Na Elżbietę informacja o chorobie genetycznej dziecka spadła właściwie w dniu porodu. To było ostatnie USG. Przyszła na oddział z torbą i ciuszkami dla córeczki, bo miała być córeczka. Odesłana ze "swojego" szpitala, odnalazła w szpitalu w Ligocie dobrą lekarkę, która wyjaśniła, że jej syn, bo to był Pawełek, ma zespół Edwardsa. Niepotrzebny dodatkowy chromosom deformuje ciało i niszczy narządy wewnętrzne. Taki poród szacunkowo zdarza się raz na osiem tysięcy kobiet. I właśnie jej się zdarzył.
Dwa tygodnie Pawła na świecie zaważyło na jej życiu. Nie było widać jego drobnego ciałka spod kroplówek i monitorów. Byli u niego z mężem codziennie. Delikatnie dotykali, gładzili przez otwory w inkubatorze.
Wtedy jeszcze hospicjum perinatalnie nie istniało. Ela musiała sama sobie zaaplikować psychoterapię. Zawsze pięknie pisała. I zaczęła do synka pisać wiersze. Nikt poza nią ich nie czytał. To tylko dla jej oczu.
CZYTAJ KONIECZNIE WSTRZĄSAJĄCY REPORTAŻ W TYGODNIKU ŚLĄSK PLUS:
LEKARZE NAMAWIALI MNIE NA ABORCJĘ. NIE CHCIELI MI POMÓC
*Prawybory z DZ: Kto prezydentem? Kto burmistrzem? ZOBACZ i ZAGŁOSUJ
*Wybuch w kamienicy w Katowicach: Dlaczego doszło do wybuchu?
*Śmieszne, dziwne, nietypowe plakaty wyborcze, czyli dużo śmiechu [ZDJĘCIA]
*Najlepsza jednostka OSP w woj. śląskim ZAGŁOSUJ W PLEBISCYCIE FINAŁOWYM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?