Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jest na tym zdjęciu? My wiemy! Przyjaciele, którzy kilkadziesiąt lat temu spędzali wakacje w Szczyrku

Monika Krężel
Monika Krężel
Takie zdjęcie wisi w gablocie zakładu fotograficznego w Dąbrowie Górniczej. Pierwsze zdjęcie zostało wykonane w Szczyrku w 1965 r. 40 lat później jego bohaterowie ponownie się sfotografowali
Takie zdjęcie wisi w gablocie zakładu fotograficznego w Dąbrowie Górniczej. Pierwsze zdjęcie zostało wykonane w Szczyrku w 1965 r. 40 lat później jego bohaterowie ponownie się sfotografowali fot. zbiory prywatne
Zdjęcia czterech chłopców i czterech statecznych panów umieszczone w gablocie jednego z zakładów fotograficznych w Dąbrowie Górniczej od wielu lat oglądają przechodnie. Kim są bohaterowie? My wiemy! Okazuje się, że to czterech przyjaciół, którzy wakacje spędzali w góralskiej chatce w Szczyrku. Był rok 1965. A 40 lat później znów zrobili sobie wspólne zdjęcie w takim samym ustawieniu.

W gablocie zakładu fotograficznego Foto-Pasek przy ul. Sobieskiego w Dąbrowie Górniczej wiszą dwa zdjęcia. Z jednego uśmiechają się około 10-letni chłopcy - Robert, Krzysztof, Jacek i Grzegorz stoją przed góralską chatą. Na drugim bohaterowie są sfotografowani 40 lat później. Sporo przeżyli przez te lata, ale do dziś powtarzają, że widoki z tamtych wakacji w Szczyrku miały wpływ na ich życie.

Góralska chata była solidna i malowniczo położona. Zbudowana z drewna i kamienia po wojnie w Szczyrku przez dziadka Krzysztofa Gawrona z Dąbrowy Górniczej. - Nazywaliśmy ją od nazwiska - Gawronówka. Dziadek był stolarzem, szalenie pracowitym. Dwa razy w roku nie pracował, w pierwsze dni świąt - opowiada pan Krzysztof. - Nie był góralem, nic go nie łączyło z górami. Jego talent i solidność dostrzeżono w Dąbrowie. Na zamówienie robił dębowe okna najpierw do budynku Poczty Polskiej, a potem do Sztygarki. W Szczyrku kupił kawałek ziemi vis-a-vis wyciągu na Skrzyczne. I zbudował klasyczny, górski dom, do którego można było dojechać tylko furmanką, a wokół którego były tylko pola, lasy i góry. Spędzaliśmy tak każde lato, zimą dom był nieczynny - wspomina.

- Tak, dziadek Krzysztofa był tytanem pracy. U niego była tylko praca i praca. Miał zakład stolarski, robił też przed wojną renowację mebli w budynkach Huty Bankowa. Gdy latem przyjeżdżał do Szczyrku na dwa dni, nie usiadł ani na pięć minut, ciągle coś robił - wspomina Jacek Wiltosiński, kuzyn pana Krzysztofa.

Rok 1965. Czas na pierwsze foto

Jest lato 1965 roku. Paczka przyjaciół spędza wakacje w Szczyrku. Do górskiej chatki przyjeżdżają Krzysztof Gawron, rocznik 1954, Jacek Wiltosiński (1951) oraz ich koledzy - Grzegorz (1956) i Robert (1954).

- Pierwszy i jedyny raz pojechał wtedy z nami mój szkolny kolega Robert. Z kolei Grzegorz był synem przyjaciela mojego ojca - tłumaczy Krzysztof Gawron. - Polany, ścieżki do wodopoju, obok strumyk - wszystko było „nasze”. Zabawy w Indian, biwakowanie, gotowanie jedzenia w kociołku, które wcześniej podkradaliśmy ciotkom ze spiżarki. Na szczytach sosen mieliśmy punkty obserwacyjne, a do strumyka wybudowaliśmy specjalne schody. To były dwa miesiące uciech. A w propozycjach zabaw niedościgniony był Robert - dodaje.

- To był raj na ziemi, widoki, których już nie ma. Na polany, puste wolne przestrzenie. Śmiem twierdzić, że te widoki wpłynęły na nasze życie, spowodowały, że zostaliśmy miłośnikami gór - uważa Jacek Wiltosiński.

Przyjaciele byli też świadkami beskidzkiej historii. - Obserwowaliśmy, jak ruszały krzesełka na Skrzyczne, jak pierwszego dnia można było jeździć za darmo, wcześniej przeczytawszy napis, że „huśtanie surowo wzbronione”. Do dziś pamiętam, jak raz kolejka stanęła, była awaria. Mama mnie uspokajała - wspomina pan Jacek.

Nie obeszło się i bez nastoletnich skandali. - Razem z Robertem zakochaliśmy się w siostrze Grzegorza, to była piękna dziewczyna. No i walczyliśmy o nią między innymi przy pomocy… procy. Oberwałem od Roberta pod okiem, doszło do awantury, ale między naszymi mamami. I to takiej, że mama Roberta zabrała go z tych wakacji - uśmiecha się Krzysztof Gawron. - No, ale który chłopak nie bawił się wtedy procą?

Pamiętne foto zrobił tata Roberta. W czasie drugiej wojny światowej przebywał w Anglii, pracował w Hucie Bankowa, nadzorował produkcję materiałów hutniczych dla wojska. - Robił bardzo ładne zdjęcia - przyznają Krzysztof Gawron i Jacek Wiltosiński.

Rzeczywiście, zdjęcie z lat 60. sprzed górskiej chatki jest idealne, ostre, ani nie prześwietlone, ani nie zamazane.

Gdzie jest dom?

Ukochany góralski domek pozostał we wspomnieniach. - Rodzice sprzedali to nasze dzieciństwo. Nie było w rodzinie takiej złotej rączki jak dziadek, a dom był w złym stanie, mnóstwo pracy i pieniędzy trzeba by było w niego włożyć - mówi Krzysztof Gawron. - A dzisiaj wokół jest tak ściśle zabudowany teren, że ciężko do niego trafić - dodaje.

- To prawda. Pojechałem tam raz z synem, żeby powspominać i odnaleźć dom. Długo go szukaliśmy, wszystko się pozmieniało. I gdy po wielu godzinach poszukiwań oparłem się o kamienie, to okazało się, że są pozostałością murku oporowego z naszego domu - mówi Jacek Wiltosiński.

Dziadek, budowniczy domu, zmarł w 1972 roku. - Ale jeszcze ciekawszą historię ma nasz, mój i Jacka, wspólny pradziadek - zaznacza Krzysztof Gawron.

- O, tak. Pracował w Fabryce Kotłów Fitzner i Gamper w Sosnowcu. I w 1900 roku, podczas wystawy światowej w Paryżu, nasz pradziadek Robert Kulik, rzemieślnik, zdobył srebrny medal za wykonawstwo kotła. Fabryka Fitzner i Gamper wywalczyła wtedy złoto za model kotła, ale za wykonawstwo nagrodzono pradziadka. To jedyny medal, który zdobył Polak na światowej wystawie - opowiada Jacek Wiltosiński. - Gamper tak doceniał swoich pracowników, że wysłał naszego pradziadka nawet na kurację do Szwajcarii, gdy ten podupadł na zdrowiu. Szkoda tylko, że ani medal, ani dyplom się nie zachowały. Gdy dom pradziadka został sprzedany, to razem z przedwojennymi dębowymi meblami. No i w kredensie został cenny medal - dodaje.

Rok 2005. Drugie zdjęcie

W 2005 roku czterech bohaterów ze zdjęcia, już 40 lat starszych, spotyka się w Dąbrowie Górniczej.

- Jakoś się tak skrzyknęliśmy, akurat Robert z Kanady przyjechał. Chcieliśmy sobie zrobić wspólne drugie zdjęcie, to miała być pamiątka, zwłaszcza dla Roberta - opowiadają panowie. - Na spotkanie przyniosłem nasze stare zdjęcie, chciałem zrobić jego kopię. I wtedy pracownik zakładu fotograficznego powiedział, że to stare tło może przenieść pod nowe zdjęcie. Zgodziliśmy się, mieliśmy ogromną frajdę - mówi Jacek Wiltosiński. Kilka miesięcy po tym spotkaniu zmarł nagle ich czwarty kolega, Grzegorz.

Dwa zdjęcia w gablocie zakładu fotograficznego Foto-Pasek wiszą od dłuższego czasu. Na pewno mijało je tysiące przechodniów, z zaciekawieniem patrząc najpierw na uśmiechy 10-letnich urwisów, a potem statecznych panów. Ilu przechodniów zastanawiało się nad tym, gdzie zrobione zostało to pierwsze zdjęcie, skąd się znali chłopcy i jak to się stało, że przyjaźń przetrwała przez tyle lat?

- Tak, tyle już lat wisimy w tej gablocie... Znajomi nam dzwonią, że cały czas tam jesteśmy - uśmiechają się bohaterowie.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera