Niedawno odbyła się dyskusja o Muzeum Śląskim i planowanej stałej wystawie. Okazało się, że wymuszona rozmowa o projekcie scenariusza - determinująca kolejne wątki z zakresu historii Sląska, roli muzeum, zadań władzy i szacunku dla społeczeństwa - zgromadziła więcej chętnych niż mogła pomieścić historyczna, piękna sala Sejmu Śląskiego. I to niezależnie od tego, że spotkanie odbyło się w godzinach pracy, a nie wszyscy byli tam służbowo... Wymuszona? Tak, bo cały plan wydania potężnej kasy na stałą wystawę w Muzeum Śląskim, który - mam nadzieję, że właśnie spalił na panewce - miał się zacząć i zakończyć w cieniu urzędniczych gabinetów.
Urzędnicy opracują założenia (według swego widzimisię), powołają komisję konkursową (według jak wyżej...), komisja wyda werdykt, podpisze się umowę, zrobi wystawę i klamka zapadła. Kto ma władzę i klucz od kasy - tego racja. I to właśnie jest smutne - bo wydaje mi się, że uczestniczący w spotkaniu urzędnicy muzeum, urzędu marszałkowskiego i członkowie komisji konkursowej nadal bronili z uporem naprawdę mało zrozumiałych podjętych już decyzji i zaplanowanych kolejnych kroków. Abstra-hując od padających od czasu do czasu z mównicy argumentów personalnych, od których zawsze się odcinam, prawda jest taka, że w kształcie zaproponowanym projekt stałej wystawy nie może się ostać.
Zarówno specjaliści (w tym członkowie komisji konkursowej, którzy zgłosili zdanie odrębne i zasłużony dla badań historii Śląska prof. Franciszek Marek), jak i vox populi, wyrażany w dużej mierze głosem sędziwych Górnoślązaków (jak pan Klein, który w piękny sposób upomniał się o pamięć dla Juliusa Rogera), ale i młodych przedstawicieli rozmaitych organizacji społecznych i historycznych (ŚZŻAK, rodziny policyjne, harcerze, bractwa strzeleckie i inne), nie zostawili suchej nitki na zwycięskim scenariuszu.
Wprowadzeniem do dyskusji były wystąpienia panelowe przedstawicieli muzeum, komisji konkursowej, administracji samorządowej oraz przedstawicieli mniejszości żydowskiej i niemieckiej - tylko dla przedstawiciela społeczności kresowej w części panelowej zabrakło miejsca...
Nikt nie zorientował się, że my tu też jesteśmy, żyjemy, pracujemy i mamy coś do powiedzenia... Smutne, choć prawdziwe... Zabrałem więc głos w części dyskusyjnej. Po pierwsze - wystawa mająca w zamyśle budować (na historycznych fundamentach) dzisiejszą i przyszłą tożsamość Górnego Śląska, nie może ograniczać się do jednego stulecia z tysiącletnich dziejów. Na dodatek tego stulecia, które na temat tożsamości dzisiejszego Śląska nic nie mówi. Tamtego Śląska już po prostu nie ma.
W konfrontacji z pomysłem scenarzystów, że punktem wyjścia wystawy będzie budynek Muzeum Śląskiego z 1939r. i jego ruiny z 1945 r. - uważam, iż fundamentem dla tożsamości dzisiejszego Śląska jest Jałta. To tam za nas i bez nas określono nasz los - zarówno Ślązaków, jak i lwowiaków. Jałta sprawiła, że my tu dzisiaj nie jesteśmy ani "gośćmi", ani "kolonizatorami", ani "kulturtraegerami" - my tu jesteśmy "współgospodarzami". Na równych prawach.
Nasze losy - zarówno tych, których wywożono ze Śląska, tych, co zostawali, i tych, których tu przywożono - muszą znaleźć odzwierciedlenie w tej wystawie. Nasz wkład w budowę Śląska od 1945 r. musi być na wystawie opisany i pokazany. A jest co pokazywać - patrz np. zeszłoroczna wystawa "Kresowianie w Gliwicach". Z naszego (kresowian) punktu widzenia, dla lepszej i pełniejszej integracji naszych dzieci i wnuków tu, na śląskiej ziemi, warto przecież przypomnieć i pokazać tysiącletnie związki Śląska i Lwowa. W samych tylko symbolach jest ich mnóstwo.
Budowa gotyckiego Lwowa przez Ślązaków sprowadzonych przez Władysława Opolczyka (po tych Ślązakach, nie tylko mu-ratorach, rurmistrzach, zegarmistrzach, ale również rycerzach - pozostali w naszych dziejach Herburtowie i Fredrowie), ulokowanie na Jasnej Górze przywiezionej ze Lwowa ruskiej ikony, śluby Jana Kazimierza przed obrazem Matki Bożej Łaskawej malowanej przez przybyłego ze Śląska mistrza Szolc-Wolfowicza, założenie klasztoru na Górze Świętej Anny przez ojca Franciszka Rychłowskiego ze Lwowa, misja "Apostoła Śląska" ks. Karola Bołoz-Antoniewicza (Ormianina ze Lwowa) w 1851 r. na Górnym Śląsku, współpraca arcybiskupów lwowskich z Miarką, Ligoniami, Bonczykiem i w ogóle środowiskiem polskim w XIX wieku, wsparcie dla plebiscytu i powstań śląskich (kadeci lwowscy z Karolem Chodkiewiczem, czy bytom-ski grób Władysława Targalskiego - Obrońcy Lwowa 1918, Zadwórza 1920, powstańca śląskiego 1921) - i tak mógłbym wyliczać przez kilka godzin... To wszystko musi znaleźć jakieś odzwierciedlenie w wystawie - tak jak jest częścią śląskiej tożsamości Anno Domini 2012.
Nadzieja - wspomniany przeze mnie powyżej pan Klein starszym, choć mocno brzmiącym głosem, swoje wystąpienie w dyskusji zakończył tak: "Tę wystawę trzeba przygotować od nowa! Bo co to jest - to jest satyra!".
Mam nadzieję, że decydenci to zrozumieli. Następnym krokiem będzie powołanie społecznego zespołu doradczego, w którym znajdzie się miejsce dla przedstawicieli wszystkich grup społecznych, narodowych, etnicznych, zawodowych etc., które tylko zapragną mieć swój głos i udział w tworzeniu tej wystawy, tak jak w świecie realnym mają udział w budowaniu śląskiej tożsamości. Mam nadzieję...
*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Wszystkie barwy Niepodległości w obiektywach reporterów Dziennika Zachodniego ZDJĘCIA
*Euforia na koncercie Kultu w Spodku [ZDJĘCIA i WIDEO]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?