Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Jaros z Chęcin, zwycięzca Mam Talent: "Jestem zakochany w tańcu" [WIDEO, ZDJĘCIA]

Katarzyna Kazusek
Krzysztof Jaros, finalista Mam Talent z Chęcin pasjonuje się tańcem od dziecka. Obecnie mieszka i kształci się w tym kierunku w Warszawie. Studiuje taniec współczesny na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.
Krzysztof Jaros, finalista Mam Talent z Chęcin pasjonuje się tańcem od dziecka. Obecnie mieszka i kształci się w tym kierunku w Warszawie. Studiuje taniec współczesny na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. archiwum prywtane
Krzysztof Jaros, tancerz pochodzący z Chęcin, zwyciężył 13. edycję programu „Mam Talent”. Jego taniec spodobał się nie tylko jurorom, ale też telewidzom, którzy oddawali na niego swoje głosy. Swoim występem już kolejny raz stworzył niesamowitą atmosferę i oczarował publiczność. Artysta w wywiadzie zdradził, jak rozwijała się jego taneczna pasja, opowiedział też o kulisach programu.

KLIKNIJ I ZOBACZ FINAŁOWY WYSTĘP KRZYSZTOFA JAROSA W MAM TALENT

Katarzyna Kazusek: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z tańcem?

Krzysztof Jaros: Myślę, że to już było we mnie od najmłodszych lat. Pamiętam nagrania z dzieciństwa, gdzie jako mały chłopiec, który ledwo stoi na nogach, podrygiwałem sobie w rytm piosenki. W przedszkolu sam ułożyłem choreografię na Dzień Mamy i zaprezentowałem ją na przedstawieniu. I chyba wtedy moi rodzice stwierdzili, że to jest to, co mi się podoba. Będąc w pierwszej klasie zapisałem się do chęcińskiej formacji tanecznej Junior Fresh. Bardzo miło wspominam te czasy. To właśnie Pani Kinga Półchłopek zaraziła mnie miłością do tańca. Później tańczyłem w zespole Fresh. Następnie próbowałem swoich sił w Studiu Tańca i Stylu Rewanż w Kielcach. Jednak wtedy wkraczałem w okres dojrzewania i stwierdziłem, że odpuszczę sobie na jakiś czas. Nigdzie nie tańczyłem przez rok. Skupiłem się wtedy na śpiewie, później do tego doszła jeszcze fotografia i akrobatyka. Nigdy nie chciałem być akrobatą, a jedynie popracować nad rozciągnięciem i techniką, ponieważ ten taniec zawsze był gdzieś z tyłu głowy. Trener akrobatyki od początku widział we mnie nie akrobatę, a tancerza. To dzięki niemu poznałem Panią Anię Budnicką – moją obecną trenerkę tańca. Poszedłem na warsztaty i tak, w wieku 15 lat, rozpoczęła się moja przygoda ze Szkołą Kieleckiego Teatru Tańca. Był to fascynujący i niezwykły czas. Musiałem jednak zrezygnować, ponieważ przeprowadziłem się do Warszawy. Do tej pory nie potrafię pogodzić się z rozłąką. Przez te trzy lata bardzo zżyłem się z moją trenerką. Widzieliśmy się w różnych chwilach i stanach, ale to bardzo łączy ludzi. Jest to bez wątpienia osoba, która naprawdę zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, bo gdyby nie ona, nie byłoby mnie tutaj, gdzie jestem.

To piękne, co teraz powiedziałeś. Rzeczywiście mówi się, że taniec łączy ludzi. Trener stał się Twoim przyjacielem.

Zgadza się. Jednak nie tylko z trenerem mam taką więź. Cała grupa taneczna Szkoły Kieleckiego Teatru Tańca „Impuls” to nie jest tylko grupa, to dla mnie rodzina. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Byliśmy ze sobą na dobre i złe. Wspierali mnie we wszystkich moich decyzjach. Pomagali mi i przede wszystkim nigdy mnie nie oceniali. A to jest bardzo dobra cecha. Ludzie bardzo lubią oceniać.

To prawda. A jak radziłeś sobie w szkole?

Cieszę się, że trafiłem do liceum właśnie tutaj w Chęcinach. Nauczyciele byli dla mnie bardzo wyrozumiali. Z racji występów i treningów często opuszczałem lekcje, sprawdziany. Nigdy nie mówili mi jednak, że nauka ma być na pierwszym miejscu, bo wiedzieli, że u mnie jest to taniec. Pomagali mi z całych sił. Przygotowywali się ze mną do matury. Nie tylko uczyli, ale również rozwijali pod kątem moich zainteresowań.

Wspomniałeś o Warszawie. Co studiujesz?

Taniec współczesny na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

A dlaczego akurat Warszawa?

Jeśli myślałem o studiach to brałem pod uwagę tylko ten uniwersytet. Zaryzykowałem i tylko tam złożyłem papiery. Stwierdziłem, że albo się dostanę, albo nie. I dostałem się. To mi pokazało, że chyba mam jakąś wiedzę o tańcu, a nie tylko potrafię się ruszać.

Jak wygląda rekrutacja na taki kierunek?

O, to jest rzeczywiście bardzo ciekawe! Egzamin składa się z dwóch etapów. Najpierw wysyła się nagranie solo, które oceniane jest w skali od 1 do 25. Jeśli ma się powyżej 20 punktów przechodzi się do drugiego etapu. Dostało się do niego 26 osób. Ten etap składał się z 3 egzaminów. Pierwszym z nich była taka lekcja, gdzie sprawdzane były nasze predyspozycje i jak szybko zapamiętujemy sekwencje taneczne. Później, już pojedynczo, wchodziło się na salę i losowało dwie karteczki – jedna zawierała temat do improwizacji, którą musieliśmy pokazać, a druga pytanie z historii tańca. Improwizowało się już bez muzyki. Było to dość ciężkie. Mogę zdradzić, że musiałem zaimprowizować temat: „Jesteś zieloną kulą na lodzie i nagle…”.

To rzeczywiście bardzo duże wyzwanie artystyczne!

To prawda! W ten sposób sprawdzają kreatywność tancerza i to jak interpretuje słowo. Bo jednak w tańcu można wszystko pokazać.

Ile osób przeszło przez wszystkie etapy?

Bardzo mało, tylko 9. Ja dostałem się na 2 miejscu. Ale to jest właśnie wyjątkowe w tej uczelni, że nie ma zbyt dużo ludzi. Z tego co widzę, na innych wydziałach jest po 14 osób. Tam są naprawdę takie perełki. W dodatku mieszkam aktualnie w akademiku, gdzie mijam się z różnymi osobami z uczelni i mogę powiedzieć, że to są wyjątkowi ludzie. To są artyści. Życie z artystami jest poniekąd ciężkie, ale jest bardzo przyjemne. Otaczamy się wszyscy pasjami. Artyści inaczej patrzą na świat. To jest bardzo ciekawe. Wszystko ma drugie dno, wszystko ma jakiś powód i jakiś sens.

Chciałabym Cię zapytać o Twoje dotychczasowe osiągnięcia artystyczne, bo wiem, że na swoim koncie masz ich sporo.

Myślę, że takim najważniejszym osiągnięciem jest to, że tańczę. Jeśli chodzi o konkursy, jest tego bardzo dużo. Parę razy udało mi się zostać osobowością taneczną na zawodach. Osobowość taneczna polega na tym, że ze wszystkich osób na turnieju wybierają jedną, która wpadła im w oko i w jakiś sposób wyróżniała się na tle innych. Mam na swoim koncie również różne grand prix. Jest tego sporo. Udało mi się także wygrać chęciński „Mam Talent” i to dopiero za trzecim podejściem. To było poniekąd moim marzeniem i podchodziłem do tego aż trzy razy.

Spróbowałeś też swoich sił w tym prawdziwym „Mam Talent”. Powiedz, co skłoniło Cię, żeby akurat zgłosić się do tego programu?

Szczerze? Nigdy nie podejrzewałem, że odważę się pójść do takiego programu.

Ktoś Cię namówił?

Namówił może nie, ale naprowadził. Paweł Żołądek. Poznałem go na warsztatach w Kieleckim Teatrze Tańca. To trener, który pokazał mi ruch z zupełnie innej strony. I właśnie on pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział: „Krzysztof, jest casting do Mam Talent”. W pierwszym momencie w ogóle nie mogłem pojąć o co chodzi, czy to naprawdę chodzi o ten program. Powiedział, że mamy bardzo mało czasu i muszę podjąć decyzję. Pierwsza moja myśl – muszę zapytać mojej głównej trenerki Ani Budnickiej. Jednak Paweł już się z nią skontaktował wcześniej i zgodziła się. Nic mnie już wtedy nie trzymało w Kielcach. Akurat byłem na etapie przeprowadzki do Warszawy. Stwierdziłem, czemu nie, spróbować zawsze można. Pan Paweł zgłosił mnie i zaczęło się od precastingu. Musiałem wysłać moje nagranie. Wysłałem. Spodobałem się im i zadzwonili do mnie, że zapraszają mnie na casting już przed kamerami. Już wtedy nie dowierzałem, że tam będę. 9 lipca pojechałem tam z moim trenerem. Od rana już trwały sesje zdjęciowe, wywiady, nagrania. To jest całkiem inny świat, niż ten, w którym żyłem. Teatr, scena to całkiem coś innego niż telewizja. Ogólnie atmosfera była świetna. Później przyszedł czas na występ przed jury. Cały czas czułem się nieobecny w tej sytuacji. Strasznie szybko się to działo. Weszliśmy na backstage, gdzie czekali już prowadzący, tam trochę pożartowaliśmy i nagle mówią: „3,2,1, wchodzisz”. Wszedłem na tą scenę. Zobaczyłem jury, widownię, światła, kamery. Z tego co pamiętam czułem się bardzo szczęśliwy, ale dalej nie potrafię powiedzieć, co tak dokładnie czułem. Rozmowa z jury i nadszedł ten moment, kiedy musiałem zatańczyć. Mnie cechuje to, że kiedy jestem na scenie to nie myślę co się dzieję. Ja po prostu płynę, oddaję się całkowicie i nie zwracam uwagi na to, co się dzieję wokół mnie, tylko co się dzieję we mnie i jak to pokazać. Usłyszałem moją muzykę i kompletnie się temu oddałem. Zatańczyłem i spodobałem się. Dostałem trzy razy TAK.

Twój występ był wyjątkowy, piękny i wzruszający. Widać, że masz ogromny talent.

Idąc do programu chciałem pokazać, że taniec jest dla wszystkich. Jest bardzo mało tańczących mężczyzn. Czy to na studiach, czy w zespołach tanecznych przeważa większość dziewczyn. Nie wiem z czego to wynika. Czy mężczyznom brak odwagi? Czy po prostu taniec im się nie podoba? Swoim występem chciałem pokazać, że jestem facetem i kocham taniec. I to jest dla mnie najważniejsze.

Jakie style taneczne są Ci najbliższe?

Jak byłem małym chłopcem zaczynałem od hip-hopu…

O! Trudno mi sobie nawet Ciebie wyobrazić tańczącego hip-hop [śmiech].

Tak to prawda [śmiech]. Zaczynałem od hip-hopu w pierwszej klasie podstawówki. Dopiero później w Junior Fresh, dzięki Pani Kindze, odkryłem co to jest modern i jazz. I totalnie się w tym zakochałem. Te dwa style towarzyszyły mi do końca gimnazjum. Później, gdy poszedłem do Szkoły Kieleckiego Teatru Tańca doszła do tego klasyka – balet. Teraz na studiach taniec współczesny. Aktualnie mogę powiedzieć, że bez klasyki nie ma dobrych tancerzy. To jest podstawa. Dzięki Pani Ani Budnickiej zrozumiałem, że klasyka może być piękna, choć jest bardzo ciężka. Jest wiele takich momentów, kiedy ciało mówi nie, ale umysł i serce każą to robić i da się. Da się pokonać te bariery fizyczne, które stwarza przed nami własne ciało.

A jak wyglądają Twoje zajęcia na studiach?

Mogę powiedzieć, że na pierwszym roku jest mniej tańca niż teorii. Uczymy się przede wszystkim jak zinterpretować ruch, od czego on się wywodzi i jak zrobić to zdrowo. Mamy różne przedmioty np. historię tańca, wiedzę o widowisku teatralnym, reżyserię ruchu scenicznego. Jest tego bardzo dużo, ale są to naprawdę ciekawe i przydatne rzeczy. Właśnie brakowało mi wcześniej takiej wiedzy, którą dostaję teraz na studiach. Przez to całkiem inaczej się tańczy.

Masz 19 lat i bardzo dojrzale myślisz o tańcu. Wydaję mi się, że Twoja pasja powoduje też, że szybko dojrzewasz.

To prawda. Kiedy trafiłem do Szkoły Kieleckiego Teatru Tańca miałem 15 lat. To jest okres dojrzewania. Wtedy raczej chłopcy są zagubieni. Nie wiedzą gdzie i jak umiejscowić swoje uczucia. Mi pomógł w tym właśnie taniec. Są różne wyzwania w choreografiach. Trzeba często pokazać miłość, smutek, czy nadzieję, ale najpierw trzeba przede wszystkim zrozumieć, czym są te emocje.

A pewnych uczuć w młodym wieku mogłeś jeszcze nie doświadczyć. Musiałeś być na swój sposób aktorem.

Dokładnie. Taniec pomagał mi zrozumieć coś, czego np. nie doświadczyłem i bardzo dużo pracowałem nad tym, by być w tym autentycznym. Najtrudniejsza była dla mnie miłość. Taniec pomógł mi interpretować emocje.

Czym jest dla Ciebie taniec?

Taniec mnie kształtuje. Mogę szczerze powiedzieć, że jestem zakochany w tańcu.

Taniec to Twoja pasja, ale też wiążesz z nim swoją przyszłość. Jakie są Twoje marzenia?

Kiedyś chciałbym na pewno zostać nauczycielem tańca lub choreografem. Może uda mi się otworzyć swoją szkołę tańca. Ale to dalekie marzenia...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krzysztof Jaros z Chęcin, zwycięzca Mam Talent: "Jestem zakochany w tańcu" [WIDEO, ZDJĘCIA] - Echo Dnia Świętokrzyskie