Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurs "Wyjdź z ukrycia" w Sosnowcu. Teraz prace młodych artystów przeczytasz i odsłuchasz na naszej stronie

red
I miejsce proza - Magdalena Gardias za opowiadanie "Dziewczyna z życzeniami"
I miejsce proza - Magdalena Gardias za opowiadanie "Dziewczyna z życzeniami" Biblioteka Miejska w Sosnowcu
Zwycięskie teksty konkursu literackiego "Wyjdź z ukrycia" do przeczytania! Dziennik Zachodni objął patronatem konkurs organizowany już po raz drugi przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Sosnowcu.

W tegorocznej, drugiej edycji mogli wziąć udział nie tylko mieszkańcy Sosnowca, ale całego Zagłębia Dąbrowskiego. Na konkurs wpłynęło ponad 20 prac, wierszy i opowiadań. Jak podkreśla Klaudia Pluta, jedna z pomysłodawczyń konkursu, prace były bardzo ciekawe i różnorodne, więc jury miało niełatwy wybór.

Wyniki konkursu ogłoszono 20 czerwca 2020, teraz przyszedł czas na realizację głównej nagrody w konkursie, czyli publikację pierwszych miejsc w kategorii proza i poezja w DZ, oraz udostępnienie audiobooka z nagrodzonymi "pierwszymi miejscami" i e-booka z wszystkim nagrodzonymi utworami - zarówno z tegorocznej edycji, jak i pierwszej, z zeszłego roku.

Audiobook - wiersz

Audiobook - opowiadanie

E-book - wszystkie nagrodzone prace 2019 i 2020

Nie przeocz

DZIEWCZYNA Z ŻYCZENIAMI

I miejsce: Magdalena Gardias

Mała Bez kuliła się pod ścianą. Była bezsilna wobec bezlitosnego świata. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś będzie słuchać krzyków i bezsensownych kłótni w takiej pozycji. Miało być inaczej. Problemy miały się już nigdy nie zdarzyć, nigdy nie powtórzyć.

Wreszcie, choć trwało to w nieskończoność, hałasy ucichły. Siedząc, nasłuchiwała, niezdecydowana, czy aby na pewno powinna zaufać Ciszy i opuścić swój pokój. Cisza, niezdolna do mowy, nie potrafiła dać jej pewności w inny sposób. Jej natura nie znała czegoś takiego jak głos. Podobnie jak Bez.

Cisza i dzieci głosu nie mają.

Dziewczyna ostrożnie wstała, jakby szelest sukienki lub chrzęst kości mógłby zbudzić coś strasznego z Cienia. Cień jednak spał głęboko, w ogóle nie zainteresowany sytuacją. Jego rola rozpoczynała się w ciemne wieczory, w dzień nie był niczym więcej, niż elementem otoczenia, znudzonym własnym przeznaczeniem. Na ogół biernie obserwował, niemal leniwie.

Bez powoli otworzyła drzwi, bojąc się, co tam zobaczy. Małych rozmiarów pokój, który przez większość czasu zajmowali jej rodzice, wydawał się pusty. Po ziemi walały się najróżniejsze rzeczy; zdjęcia, które stały zwykle na komodzie, porozrzucane pranie i roztrzaskane szklanki. W przechylonym akwarium panikowała mała rybka, której brakowało wody. Dziewczyna westchnęła i mimo, że było już późno, wyszła z domu.

Słońce chowało się za horyzont, czerwieniąc się ze wstydu, że musi już opuścić tę część świata. Gdy Bez pomachała mu ręką na pożegnanie, schowało żółtą głowę za ostatnim domem, znikając z jej pola widzenia. Świat niemal natychmiast opanowała ciemność. Nic nie było już takie, jakie się do tej pory wydawało. Ludzie pouciekali do swych domostw, gwar rozmów nagle się uciął. Spod budynków powychodziły liczne Cienie, zalewające ulice. Pięły się złowieszczo po ścianach, a ich radosne szepty odbijały się echem po całym mieście. Wreszcie czuły wolność, wreszcie mogły biegać po całej przestrzeni, nie martwiąc się słońcem. Jasny księżyc oświetlał im drogę.

Bez ruszyła przed siebie, starając się iść prosto, nie potykać się i nie patrzeć na boki, by Cienie nie zaczęły iść za nią. Nie pokazywać, że się boi. Wybierała drogi bogato oświetlone lampami ulicznymi, ale to nie pomagało; niespodziewanie gasły jedna po drugiej, a Cienie i tak

ją dostrzegły, skradały się bezgłośnie. Zaczęły tłoczyć się wokół niej, a ona przyspieszyła kroku, zauważając ruch kątem oka.

Nagle, jeden z Cieni przesłonił jej drogę. Natychmiast skręciła w boczną uliczkę i to był jej błąd – Cień właśnie na to liczył. Że zmieni trasę, że się zawaha. Zatrzymała się w ślepej uliczce i powoli odwróciła się tam, skąd przyszła, chociaż jej wyobraźnia już wiedziała, co tam spotka. Stłoczone Cienie, jeden przy drugim, nie można dostrzec, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi… Krzywiły się złowieszczo, oczami przepełnionymi nienawiścią, jak gdyby Bez była ich najgorszym wrogiem. Zauważyła wśród nich bezradną Ciszę, która drżącymi dłońmi zasłaniała oczy, zerkając przez palce, czy już jest po wszystkim. Dziewczyna nie mogła jej mieć tego za złe; Cisza nie mogła wezwać pomocy.

Ale nie musiała, bo tuż za rogiem ulicy, znikąd pojawiło się jasne światło. Rosło i rosło z każdą chwilą tak, że Bez musiała w końcu odwrócić wzrok, ponieważ tajemniczy blask zaczął ją oślepiać.

Gdy ponownie otworzyła oczy, okolica wydała się znowu bezpieczna. Cienie pochowały się, a Cisza ucieszyła się z tak pozytywnego obrotu sprawy, mimo wrodzonej nieśmiałości podchodząc bliżej do postaci, która jeszcze przed chwilą wydawała się promieniującą kulą światła, bardzo przypominającą słońce. Bez jednak pozostała na swoim miejscu, niezdolna do ruchu. Przypatrywała się nieznajomej z wrodzoną podejrzliwością, mimo że ta właśnie uratowała ją przed Cieniami.

Była to kobieta, która nie wyglądała jakoś nadzwyczajnie. Uśmiechała się za to tak radośnie, że trudno było tego nie odwzajemnić. Ruchem ręki nakazała dziewczynie podejść bliżej, a gdy ta wciąż nie chciała tego zrobić, sama wykonała własne polecenie.

– Wszystko w porządku? – zapytała wdzięcznym głosem, podobnym do cichego odgłosu blaszanych dzwoneczków.

Bez kiwnęła głową, na co kobieta zmarszczyła brwi, widocznie zastanawiając się nad czymś. Dotknęła palcem warg i nagle coś ją tknęło.

– Kochanie! – wreszcie odezwała się ponownie. – A gdzie twój głos?

Dziewczyna spojrzała na Ciszę, u niej szukając ratunku. Obie jednak nie wiedziały, co powiedzieć, a gdyby nawet potrafiły wyrażać się w taki sposób, i tak nie znały odpowiedzi.

– Moje biedne… – Kobieta podeszła do Bez, otaczając ją mocno ramieniem. – Na szczęście ja wiem, jak ci pomóc.

Bez poczuła, jak delikatne palce kobiety wsuwają w jej dłoń zimny kształt. Spojrzała na niego – był to niewielkich rozmiarów kamień barwy słońca. Koloru kobiety.

– Spełni jedno życzenie, więc bądź ostrożna – szepnęła jej kobieta.

Gdy dziewczyna oderwała w końcu wzrok od podarunku, kobiety nie było już w pobliżu. Zerknęła na Ciszę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.

Ruszyły dalej przez miasto. Po chwili domy poznikały, ulice stały się coraz węższe, na horyzoncie pojawiły się pola oraz pojedyncze gospodarstwa, a nieopodal – przyjaźnie wyglądający las. Nie miała pojęcia, w którym kierunku pójść.

– Też nie wiesz, gdzie się udać? – zapytała piegowata dziewczyna, nagle materializując się tuż przed Bez. – To może pójdziesz ze mną? Razem łatwiej jest podjąć decyzję.

Bez otworzyła usta zapominając, że nie potrafi mówić. Przypomniała sobie, że może naprawdę odpowiedzieć, dzięki słonecznemu kamieniowi, ale nie chciała jeszcze podejmować decyzji. Jeśli pójdzie dalej, mogła potrzebować kamienia w innym celu. Ponadto bała się, że jej życzenie się nie spełni, lub stanie się coś przeciwnego. A jeśli Cisza ją opuści, zostawiając samą na zawsze?

– Dobrze! – krzyknęła jej do ucha nieznajoma, biorąc ją nagle pod rękę. – Milczenie oznacza zgodę. Pójdziemy razem. Zawsze chciałam zobaczyć ten las. Chodźmy tam! Jeśli się nam nie spodoba lub zmienisz zdanie, zawsze możemy zawrócić. To tak, że…

I tak, ta dziwna osóbka opowiedziała jej całe swoje życie. Że nazywa się Silna, że szuka tajemniczej wróżki spełniającej życzenia, i że potrzebuje odrobiny jej magii do swojego życia. Bez kiwała od czasu do czasu głową, nie mając szansy jej przerwać lub poinformować, że prawdopodobnie już ją spotkała, i że zmierza w złym kierunku. Może wyciągnąć kamień i pokazać go Silnej? Spojrzała na Ciszę, jak to miała w zwyczaju, u niej szukając rady, ale tej nie było obok. Znikła niepostrzeżenie, odchodząc bez pożegnania.

Poczuła się nagle samotna. Tego się właśnie bała… Cisza była z nią od zawsze, prawie nigdy jej nie opuszczała. Przypominała jej siostrę, której nigdy nie miała, w końcu były takie nierozłączne.

Nagle Silna zgięła się, niezdolna do złapania kolejnego oddechu. Zdezorientowana Bez chwyciła ją za ramię, podczas gdy nieznajoma osuwała się na kolana.

– Mechanizm – wyrzucała z siebie raz po raz, wskazując na klatkę piersiową. – Mechanizm…

Bez natychmiast przykucnęła przy dziewczynie, wodząc rękami tam, gdzie wskazywała jej Silna ostatkiem sił. Panikowała. Kompletnie nie wiedziała, co robić, wokół nikogo innego nie było. Wreszcie zapukała w jej klatkę piersiową; wzdrygnęła się, słysząc blaszany odgłos. Niezdarnymi palcami rozpięła jej bluzkę. Nie zlękła się na widok mało ludzkiej materii, tylko pociągnęła za zawleczkę i odchyliła małe drzwiczki, gdzie kryło się serce Silnej. Na pierwszy rzut oka był to niezwykle skomplikowany mechanizm, pełny świecących kropek i kolorowych złączy. Żadnej wskazówki, jak to wszystko zmusić do ponownego działania. Silna przymknęła powieki. Jej dłonie opadły bezwładnie na trawę. Bez zamarła. Wyciągnęła swój słoneczny kamień i wcisnęła go między kable. Zamknęła drzwiczki i w myślach błagała o jedno życie. Nie potrafiła wyrazić życzenia na głos, jak powinno się to robić w bajkach.

– Nie martw się, kochanie… – ktoś położył dłoń na ramieniu Bez – Silna będzie żyć. Dla ciebie.

Światło raziło ją prosto w oczy. Bez odganiała go rękami, niczym natrętną muchę.

– Wszystko w porządku, dziecko? – zapytał mężczyzna, opuszczając nieco swoją latarkę i wpatrując się w nią z troską. – Zgubiłaś się? Znam tu każdy kąt, na którą ulicę chcesz trafić?

Bez rozejrzała się wokół. Znała tę ślepą uliczkę, pamiętała, jak trafiła tutaj, uciekając przed goniącymi ją Cieniami. To miejsce nie wyglądało tak, jak wtedy, a mimo to była pewna, gdzie się znajduje.

– Przepraszam za kłopot – odezwała się Bez, wstając z ziemi, na której najwyraźniej leżała przez dłuższy czas, ponieważ było jej niesamowicie zimno. – Musiałam przysnąć ze zmęczenia…

I wtedy zorientowała się, co tak naprawdę zmieniło się w tej alejce – ona. Jej melodyjny głos odbijał się echem od szarych ścian budynków, upewniając ją w tym, że to był JEJ głos. Nie była już Bez, miała własny głos!

– To bardzo lekkomyślne z twojej strony – karcił ją tymczasem mężczyzna z latarką, chwytając ją pod ramię i wyprowadzając na główną ulicę. – Nie rozumiem tego. Już nie pierwszy raz mi się to przydarza! Następnym razem, gdy kogoś tutaj znajdę, zgłoszę to na policję. Trzeba siebie szanować, uważać, dokąd się idzie i z kim zadaje, a nie…

– Naprawdę panu dziękuję – przerwała mu, szczerze się do niego uśmiechając i wykręcając się spod jego ramienia. – Ale muszę teraz wrócić jak najszybciej do domu, bo

pewnie się o mnie martwią.

I puściła się biegiem przed siebie, pozostawiając oniemiałego mężczyznę samemu sobie. Miała nadzieję, że tym razem spotka tam i Silną, i Ciszę, i swoje nowe imię.

Manifest przeciwko rzeczywistości

I miejsce: Emilia Kozieł

Po co palić mosty?
Skoro i tak wybudujemy nowe
Może jeszcze bardziej chwiejne
I takie
Po których sami
Będziemy bali się chodzić
Po co palić mosty?
Skoro chodzimy po labiryncie
Egoistycznie
Ale z jakąś
Tajemniczą skruchą
Nie szukając nawet wyjścia
Zabijamy się
Zabijamy się
Każdego dnia
Krążąc po ślepych uliczkach
Krętych dróżkach
Zbyt ciasnych tunelach
Aż kiedyś w końcu
Nie wytrzymamy
Zburzymy te mury
Spalimy swoje labirynty
I ujrzymy siebie nawzajem
Zbyt prawdziwych
Zbyt odważnych
Kochających się
Dniami i nocami
Wzajemnie tym zagłuszani
Aby nie usłyszeć
Odrażającej teraźniejszości

Musisz to wiedzieć

Zobacz koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera