Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legenda Jana Kiepury. O "chłopaku z Sosnowca" z "chłopakiem z Knurowa". Rozmowa z tenorem Adamem Sobierajskim

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
materiały ARC Adam Sobierajski
16 maja 2022 roku mija 120. rocznica urodzin legendarnego śpiewaka, Jana Kiepury. O fascynacji jego postacią i płycie poświęconej „chłopakowi z Sosnowca”, opowiada „chłopak z Knurowa”, tenor Adam Sobierajski, solista Opery Śląskiej w Bytomiu.

Brunetki czy blondynki? Stawiam, że jednak brunetki... (żona Adama Sobierajskiego jest ciemnowłosa - przyp. red.)

Dobrze pani stawia (śmiech).

Co wspólnego może mieć „chłopak z Knurowa” z „chłopakiem z Sosnowca”, którego 120. rocznicę urodzin będziemy wspominać za kilka dni? Bo, że dzieli was granica czasu, przestrzeni, mentalności śląsko-zagłębiowskiej, to oczywiste. A jednak to właśnie pan wielokrotnie wcielał się i wciela nadal w postać legendarnego tenora.

Teoretycznie wydaje się, że łączy nas niewiele. Inne miasto, inne czasy, rodziny, wykształcenie. Oczywiście łącznikiem jest tenorowy głos. Chociaż... nie tylko. Zdaniem nieżyjącego już znawcy opery, niezapomnianego Bogusława Kaczyńskiego, mam podobną fizjonomię, rysy. W każdym razie on tak uważał i może faktycznie coś w tym wizualnym podobieństwie jest? Kiedy Bogusław Kaczyński przedstawiał mnie na koncertach w Krynicy, zawsze mówił do publiczności, aby zwróciła uwagę na moją twarz i poszukała podobieństw do Jana Kiepury, którego wielka fotografia zwykle była prezentowana w tle. Moim zdaniem to podobieństwo ujawniało się, kiedy wkładałem charakterystyczny kapelusz, będący nieodłącznym atrybutem tego śpiewaka. I wtedy wiele osób twierdziło, że widzi to podobieństwo.

Zanim jednak zwrócono panu uwagę na te kwestie podobieństwa i poznał pan bliżej postać Jana Kiepury, była pewna prorocza sytuacja, sugerująca, że kiedyś ta postać stanie się dla pana wyjątkowa.

Początki późniejszej fascynacji faktycznie miały źródło w moim nastoletnim życiu. I, co ciekawe, nie myślałem wtedy o zawodzie śpiewaka operowego. Nie pamiętam, w jakich okolicznościach, ale w moje ręce trafiła kaseta magnetofonowa z piosenkami Jana Kiepury „Brunetki, blondynki”. Te piosenki często śpiewał też mój tata. Chociaż zawodowo związany z polityką, obdarzony został jednak pięknym głosem, grał też na akordeonie. Zachwyciłem się repertuarem Kiepury, chociaż wtedy w głowie była mi piłka nożna, grałem w klubie Concordia Knurów i nie myślałem o śpiewaniu. Ta kaseta jest więc pierwszym śladem Jana Kiepury w moim życiu.

Tu zwróćmy uwagę, że Kiepura również pasjonował się piłką nożną - grał w drużynie Victorii Sosnowiec. A więc jeszcze jeden łącznik. Potem jednak studiował prawo, a pan wybrał studia w Akademii Muzycznej i wtedy piosenki Kiepury znowu pojawiły się w kręgu pana zainteresowań.

Taką symboliczną datą jest dla mnie 17 lipca 2004 roku. To wtedy odsłonięto pomnik Kiepury w Krynicy-Zdroju. Byłem wtedy na czwartym roku i razem z kolegami braliśmy udział w letnich kursach wokalnych, zorganizowanych w Krynicy przez katowicką Akademię Muzyczną. Pomnik odsłaniał wspomniany Bogusław Kaczyński i przy tej okazji wybrano spośród nas kilka osób, które wzięły udział w muzycznej oprawie tej uroczystości. Wśród tych wybrańców byłem też ja. Pamiętam, że śpiewałem wtedy „La donna è mobile”. Po zakończeniu koncertu podeszliśmy do pana Kaczyńskiego z prośbą o wspólne zdjęcie i autograf. I wtedy on zapytał, czy to „si” naturale, które kończy ten utwór, zawsze mi wychodzi. Byłem speszony, ale odpowiedziałem, że do tej pory wychodziło... Na drugi dzień zaprosił mnie do pensjonatu Wisła i tam zaproponował udział w sierpniowym Europejskim Festiwalu im. Jana Kiepury, a konkretnie w transmitowanym przez telewizję koncercie promenadowym „Tu, gdzie śpiewał Jan Kiepura. Gala”. Byłem zaszokowany, ale i przeszczęśliwy, że znalazłem się wtedy, jeszcze jako student, w gronie największych ówczesnych tenorowych gwiazd.

