Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmarna seria tragedii w lublinieckim szpitalu

Bartłomiej Romanek, Aldona Minorczyk-Cichy
Urząd Marszałkowski zapowiedział przeprowadzenie kontroli w lublinieckim szpitalu
Urząd Marszałkowski zapowiedział przeprowadzenie kontroli w lublinieckim szpitalu fot. arkadiusz Ławrywianiec
Pożar w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublińcu, w wyniku którego zmarło trzech pacjentów, to kolejna tragedia w tej placówce, wskazująca, że dzieje się tam bardzo źle.

We wtorek (około godz. 22) w czasie pożaru na oddziale przebywało 60 pacjentów, w większości wymagających opieki. Z naszych informacji wynika, że na dyżurze było wtedy tylko trzech opiekunów. Prawdopodobnie od papierosa zapalił się materac na łóżku w ośmioosobowej sali na pierwszym piętrze.
Oprócz trzech ofiar śmiertelnych są jeszcze ranni. Do szpitali trafiło w sumie osiem osób: pacjenci, trzech pracowników i policjant. Jeden z pacjentów walczy o życie w siemianowickiej oparzeniówce. Resztę podopiecznych oddziału udało się ewakuować.

Dyrektor Henryk Kromołowski nie chciał z nami rozmawiać na temat kolejnej w tej placówce tragedii: - Prowadzone jest śledztwo. My także przeprowadzimy swoje wewnętrzne dochodzenie - informował.

Wcześniej w lublinieckim szpitalu już kilkakrotnie dochodziło do dramatycznych sytuacji. W 2006 roku jeden z pacjentów popełnił samobójstwo, dusząc się własną skarpetką, którą połknął. Rok później ze szpitala uciekł pacjent, który po kilku dniach w Będzinie brutalnie zgwałcił i zamordował matkę. W 2008 roku w ciągu zaledwie ośmiu dni samobójstwo popełniły dwie pacjentki szpitala. Jedna z nich zbiegła z oddziału i utopiła się w Kanale Grunwaldzkim w Lublińcu.

W szpitalu dochodziło także do innych nieprawidłowości, które każą się zastanowić nad poziomem bezpieczeństwem. Kilka dni temu przekazano nam odebrane pacjentowi klucze, które pasowały do drzwi Oddziału Psychiatrii Sądowej. To tam przebywają najniebezpieczniejsi pacjenci, w tym sprawcy poważnych przestępstw. Na tym oddziale dochodziło także do niebezpiecznych zdarzeń: prób duszenia, złamania nosa, oblania pacjenta wrzątkiem. Dyrektor Kromołowski przyznał, że oddziałowa nie informowała go o części tych zdarzeń.

- Jeszcze w tym tygodniu zostanie odwołana ze stanowiska - zapewnia dyrektor.

Kontrolę w szpitalu zapowiada Śląski Urząd Marszałkowski. Z wcześniejszej z 2009 roku wynika, że wpływające skargi na działalność szpitala, nie były od 1999 roku rejestrowane w księdze skarg i wniosków. Zastępca dyrektora Artur Jędrzejewski wyjaśnił kontrolerom, że skargi były dołączane do historii choroby skarżącego się pacjenta.

- Wstrzymujemy się z decyzjami do czasu wyników prokuratorskiego śledztwa. Zrobimy wszystko, by szpital mógł normalnie funkcjonować, a pacjenci mieli dobrą opiekę - podkreśla Aleksandra Marzyńska, rzeczniczka marszałka województwa śląskiego.
Pożar, w którym we wtorek w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublińcu zginęły trzy osoby, a osiem kolejnych zostało poszkodowanych, to nie tylko nieszczęśliwy wypadek. To też kolejna zagadka, która każe się zastanowić nad bezpieczeństwem i nadzorem w placówce.

Wcześniej dochodziło tam do samobójstw, a także przypadków agresji, o których nie informowano dyrekcji. Z kolei w poniedziałek nasi reporterzy dostali klucze do Oddziału Psychiatrii Sądowej. To najbardziej strzeżone miejsce w szpitalu. Przebywają tam m.in. groźni przestępcy. Szpital, który ma stuletnią tradycję w leczeniu chorób psychicznych, neurologicznych i terapii uzależnień podlega Urzędowi Marszałkowskiemu. Aleksandra Marzyńska, rzeczniczka marszałka Bogusława Śmigielskiego, poinformowała nas o planowanej kontroli w placówce.

- Z decyzjami wstrzymamy się do zakończenia prac przez biegłych i prokuratorów - podkreśla. Dodaje, że jak tylko zostaną oszacowane straty po pożarze, samorząd pomoże szpitalowi. - Najważniejsze, by pacjenci byli leczeni we właściwych warunkach - mówi.

W Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym już działa komisja, która ma wyjaśnić okoliczności poniedziałkowego incydentu - reporterzy Polski Dziennika Zachodniego i telewizji TVN przekazali dyrekcji klucze do Oddziału Psychiatrii Sądowej, jakie dostali od jednego z pracowników szpitala.

Pasowały do głównego wejścia. Sprawdzenia krat wewnętrznych nam odmówiono, ale klucz wyglądał tak jak ten, który miała ordynator Sylwia Koniecko. To zaś oznacza, że gdyby klucze dostały się w ręce nieodpowiedzialnej osoby, mogłaby wypuścić przestępców, którzy na leczenie do Lublińca zostali skierowani na wniosek sądów.

Dyrektor szpitala, Henryk Kromołowski, nie chciał komentować sprawy i obiecał powołać komisję, która miała zbadać sprawę. Dzisiaj już wiadomo, że klucze zgubiła dziesięć miesięcy temu oddziałowa. Stały się one elementem rozgrywek personalnych na oddziale. Pracownicy są podzieleni na zwolenników i przeciwników siostry oddziałowej. Klucze znaleziono w szafce jednego z pacjentów. Kilku pracowników postanowiło przekazać je mediom, bo obawiało się, że sprawa zostanie zatuszowana.

- Na naszym oddziale miało miejsce kilka zdarzeń, które mogły mieć poważne konsekwencje. Oddziałowa nie sporządzała z nich żadnych notatek służbowych. Dyrektor nic o nich nie wiedział - mówi nam anonimowo jeden z pracowników. Nie przedstawia się, bo obawia się utraty pracy.

- Na naszym oddziale trwa wojna i polowanie na czarownice. Personel straszony jest policją i prokuraturą - dodaje.
Według naszych informacji w Oddziale Psychiatrii Sądowej co najmniej trzykrotnie dochodziło do prób duszenia przez jednego z najbardziej niebezpiecznych pacjentów. Inny pacjent złamał nos salowemu. Kolejny został poparzony wrzątkiem przez kolegę. Oddziałowa nie informowała o tych zajściach przełożonych.

- Pobitemu salowemu powiedziała, żeby nie robił problemu, bo pewnie w młodości nieraz dostał w gębę na dyskotece. Mężczyzna miał złamany nos i wstrząśnienie mózgu - opowiada nasz informator.

Oficjalnie ujawniono tylko jeden przypadek agresji, ze stycznia tego roku, kiedy oddziałowy dusiciel dopadł innego pacjenta. Stan poszkodowanego jest krytyczny, a sprawę bada lubliniecka prokuratura.
- Sprawdzamy to zdarzenie pod kątem napaści, ale i ewentualnego braku nadzoru nad pacjentem - twierdzi Krzysztof Droździok, szef Prokuratury Rejonowej w Lublińcu.

Wczoraj dyrektor Kromołowski powiedział nam, że zachowanie oddziałowej było niewłaściwe i zostanie odwołana ze stanowiska. - Prowadzimy wewnętrzne dochodzenie. Oddział stał się polem bitwy personalnej - przyznaje dyrektor szpitala.

Oddziałowa w przeszłości była m.in. wicedyrektorką Domu Pomocy Społecznej Zameczek w Lublińcu. Zwolniono ją , bo nie wywiązywała się z obowiązków służbowych (m.in. prowadziła złą gospodarkę lekami, źle naliczała pensje i zatrudniała za mało opiekunów). Bezskutecznie, wielokrotnie usiłowaliśmy się z nią skontaktować.

Pracownicy boją się o swoje bezpieczeństwo. - Na dyżurach nocnych na Oddziału Psychiatrii Sądowej jest za mało osób nadzorujących. Monitoring obsługują panie, które wcześniej pracowały w laboratorium. Nie najlepiej sobie radzą z nowym zadaniem, a od tego zależy nasze bezpieczeństwo. Pacjenci potrafią być nieobliczalni - opowiada nasz informator.

O lublinieckim szpitalu było głośno także w latach ubiegłych. W 2006 roku jeden z pacjentów popełnił samobójstwo, dusząc się własną skarpetą. Rok później ze szpitala uciekł pacjent, który cztery dni później w Będzinie zamordował matkę. W 2008 r. w ciągu 8 dni samobójstwo popełniły dwie pacjentki szpitala. Jedna zbiegła z oddziału i utopiła się w Kanale Grunwaldzkim w Lublińcu. Wówczas kontrolę szpitala przeprowadziły Urząd Marszałkowski i prokuratura, ale nie dopatrzono się uchybień. Jedynym efektem kontroli było zamontowania na terenie całego szpitala monitoringu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!