zresztą w czasie sławetnego przesłuchania prokuratora Engelkinga Kurski był już wyraźnie myślami w Parlamencie Europejskim i swój strasbursko-brukselski sen przerywał z rzadka, by dać wsparcie posłowi Mularczykowi.
Karpiniuk starał się grać grzecznego fachowca, a po chwili ostrego szeryfa. W żadnej z tych ról się nie sprawdził
Młoda platformerska gwiazda - Sebastian Karpiniuk - raz próbowała grać grzecznego i ponadpartyjnego fachowca, by za chwilę kreować się na bezkompromisowego szeryfa, który nie pozwoli na marnotrawstwo czasu opłacanego przez podatników. I ograniczy kaskady wodolejstwa uprawianego przez posłów śledczych. W obydwu rolach sympatyczny skądinąd Karpiniuk był żałosny i rezultat w postaci gigaawantury widzieliśmy wszyscy. To, że poseł poległ w starciu z duetem Kurski-Mularczyk, to jeszcze nic. Ale że dopuścił do sytuacji, w której regularne przesłuchanie i to w fatalnym stylu urządzał posłom przesłuchiwany prokurator Engelking, to już prawdziwy dramat.
Święty straciłby cierpliwość, gdyby nie pozwolono by mu dokończyć odpowiedzi na żadne pytanie. Więc tutaj po ludzku Engelkinga rozumiem. Ale że nikt, z przewodniczącym na czele, nie potrafił powstrzymać prawdziwego festiwalu arogancji, jaki urządził w związku z tym świadek Engelking, to już kompromitacja. I słaba to pociecha, że nie pierwsza i nie ostatnia. Łza się w oku kręci, kiedy przywołać komisję rywinowską. Prócz wielu wad miała jedną niezaprzeczalną zaletę - w jej skład weszły polityczne osobowości.
Ta komisja do niczego nie dojdzie. Nie dowiemy się, czy politycy PiS-u używali aparatu państwa i służb specjalnych do partyjnych celów, czy nie. To najgorszy z możliwych scenariuszy zakończenia jej prac. Najgorszy dlatego, że zachęcający każdą kolejną ekipę, by służb do swoich celów używała. Bo nikt nie sprawdzi, czy tak było, czy nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?