Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz rodzinny: Działamy na wariackich papierach. Tworzą się coraz większe kolejki do specjalistów

Jacek Drost
Jacek Drost
Pixabay
Uważam, że w podstawowej opiece zdrowotnej trzeba będzie wypracować inne metody działania, bo fizycznie musimy przyjmować więcej pacjentów. Ten stan jest nie do utrzymania. Trzeba będzie pacjentów wpuszczać pojedynczo do przychodni, bo zatory są coraz większe - mówi w rozmowie z reporterem DZ jeden z lekarzy rodzinnych z Podbeskidzia. Z obawy o swoją pracę, prosił o zachowanie anonimowiości.

- Jak wygląda pana praca czasach epidemii koronawirusa?
- Przyjeżdżam do przychodni, wchodzę, dezynfekuję ręce i patrzę na pustą poczekalnię. Następnie idę do gabinetu, siadam do komputera i zaczynam odbierać telefony. Przychodnia jest zamknięta, ale przyjmuję pacjentów przez telefon. Niestety, problem jest taki, że numer jest na okrągło zajęty. Podejrzewam, że w innych przychodniach jest podobnie. Pacjenci mają dużą trudność, żeby się do nas dodzwonić. Co gorsza, większości przychodni nie ma nawet zewnętrznego dzwonka przy wejściu, więc pacjent, który przyjdzie i chciałby wejść do przychodni w wielu przypadkach nie będzie mógł zwrócić uwagi na swoją obecność.

Z jakimi problemami dzwonią do pana pacjenci?
- Część pacjentów chce, żeby im wystawić recepty. Prośby o prolongowanie recept na stałe leki na cukrzyce czy nadciśnienie załatwia się bardzo łatwo. Można powiedzieć, że w samą porę przyszły recepty elektroniczne. System trochę kuleje, ale jest zbawieniem, bo pacjent mówi nam jakie leki potrzebuje (oczywiście to nie jest tak, że daję wszystko o co pacjent poprosi, bo porównuję to z jego dotychczasową historią choroby) i wtedy bardzo szybko wystukuję taką receptę na komputerze. Większość ludzi nie jest zarejestrowana w systemie recepty elektronicznej, ale i to nie jest problem, bo w ciągu kilku sekund widzę receptę na ekranie monitora i dyktuję pacjentowi cztery cyfry kodu dostępowego. On sobie z tym idzie do apteki, podaje swój PESEL i na tym sprawa się kończy.

Nie przegap

- Z receptami nie ma więc problemów. A z czym są?
- Największy problem jest, kiedy pacjenta trzeba posłać do specjalisty lub na badanie. Laboratorium, które od nas odbierało próbki nie wiem z jakich względów przestało to robić. Albo jest nieczynne, albo próbki nie są od nas odbierane. Wisi komunikat, że badania nie są wykonywane. Jeśli posyłam pacjenta do specjalisty, to nie jestem pewien czy zostanie przyjęty. Sam miałem umówioną wizytę u specjalisty i zadzwoniono do mnie, że jest odwołana i jedynie mogę się konsultować telefonicznie. Na szczęście moja sprawa, którą miałem załatwić u specjalisty, może poczekać. Pozostaje pytanie: jak długo może poczekać? To pytanie dotyczy też innych pacjentów, bo przepadają terminy i w końcu będzie trzeba będzie zacząć przyjmować ludzi. Kto wówczas zostanie przyjęty: ten, kto miał termin teraz, czy ten, kto będzie miał wówczas aktualny termin? Będzie duży problem. Przyjęto model całkowitej blokady służby zdrowia, który byłby do przyjęcia w krótkim czasie, ale wygląda na to, że niebezpieczeństwo koronawirusa nie tylko jest poważne, ale długotrwałe. I tutaj rozwiązania, które można przez tydzień lub dwa utrzymywać, są absolutnie nie do przyjęcia w dłuższej perspektywie. Tutaj od NFZ nie mamy żadnych wskazań.

- Według pana, jak długo w takich warunkach system podstawowej opieki zdrowotnej wytrzyma?
- Myślę, że jest to już na granicy możliwości, bo są pacjenci wymagający pilnego zbadania. Z częścią pacjentów prowadzimy konsultacje telefoniczne, na miejscu – zachowując wszelkie środki ostrożności - możemy zrobić EKG, ale już ze skierowaniami do specjalistów jest wielki problem.

- Pełni pan więc rolę takiego telefonicznego pogotowia.
- Zgadza się. Większość zachorowań, jakie teraz są zgłaszane, to są infekcje, zazwyczaj przeziębienia. Pacjenci proszą o wystawienie L4, bo nie chcą i nie mogą się w takim stanie pokazać w pracy. Ja tym ludziom na wiarę wystawiam zwolnienia i często na podstawie objawów, jakie mi referują, przepisuję leki, a jeśli uznam, że jest to zakażenie bakteryjne, to przepisuję jakiś antybiotyk. To trochę wbrew zasadom sztuki, ale nawet jakby do mnie przychodzili fizycznie, to bardziej opieram się na wywiadzie niż fizycznym badaniu. Działamy na wariackich papierach. Z drugiej strony sam się dziwię, że nie mamy kolejek przed przychodnią zrozpaczonych pacjentów chcących się do nas dostać. W zgłoszeniach telefonicznych jest stosunkowo mało spraw, których nie da się załatwić na telefon.

- A może nastąpiło cudowne ozdrowienie? Może niektórzy przychodzili do lekarza, żeby zająć sobie czas wolny?
- Zgadza się. W tej chwili uświadomiliśmy sobie, ile rzeczy można załatwić na telefon. Ta sytuacja pokazuje, że wcześniej wielu pacjentów przychodziło do lekarzy rodzinnych, żeby się przejść, żeby porozmawiać z lekarzem o swoim przeziębieniu, czasami być może nawet tylko po to, żeby sobie posiedzieć w poczekalni. Znaczny procent wizyt u lekarza rodzinnego nie zasługiwało, żeby absorbować czas lekarza rodzinnego. Ten czas powinniśmy poświęcić ludziom, których naprawdę powinniśmy leczyć. Teraz odsiani zostali ci, którzy mogli sobie łatwo odpuścić wizytę u lekarza, ale ten czas, który nam pozostaje w dyspozycji też nie jest wykorzystywany dla tych, którzy mogą tego potrzebować. Na razie takich osób przychodzi mało, ale jak długo to jeszcze może trwać?

- A jak jest ze środkami ochrony osobistej wśród lekarzy?
- Ta epidemia zastała nas nieprzygotowanych. Nigdy na to nie zwracało się większej uwagi. Jakieś tam maseczki były w każdej przychodni, albo i nie, ale tylko pojedyncze sztuki. Oczywiście w każdej przychodni jest gabinet zabiegowy, więc jakaś dezynfekcja była, ale na przykład tylko w jednej przychodni miałem przed tą epidemią chusteczki nasączane płynem dezynfekującym do odkażania słuchawek. To się powinno robić po każdym pacjencie, niezależnie czy jest epidemia czy nie.

Zobacz koniecznie

- Jak pan widzi bliższą, dalszą przyszłość?
- Uważam, że w podstawowej opiece zdrowotnej trzeba będzie wypracować inne metody działania, bo fizycznie musimy przyjmować więcej pacjentów. Ten stan jest nie do utrzymania. Trzeba będzie pacjentów wpuszczać pojedynczo do przychodni, bo zatory są coraz większe.

- W sytuacji, kiedy wszystko para skierowana jest głownie na szpitale zakaźne czy ktoś sobie zaprząta głowę lekarzami rodzinnymi?
- Nie odczuwam tego, żeby przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej w jakikolwiek sposób były zauważane przez resort zdrowia. Dzwoniłem w pewnej sprawie do NFZ, chodziło o przydziały środków pomocniczych dla ludzi ciężko chorych. Łatwo się na infolinię dodzwoniłem, co mnie nawet zdziwiło, po czym się okazało, że miły pan nie był zorientowany w kwestii o którą pytam. Odniosłem wrażenie, że NFZ żyje w jakiejś błogiej nieświadomości i nie zawraca sobie głowy, że sytuacja jest absolutne kryzysowa. Odkąd epidemia stała się tematem numer jeden żadnego komunikatu NFZ nie znalazłem na biurku, w branżowych portalach także tego nie znalazłem, jak POZ-ety mają sobie radzić.

🔔🔔🔔

Pobierz bezpłatną aplikację Dziennika Zachodniego i bądź na bieżąco!
Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy do niej zakładkę, w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią koronawirusa.

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera