Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuferek pełen kosmetyków pomaga w podróży, która zbliża się do kresu

Grażyna Kuźnik
Małgorzata Mendera i Aurelia Kantorysińska
Małgorzata Mendera i Aurelia Kantorysińska Marzena Bugała-Azarko
O mnie jak najmniej - prosi Małgorzata Mendera, która od 19 lat odwiedza chorych w Hospicjum Cordis z torbą balsamów i cieni do oczu. Jest kosmetyczką, wolontariuszką, przynosi chwile beztroski i nowe trendy w makijażu.

W szafie pani Małgosi są takie lekarstwa dla kobiecej duszy, jak balsamy do ciała, lakiery do paznokci, kremy, szminki. Ona sama dodaje od siebie jeszcze świeżo zaparzoną kawę, pogaduszki, masaż. Gdy nastrój siada, to na półkach znajdą się też piękne kapelusze i boa, żeby wystroić się do sesji zdjęciowej. Za nic się nie płaci, chyba czułym słówkiem albo żartem. Szafa jest spora, stoi w gabinecie kosmetycznym Małgosi w siedzibie Hospicjum Cordis w Katowicach-Janowie.

Wkrótce minie 20 lat, odkąd Małgorzata Mendera zdecydowała się przyjść do hospicjum jako wolontariuszka, ze swoim kuferkiem środków do upiększania.

- Nie chcę udawać, że to było łatwe. Prawdę mówiąc, bałam się, że to bardzo smutne miejsce. A ja lubię się śmiać - wyznaje Małgorzata.

Komplement ma moc

Ale smutek to jest na cmentarzu. Zrozumiała, że dopóki ludzie żyją, są emocje, rozmowy, śmiech. Śmierć przychodzi do hospicjum, strach przed nią można jednak zmniejszyć. Nie powinien zatruwać życia, które wciąż trwa. Okazało się, że Małgosia właśnie to potrafi.

Nie zapomni młodziutkiej dziewczyny, która zaczęła gorzej wyglądać. Wyraźnie się tym martwiła, więc Małgosia zaproponowała jej modny makijaż.

- Była już bladziutka jak ściana, lepiej wyglądała, gdy ją pomalowałam - opowiada Małgosia. - Makijaż jej zrobiłam widoczny, ale naturalny, jak mają jej koleżanki. Rzęski przyciemniłam, leciutko błyszczyk na usteczka, kolorki. I okazało się, że akurat ma przyjść w odwiedziny jej klasa. Zapamiętali ją taką ładniutką. Bo kilka dni później już nie żyła.

Nastolatka dostała od Małgosi kosmetyczkę z lakierami do paznokci, cieniami, ołówkami do oczu; tym wszystkim, czym cieszą się dziewczyny w jej wieku. Bawiła się nimi niemal do ostatnich chwil. Nie chciała zmyć makijażu.

- Usłyszała, że ładnie wygląda i tak się czuła. Komplementów wszyscy potrzebujemy, mają zawsze wielką moc, a zwłaszcza w hospicjum - mówi Małgosia.
Została kosmetyczką, bo lubiła sprawiać, że ludzie pięknieli, również we własnych oczach. Wcześniej jednak była pielęgniarką. Kiedy zmieniała zawód, była bardzo zmęczona ludzkim cierpieniem, przejmowała się chyba za bardzo każdym pacjentem, czuła się wypalona. Nie myślała, że po latach znowu wróci do chorych, ale już silniejsza. I chociaż starsza, z większym zapasem sił.

Gdy pracowała jako instrumentariuszka w klinice okulistycznej na ul. Francuskiej w Katowicach, prof. Ariadna Gierek wystawiła jej doskonałą opinię. Podkreśliła w niej, że Małgorzata Mendera ma wyjątkowe podejście do pacjentów, jest bardzo opiekuńcza, wrażliwa. Małgosia się rozwijała, szukała swojego miejsca w medycynie. Robiła specjalizację na urazówce, laryngologii, okulistyce, dermatologii, skończyła też rehabilitację. A po tym wszystkim otworzyła własny gabinet kosmetyczny w Mysłowicach.

Nie można jednak oszukać przeznaczenia. Gabinet też okazał się drogą, która zaprowadziła ją w końcu do chorych, i to najciężej. Odwiedzała ją anestezjolog dr Ewa Porwik. To ona pewnego razu poddała Małgorzacie myśl, że jej zabiegi upiększające byłyby radością dla tych, którzy sami nie mogą do niej przyjść.

Zawsze błysk oka

Małgosia pomyślała: może hospicjum? Była wtedy około pięćdziesiątki. W jej rodzinnych Mysłowicach od kilku lat działał taki ośrodek; w 1990 roku założyła go dr Jolanta Grabowska-Markowska. Doktor Jolado dzisiaj jest prezesem Społecznego Towarzystwa Hospicjum Cordis; skupia tych, którzy wiedzą, jak naprawdę pomagać ciężko chorym. Zawsze podkreśla, że ludzie, z którymi pracuje, to największy skarb. Ucieszyła się z pomysłu Małgorzaty. Kosmetyczka, w dodatku z otwartym charakterem Małgosi, z jej serdecznością, to prezent od losu.

Małgosia zaczynała pewniej, bo miała przy sobie Jadzię, przyjaciółkę i fryzjerkę z zawodu. Obie zdecydowały się zająć urodą podopiecznych hospicjum. Jadzia czesała, kręciła loki dziewczynom, strzygła panów, a Małgosia wyciągała swoje magiczne olejki i balsamy. Pachniało różami, magnolią, orientalnymi nutami.
- Czasem po naszych zabiegach przychodziła w odwiedziny rodzina, padały okrzyki, babciu, jak ty szałowo wyglądasz! - opowiada Małgorzata. - Byłyśmy dumne. Zrozumiałam, że to nie jest tak, że jesteś wolontariuszką i tylko dajesz. Dostaje się tyle samo; serca, wdzięczności.

Małgosia zawsze nazywa panie w hospicjum dziewczynami, niezależnie od tego, ile mają lat. Nawet te starsze w sercu są młode, zwłaszcza wtedy, gdy nie zdążyły nacieszyć się w pełni swoją młodością.

- Wyszły za mąż, potem dzieci, dom, ciężkie życie, ciągle musiały zajmować się kimś innym, dla siebie nigdy nie miały czasu ani pieniędzy - mówi Małgorzata. - Były u nas takie dziewczyny, które nie znały dotąd makijażu ani fryzjera. Dopiero u nas stały się królewnami; masaże, perfumy, pomalowane paznokietki, oko zrobione. Cieszyły się jak dzieci, ten błysk oka na widok kosmetyku, ciuszka to chyba nigdy w kobiecie nie gaśnie.

Ale nie, mityguje się Małgosia, nieprawda. Bo każdy jest inny. Pojawiały się też dziewczyny tak zmęczone, wyczerpane i trudnym życiem, i chorobą, że nie miały głowy do upiększania. Odpoczywały od tego, że coś muszą. Sam pobyt w hospicjum był dla nich luksusem, bo to ładne miejsce.

W pokojach są duże okna, które wychodzą na zieleń. Miłe kolory, włączony telewizor albo muzyka, ktoś zagląda z pytaniem, co podać na kolację, czy czegoś nie potrzeba. Nigdy tak nie miały, więc odpoczywają. Małgosia nie zawraca im już głowy, posiedzi tylko, poprawi im włosy na czole, pogładzi po ręce.

Tylko nie pustka

Są i tacy, którzy właśnie w hospicjum znajdują przyjaciół, może po raz pierwszy mają na to czas. Znajdują siły, żeby razem wyjechać na wycieczkę.

- Jedna dziewczyna bardzo chciała zobaczyć Morskie Oko, a my razem z nią. Dostaliśmy zgodę, żeby bus z naszą grupą podjechał bardzo blisko tego miejsca. To był świetny pomysł - wspomina Małgorzata. Pokazuje fotografię siwej pani, która wpatruje się z zachwytem w jezioro. Wkrótce potem nie miałaby już na to sił.
Na wycieczkę zabrali kiedyś starszego pana, którego chorobą nikt dotąd za bardzo się nie przejmował. Małgosia pamięta, jak był wdzięczny za wyjazd i za to, że ktoś poświęca mu uwagę. Wciąż przechowuje jego zdjęcie z tej wycieczki.

- Często chorzy na choroby nowotworowe uważają, że są odstręczający dla innych, brzydko pachną, źle wyglądają. Dotyczy to kobiet i mężczyzn - mówi Małgosia. - A ja udowadniam, że nic z tych rzeczy. Mam sposoby na to, że zaczną przeglądać się w lusterku i uśmiechać.

Kiedy ktoś myśli, że tylko męczy innych swoją chorobą, to zamyka się w sobie, nie chce nikogo widzieć. Grozi mu samotność, a to zdaniem Małgosi, jest fatalne dla cierpiącego człowieka.

- Pustka wokół, gdy przychodzi czas żegnania się ze światem, to najgorsze, co może nas spotkać - mówi Małgorzata. - Dlatego w naszym hospicjum nie ma pustki; nawet na ścianach. W pokojach są obrazy, a na korytarzach kolorowe mozaiki, sama też je wyklejałam.

Małgosia pomagała również przygotować ślub i wesele w hospicjum. To było wtedy, gdy Teresa wychodziła za mąż za Stanisława. Mieli od dawna ślub cywilny, ale chcieli też wziąć kościelny i mieć wesele, na które nigdy nie starczało im pieniędzy. Teresa była w tamtym czasie już bardzo chora. Nie mogła udźwignąć taftowej sukni ślubnej, włożyła ją tylko do zdjęcia.

- Pamiętam, jaka była dzielna, mówiła, dam radę, tylko muszę powolutku - wzdycha Małgosia. - Ale miała wesele, tort, prezenty ślubne. Jej mąż taki kochający, ani na krok jej nie odstępował.

W hospicjum są radości i zabawy. Małgorzata mówi, że gdy jest okazja, to tańczy kto może, mimo kroplówek, wenflonów, bandaży. Te chwile oderwania od choroby są bezcenne. Bawią się chorzy, ich rodziny, wolontariusze.

Zastanawiała się nad tym, czy uda się jej wyrazić to wszystko, co przeżyła w hospicjum, czego sama się nauczyła. Pewnej nocy przyszło jej do głowy to, co chciała powiedzieć: - Wszyscy jesteśmy w podróży. I ona ma swój kres. Nie o to chodzi, żeby wspólnie płakać nad końcem drogi, tylko jak najlepiej, wśród dobrych ludzi przeżyć ten czas, który nam pozostał.

***

Społeczne Towarzystwo Hospicjum Cordis
działa w Katowicach przy ul. T. Ociepki. Opiekuje się dziećmi i dorosłymi, którzy zmagają się nie tylko z nowotworami, ale też innymi chorobami przewlekłymi. Świadczy opiekę stacjonarną i domową. Można przekazać swój 1 procent podatku dla hospicjum, wystarczy w rozliczeniu podatkowym wpisać numer KRS 0000040314.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!