35 z 45
Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze
Poprzednie
Następne
Przesuń zdjęcie palcem
Wspomnieniom o mojej matce prawie zawsze towarzyszy...
fot. Franciszka Mądry

Konkurs "Kobiety Śląska" na 100-lecie niepodległości. Zobacz, jakie panie już zgłoszono.

Wspomnieniom o mojej matce prawie zawsze towarzyszy refleksyjna myśl o Jej matce a mojej babci, którą znam tylko z odsłuchu rozmów o Niej. Zmarła bowiem w roku mego urodzenia, w towarzystwie oseska leżącego w jej nogach czyli mnie.
Była według mnie – w czasach gdy żyła, osobą wyjątkową : syna skierowała do nauki stolarstwa ( liczne rzeźbione elementy tzw mebli gdańskich były jego dziełem), córkom przyswoiła podstawy wówczas cenionych umiejętności „kobiecych” - pielęgniarstwa i gospodarstwa domowego ; obie praktykowały od podstaw ( rozpalanie ognia i szorowanie garów) w hotelarstwie i pielęgniarstwie w zakładach opiekuńczych dla krajowych ubogich, najmłodszy syn wrócił w wieku 18 lat śmiertelnie poraniony psychicznie i fizycznie w wojnie polsko – rosyjskiej do domu, by tam umrzeć. Babcia – już owdowiała – opuściła Gdańsk miejsce dotychczasowego życia – by wrócić do swoich bliskich, matki, rodziny.
Wspominam wyżej opisane dzieje by potwierdzić tezę, że zachowanie człowieka kształtuje głównie okres dorastania i jego środowisko. Nawet fakt urodzenia się mojej mamy w Gdańsku był znaczący i wielce przydatny w okresie okupacji.
W czasie praktyki w Zakładzie dla krajowych ubogich mama poznała poznaniaka, którego wybrała na męża i już z córką, korzystając ze zmian terytorialnych i związanymi z nimi ofertami pracy osiadła w Katowicach, gdzie jej mąż otrzymał pracę w katowickim sądownictwie.
Po kilku latach Katowice stały się moim miejscem urodzenia.
Tutaj obdarzona łatwością kontaktowania się i empatią nawiązała liczne znajomości
w różnych środowiskach.
We wrześniu 1939 r. z trzyletnią córką i walizkami z ubraniami „cywilnymi” świadoma sytuacji harcerze w Katowicach wybrała się „ratować” Katowickie harcerki zgromadzone przez druhnę Idę Korczyńską na żeńskim obozie harcerskim w Spale. Nie dotarła do celu.
Wróciłyśmy wieczorem a kilka godzin później cały zastęp zjawił się w naszym mieszkaniu. Dziewczyny zdążyły się przebrać, zmienić uczesanie, przespać się nieco i rozejść się rankiem do domu. Z tej wyprawy w mojej pamięci pozostał widok zbombardowanego pod jakimś mostem konia i trwoga mamy gdy harcerki przed snem po polsku śpiewały modlitwę harcerską a za ścianą w sąsiednim mieszkaniu już mieszkał Blokleiter F.
Efektem była ranna wizyta Niemców tropiących harcerki.
Jedną z nich – moją siostrę – mimo zdjęcia, po nocnym ścięciu warkoczy nie rozpoznali.
Duże znaczenie miała też doskonała znajomość języka niemieckiego mojej mamy.
Po latach uświadomiłam sobie znaczenie znajomości języków i logiki rozmowy, umiejętności perswazji i pertraktacji. To chyba pierwsze reliefy mojego charakteru.
Zaprzyjaźnione panie przez całą okupację jeździły do Blachowni, Dźbowa, Mrzygłodu
a głównie Gnaszyna zawożąc intencje mszalne, zdobyte drogą znajomości w Bielsku świece
a nawet lichwiarze i inne sprzęty liturgiczne do kaplic – Kościołów. Podróże te były pełne „przygód” i nieprzewidywalnych, pozostających w mojej pamięci przypadków (dzieci towarzyszyły mamom) tworząc w czasie niemieckich kontroli różne aspekty podróży.
W tym czasie moi Rodzice i siostra już działali w podziemiu – siostra współpracowała z druhną Adą Korczyńską – Zośką, rodzice z ppłk Zygmuntem Walter-Janke i mjr Wiktorem Jackiem.
Nasze mieszkanie było „magazynem” materiałów opatrunkowych, zaś za kuchennymi, niewidoczna
przy otwartych na przedpokój drzwiach szafa, miejscem okresowego pobytu różnych osób. Byli oni przez pośrednictwo pani Bańczyk lub ks. dr. Wilczewskiego (ówczesnego proboszcza Kościoła Garnizonowego) „przekazywani” w inne miejsce (czasami gościli w wieży kościelnej).
Ks. Wilczewski umożliwiał też odprawianie Mszy Świętej polskim duchownym, między innymi Salwatorianinowi (Mikołów) Ks. Marianowi wyświęconemu w czasie okupacji w Białej (Bielsko). Pobożne Germanki z wpiętymi w pasek na kapeluszu wszystkimi możliwymi odznakami zbiórek Wintershifle „zaszumiały” z powodu złamania przez Ks. Mariana zwyczaju odmawiania po niemiecku „Ojcze Nasz” (po Mszy Świętej) oraz nie wygłaszania kazań.
Moja mama „trenowała” nieznającego języka Księdza w prawidłowej niemieckiej modlitwie
i wygłaszania kazań (do kaflowego pieca pokojowego - ten obraz mam w pamięci).
Ratowało to ks. Wilczewskiego.
Gorliwy blockleiter F. poinformował „właściwe władze”, że zbyt wiele osób odwiedza nasze mieszkanie, co zaowocowało wezwaniem Mamy na ul. Jagiellońską (gestapo?). Mama mówiąca perfekt po niemiecku wzbudziła zdziwienie legitymując się dokumentem Abgelend ale wyszła obronnie mówiąc, że para się wróżbiarstwem i stąd tyle odwiedzin. Musiała to udowodnić wróżąc przesłuchującemu. Był on na tyle co najmniej nie roztropny (jeżeli nie głupi), że wręczył mamie na jej żądanie rodzinne zdjęcie z żoną i dziećmi. Mama zapewniając go o przyszłych sukcesach rodzinnych i długim życiu w otoczeniu mądrych i docenianych dzieci i wnuków, wyszła z przesłuchania drżąca ale żywa.
Sądzę, że kolejnym pieczętującym prawo nominowania mojej Mamy mianem Ślązaczki jest jej traumatyczne, wspólne dla setek śląskich kobiet przeżycie wywózki mężczyzn na Syberię .
Mój ojciec podporządkował się żądaniu stawiennictwa w przedwojennym miejscu pracy. Wylądował w Kymerowie (Kemerowie). Jako patriota, były Powstaniec Wielkopolski i podkomendny generała Dowbora Muśnickiego, z którym dotarł do Łucka, nie zawahał się wystąpić 22 lipca 1945 roku na obozowym apelu (z okazji powstania PKWN) na rozkaz „Polacy wystąp!”. Dzięki temu- jak i inni bardzo nieliczni Polacy wrócił do Polski.
Mama b. schorowana i wychudzona kontynuowała po wojnie sprawy, które uważała za priorytetowe:
-ze znajomymi zainicjowała powstanie koła PCK z dyżurującą osobą zdolną do udzielania pierwszej pomocy (ul. Brynowska);
-zabiegała(z nauczycielkami p.p. Przybylską i Mierzejewską)skutecznie o wydłużenie linii tramwajowej z Katowic do Brynowa (od ówczesnej remizy tramwajowej);
-aktywnie uczestniczyła w działalności koła Pań ze Stowarzyszenia Św. Wincentego a Paulo przy Kościele św.Piotra i Pawła - w akcjach powitania, wspólnego posiłku i obdarowywania paczkami żywnościowymi repatriantów (często kupując chleb z naszych kartek żywnościowych).
Prezentowała śląskie cechy: solidarność, pomoc,pracowitość,religijność i altruizm.

De Bruce (Wyborcza 27.08.2018) pisze, że : „Ślązak to znacznie bardziej osobliwa odmiana człowieka, która chce coś zrobić akurat wtedy, gdy okoliczności na to nie pozwalają”.
Moja Mama- Franciszka Mądry z domu Burakowski idealnie się w tą definicję wpisuje.

Zobacz również

Remis w meczu piłkarzy GKS iwaniska z Basztą Rytwiany w klasie A [ZDJĘCIA]

Remis w meczu piłkarzy GKS iwaniska z Basztą Rytwiany w klasie A [ZDJĘCIA]

Marcin Piszczek burmistrzem Wyrzyska

Marcin Piszczek burmistrzem Wyrzyska

Polecamy

Zupa z zielonego groszku z ziemniakami. Szybkie, tanie i smaczne danie

Zupa z zielonego groszku z ziemniakami. Szybkie, tanie i smaczne danie

Wiosenne problemy skórne potrafią uprzykrzyć życie. Tak je rozwiążesz!

Wiosenne problemy skórne potrafią uprzykrzyć życie. Tak je rozwiążesz!

Tajemniczy mail od Google. Zobacz, czy twoje konto jest zagrożone

Tajemniczy mail od Google. Zobacz, czy twoje konto jest zagrożone