Kiedy rok temu, rankiem 18 maja Krystyna Adamczyk wyszła przed dom, szybko zorientowała się, że nie ucieknie od wielkiej wody. Do Bierunia Nowego zbliżała się fala, sąsiedzi zdążyli pozbierać dobytek, a ona samiutka mogła tylko czekać. Nikt jej nie ostrzegł, nie powiedział - Kryśka pakuj manatki, ratuj, co się da.
- Czułam się, jakbym przeżyła trzy życia i je w ciągu jednej chwili straciła - opowiada pani Krysia. Ma 70 lat na karku, w tym 46 lat pracy w handlu i gastronomii. Wszystkiego się dorabiała z mozołem. Ogród pielęgnowała jak rodowe srebra. Pieściła. 30-letnie rododendrony przypominały o minionym. A tu nagle została bez ogrodu, bez garnków, bez butów, bez łóżka nawet.
- Nie miałam nawet siły rozpaczać - wspomina Krystyna Adamczyk, która nie opuściła domu. Domu bez drzwi, bo powódź zabrała jej nawet ten kruchy azyl bezpieczeństwa. Wieści o dramacie Krystyny lotem błyskawicy trafiły do innych Kryś. Krystyna Papiernik, na co dzień prezeska Śląskiej Izby Turystyki, natychmiast rozesłała apel do innych. Nie czekała długo na odzew. - Przyjechały do mnie z pomocą jako pierwsze. Dały mi garnek, sitko i kuchenkę gazową oraz 500 złotych - wspomina Adamczykowa. Ale co najważniejsze, ofiarowały jej poczucie, że ktoś nad nią jednak czuwa i jak trzeba, pomoże. To bezcenne, błogie uczucie.
CZYTAJ: KRYSTYNY BĘDĄ ŚWIĘTOWAĆ W WEEKEND W KATOWICACH [PROGRAM]
A była w fatalnym stanie. Po ciężkim zapaleniu płuc, które wyleżała na materacu, bo łóżko też straciła w powodzi. - Nigdy nie zapomnę tego gestu moich Kryś - mówi.
Bo Krysie jak chcą, to potrafią. Ich imieniny wymyślone 14 lat temu przez Krystynę Bochenek, przerodziły się w społeczny ruch, który doczekał się prób naukowego ujęcia. One uwielbiają się spotykać, ładować się wzajemnie energią, a mają jej tak dużo, że z radością przekazują ją innym.
Gdyby nie imieniny, nigdy by się nie spotkały. W tym roku uroczystości po raz pierwszy odbędą się bez Krystyny najważniejszej. Kiedy zginęła w katastrofie samolotu prezydenckiego w Smoleńsku, poczuły się osierocone. - Zdrętwiałam przed telewizorem. W głowie kołatała się myśl, że nasza Krysia nie mogła zginąć. Pewnie jej nawet w tym samolocie w ogóle nie było - wspomina Krystyna Giersz, warszawianka.
Ale musiały się wziąć w garść, przyjechać na pogrzeb i teraz w hołdzie dla niej spotkać się jeszcze raz 13 marca. To spotkanie będzie podziękowaniem, modlitwą. Dla Krystyny i Krystyn wystąpi w katowickiej katedrze Ewa Lewandowska, niedowidząca zdolna śpiewaczka, która też Krystynom, a właściwie jednej z nich - Gierszowej właśnie, zawdzięcza zrobienie kroku do wielkiej kariery.
I ta historia jest niesamowita, zupełnie w stylu Kryś. Ewa miała lecieć do Stanów Zjednoczonych na konkurs śpiewaków operowych. Po występie w programie "Mam talent!" stało się jasne, że jej talentu zmarnować nie można. Niestety, tuż przed wyjazdem wycofał się jeden ze sponsorów. - Nie wiedziałam, co robić. Zadzwoniłam do państwa Gierszów z prośbą o kontakt do zupełnie innej osoby. Nie mogłam wyjść ze zdumienia, gdy pani Krystyna powiedziała, że oni dadzą mi te pieniądze - opowiada Ewa, która znalazła się wśród 20 najlepszych wyłonionych w konkursie śpiewaczych talentów.
- Bardzo się z Ewą zrodzinkowałyśmy. Gdy ona przyjeżdża do Warszawy, ma u mnie swój pokój, a
jak ja jadę do Katowic, to zatrzymuję się u niej - wyjaśnia Gierszowa. Skąd wzięła pieniądze na dofinansowanie wyjazdu Ewy? Po prostu zrezygnowała z hucznych obchodów 35-lecia swojego wspaniałego małżeństwa. - Doszliśmy z mężem do wniosku, że lepiej zrobić coś dla innych - opowiada. Jest wdzięczna, bo Kryśki też zmieniły jej życie.
- Moje pierwsze imieniny spędziłam z Krystynami w Krakowie. Moi bliscy i znajomi byli troszkę źli, bo zawsze zapraszałam ich na superimprezy z pysznym jedzonkiem. Tym razem jednak powiedziałam sobie: dość parzenia herbatek. Kupiłam szpilki, wsiadłam do pociągu i tak zostałam z Krystynami na dobre i złe.
Bardziej jednak na dobre, bo Krystyna Giersz została wicemiss Krystyn w 2007 roku, a rok później miss gracji. I towarzysko udziela się ogólnopolsko, bo zna Krystyny z całego kraju, choć bliżej, siłą rzeczy, trzyma się z warszawskimi i śląskimi.
- Mam troje wnuków, którymi się zajmuję na co dzień. Ten, kto wie, co to znaczy, rozumie mnie bez słów. Niedługo skończę 60 lat i ta informacja w ogóle do mnie nie dociera - uśmiecha się Krystyna Giersz.
Marcowe imieniny dają im wszystkim zastrzyk młodości, a one sobie i innym wiele szczęścia. To dlatego Krystyna Adamczyk, chociaż ma złamaną rękę i leży w szpitalu, już poprosiła o przepustkę, by stawić się na imieninach.
- Dam radę. Bardzo mi zależy na tym, by uczestniczyć we mszy świętej.
- Krysia Bochenek na poprzednich imieninach w Szczecinie spieszyła się, goniły ją obowiązki.
Mówiła, spotkamy się za rok. Nie możemy jej zawieść - twierdzi Gierszowa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?