To był początek, a w 2017 roku miał pan u stóp całą Krynicę, jako... Jan Kiepura.

Wziąłem wtedy udział w widowisku muzycznym „Uśmiechnij się z Kiepurą”, stworzonym przez Łukasza Lecha, kreując postać legendarnego śpiewaka. To był cykl godzinnych występów, odbywających się codziennie, przez osiem dni, w plenerze. Ubrany w płaszcz i w kapeluszu, u boku mając „żonę” Martę Eggerth, podjeżdżaliśmy stuletnim, zabytkowym dodge’em, trasą od Hotelu Zdrojowego w Krynicy pod muszlę koncertową. Tak jak kiedyś Kiepura, na stojąco, prosto z auta, śpiewałem najsłynniejsze arie z jego repertuaru, a także duety z koleżanką. Widowisko było przeplatane dowcipnymi dialogami i anegdotami z życia śpiewaka.

Tłum szalał, kobiety mdlały, każdy chciał mieć autograf...

Dokładnie tak(śmiech)! To było niesamowite przeżycie i myślę, że wtedy tak naprawdę mogłem poczuć się jak słynny śpiewak. Poznając blaski, ale i cienie jego życia. To, co dawało mu szczęście, ale i towarzyszące takim sytuacjom zwyczajne, ludzkie zmęczenie… Bo takie wieczory odbywały się codziennie przez 8 dni i za każdym razem był inny repertuar, nowe opowieści. Na wieczory przychodziło nawet 3 tysiące osób. I razem na finał śpiewaliśmy. A potem jeszcze po zakończeniu artyści przez godzinę rozdawali autografy, pozowali do zdjęć...

Czy poznając historię życia i kariery „chłopaka z Sosnowca” były takie sytuacje, które szczególnie utkwiły panu w pamięci?

O, bardzo wiele. Kiepura uwielbiał być w centrum uwagi. W warszawskim Teatrze Wielkim, gdzie występował jako góral w „Halce”, nie mógł powstrzymać się od popisywania się swoim górnym C, mimo uwag dyrygenta, aby tego nie robił. Ostatecznie został wyrzucony z teatru, ale i tak mówiono tylko o nim. Inna historia to ta, kiedy w Wiedniu, w Staatsoper pojawił się u boku słynnej primadonny Marii Jeritzy, jako Mario Cavaradossi w Tosce. Rolę przyjął w zastępstwie za chorego śpiewaka, chociaż umiał śpiewać ją tylko po polsku. Ostatecznie udało mu się zaśpiewać dwie arie po włosku, resztę w ojczystym języku, starając się śpiewać nie do końca wyraźnie. Pomysł takiego rozwiązania podrzucił mu przyjaciel. Efekt? Krytyka była zachwycona i podkreślano, że śpiewał we wszystkich językach świata. A z anegdot niedotyczących sceny, to choćby ta, że kiedy poznał Martę, swoją przyszła żonę, na spacerze spotkali kobietę sprzedającą kwiaty. Kiepura poprosił Martę o pożyczenie pieniędzy i kupił naręcze róż. Kiedy żegnał się z nią, odprowadzając do hotelu, wręczył jej kwiaty. Wyznał jednak przy tym, że kupił je, bo... zrobiło mu się żal kwiaciarki.

16 maja minie 120. rocznica urodzin Jana Kiepury. Weźmie pan udział w gali z tej okazji w Sosnowcu. Ale też w maju ukaże się pana pierwsza solowa płyta „Adam Sobierajski w hołdzie Janowi Kiepurze”.

Marzyłem o wydaniu tej płyty na 40. urodziny, dwa lata temu. Pandemia pokrzyżowała te plany, ale teraz myślę, że ta okrągła rocznica urodzin Kiepury to symboliczny czas i odpowiedni na prezentację. Na płycie jest 12 utworów. Pięć z nich to najsłynniejsze piosenki z repertuaru Kiepury, czyli m.in.: „Brunetki, blondynki”, „Ninon, ach uśmiechnij się”, „Signorina”, czy słynny „Kujawiak” ze słowami napisanymi przez samego Kiepurę. Druga część to Pieśni neapolitańskie.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera