18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Wehrmachtu

Grażyna Kuźnik
Walter Smyczek pokazuje niezwykłe pamiątki po ojcu
Walter Smyczek pokazuje niezwykłe pamiątki po ojcu FOT. AGNIESZKA MATERNA
Józef Smyczek z Popielowa, dzisiaj dzielnicy Rybnika, syn powstańca śląskiego, pisał do młodej żony z frontu II wojny światowej co trzy dni przez pół roku. Był Polakiem w mundurze Wehrmachtu.

Józef Smyczek był Polakiem w mundurze Wehrmachtu, stacjonował we Francji, tuż przed inwazją aliantów. Zachowały się prawie wszystkie listy pisane z rozpaczą i czułością, po polsku i gwarą. Ale do niedawna nikt o nich nie wiedział, oprócz adresatki.

Adelajda Smyczek przez lata czekała na powrót męża. Obiecał jej przecież: "Bóg połączy nas znów razem, potem nie rozerwie nas już żadna ziemska siła". Odpisywała: "Spojrzeć chciałabym już w szlachetną i miłą Twoją twarz". Nie doczekała się.

Dopiero przed samą śmiercią, jako stara kobieta, wręczyła listy jedynemu synowi. To o nim ojciec pisał: "Nie zapomnij nigdy, że nasz Walterek stanowi owoc nad życie kochającego Cię męża."
Syn nie miał pojęcia, że listy istnieją. Matka nigdy mu nie wyjawiła, dlaczego przez pół wieku zachowała je tylko dla siebie.

Walter Smyczek jest bardzo podobny do ojca. Ta sama szczupła twarz, spojrzenie głęboko osadzonych oczu.
- Żałowałem, że matka dała mi te listy dopiero wtedy, gdy skończyłem 60 lat. Mogły mi pomóc przejść przez życie w trudnych chwilach, bez ojca czułem się osamotniony, mało o nim wiedziałem. Jego miłość byłaby mi oparciem. Bardzo nas kochał - wyznaje dzisiaj Walter.

Józef ubolewał, że może nie będzie mógł dać synowi "osobiście chociażby odrobinę ojcowskich wskazówek." Skarżył się "że ja tego widzieć nie mogę, jak ten skowronek mój kochany obecnie się rozwija".

- Takich słów w dzieciństwie nie słyszałem. Matka po wojnie zamknęła się w sobie, czekała na ojca jeszcze dwanaście lat i tylko tym żyła. Rzadko mnie przytulała. Zapamiętałem ją jako piękną kobietę, ale bardzo smutną, złamaną. Gdybyśmy tak mogli wspólnie czytać listy ojca, byłoby nam lżej. Ale nie dzieliła się swoim bólem - wspomina Walter Smyczek.
Poznawanie ojca przez listy było dla niego wstrząsem. Czytał listy młodego mężczyzny, który mówił o nim jak o małym dziecku. Po raz pierwszy dowiadywał się o planach ojca, jego nadziejach, radości życia. I znał zakończenie.

Zdecydował się przekazać listy Instytutowi Pamięci Narodowej w Katowicach; uznał, że ojciec by się na to zgodził. Na podstawie tej korespondencji IPN wydał książkę "Listy z Wehrmachtu", która właśnie się ukazała. - To dokument absolutnie unikalny, głos epoki. Nie mieliśmy dotąd w zasobach tylu listów żołnierskich pisanych przez Ślązaka w Wehrmachcie, zwartej opowieści generacji, która dotąd nie mogła się w pełni wypowiedzieć - mówi Sebastian Rosenbaum, historyk z katowickiego IPN, który opracował listy. I dodaje: - Gdy czytamy te listy, to aż nie chce się wierzyć, że taki był koniec tej historii. Pragnie się, żeby Józef Smyczek ocalał i wrócił do bliskich.

Walter Smyczek na początku nie wierzył, że listy jego ojca zainteresują polskie instytucje.
- Było inaczej i jestem za to wdzięczny. Myślałem, że w Polsce los żołnierza z Wehrmachtu nikogo nie obchodzi. Dla mnie listy są bezcenne, ale one mówią też o tym, co spotykało mieszkańców Śląska w czasie wojny, gdy musieli walczyć nie o swoją sprawę i za nią ginęli - mówi Walter.

Józef był jednym z blisko 200 tys. Górnoślązaków wcielonych przymusowo do Wehrmachtu. Jego ojciec Jan był uczestnikiem trzech powstań śląskich, zakładał w rodzinnym Popielowie Związek Powstańców Śląskich. W Wehrmachcie służyło trzech braci Smyczków: Melchior, Józef i Stanisław. Jeden ze szwagrów Józefa, podoficer Wojska Polskiego, uciekł z Wehrmachtu i znalazł się w dywizji generała Stanisława Maczka, drugi został w Wielkiej Brytanii, trzeci zginął pod Stalingradem.

Józef Smyczek w półtora roku po ślubie z Adelajdą Nahlik, wkrótce po urodzeniu syna, dostał wezwanie do Wehrmachtu.
Niemców już wtedy nie obchodziło, że Smyczkowie z Popielowa są propolscy.
W swoim życiorysie w 1935 roku Józef pisał, że jest narodowości polskiej, wyznania rzymskokatolickiego.
- Z listów wynika, że mój ojciec nigdy nie użył karabinu, chociaż nie wiem, jak było pod sam koniec. Był telegrafistą, potem działał na tyłach artylerii. Wydawało się, że jest bezpieczny - mówi Walter Smyczek.
12 października 1944 roku podporucznik Neumann wysłał do Popielowa list:
"Frau Smyczek. Pani kochany mąż uważany jest przez swoją jednostkę za zaginionego. Podjęte poszukiwania, jak dotąd, nie przyniosły rezultatu. Jednak istnieje możliwość, że przyłączył się on do innej jednostki i tam się znajduje".
- Nie pisał prawdy. Gdy po wojnie moja babcia odnalazła Neumanna, przyznał, że ojciec zginął i żadnej nadziei nie ma. Podczas odwrotu konwojował działo na platformie kolejowej. Jechali przez góry. Ostrzelał ich ruch oporu, ojciec stracił życie. Ale matka w to nie wierzyła - mówi syn.

Józef Smyczek nie ma grobu. Ciało zrzucono z pociągu, nikt nie wie, gdzie jest pochowane. Ci, którzy go pogrzebali, nie wyjęli tabliczki identyfikacyjnej, niczym nie zaznaczyli mogiły żołnierza Wehrmachtu.
Razem z Józefem zginął Jan Sztukator. Adelajda przeżyła męża o pół wieku i nigdy nie rozstała się z jego listami.

Pierwszy taki film

Z Maciejem Muzyczukiem, autorem filmu dokumentalnego Śląski Wrzesień, rozmawia Grażyna Kuźnik
Skąd wziął się pomysł realizacji filmu o wydarzeniach z września 1939 roku na Śląsku?
Okazało się, że dotychczas nie było takiego obrazu filmowego, który by skupiał różne archiwalia dotyczące tamtych wydarzeń, zrobiliśmy to po raz pierwszy. Kroniki, fotografie, materiały filmowe oczywiście istnieją, ale były dotąd rozproszone. Zebranie ich w całość było pracochłonne, dało jednak interesujący efekt. Chociaż musimy pamiętać, że możliwość filmowania września mieli głównie hitlerowcy, kiedy udało im się zdobyć Katowice i resztę Śląska. Mnie najbardziej interesował właśnie ten okres po 3 września, gdy Niemcy już obejmowali władzę. Zachowały się kroniki Deutsche Wochenschau, które dobrze pokazują, co się wtedy zdarzyło. Czas dopisał im odpowiedni komentarz.

Czy szukając materiałów do filmu, znalazłeś coś wyjątkowego, co cię zaskoczyło?

Uderzyła mnie ogromna sprawność propagandową hitlerowskich filmowców. Przedstawiali kłamstwa tak sugestywnie, że to po prostu zwala z nóg.
Na przykład pokazali rozpacz ludzi, którym rzekomo polskie samoloty zbombardowały dom 31 sierpnia 1939 roku w Bytomiu. Mamy łzy, zburzony budynek, świadków. A przecież historycy nie słyszeli o takim wydarzeniu, było stworzone specjalnie na potrzeby chwili, a później nawet Niemcy o nim nie wspominali.

Archiwa nadal czekają


Z dr. Grzegorzem Bębnikiem, historykiem z katowickiego oddziału IPN, rozmawia Grażyna Kuźnik

Dlaczego wciąż nie wiemy dokładnie, ilu Ślązaków przyznających się do polskości znalazło się w niemieckiej armii podczas wojny?
To nawet nie sprawa braku materiałów, ale właśnie ich nadmiaru. W niemieckich archiwach wojskowych znajdują akta takich żołnierzy Wehrmachtu, nie są jednak odrębnie wydzielone. Trzeba byłoby ogromu czasu, a także niemało pieniędzy na pobyt w Niemczech, żeby zbadać dokument po dokumencie. Dotychczas nikt z badaczy na to się nie zdecydował. Niektórzy historycy szacują, że chodzi o około 200 tys. ludzi.

Podczas rejestru przeprowadzonego przez administrację hitlerowską, za Niemców uznało się 95 proc. mieszkańców Górnego Śląska.
To są dane niewiarygodne i sami naziści uznali, że taki spis policyjny to bzdura. Było wiadomo, że administracja chce się pochwalić wynikami i stosowała różnego rodzaju naciski. Mieszkańców nachodziła policja, były groźby, straszenie, przymus. Po kompromitacji takiego spisu, Niemcy zastosowali inny. Był to szczegółowy formularz, z kilkadziesiąt pozycjami, który trzeba było wypełnić. Pytano o pochodzenie rodziców, w jakim języku mówi się w domu, o przynależność do organizacji. Na podstawie takich danych sami ustalali, jaką grupę Volkslisty ktoś otrzyma. Nie można jej było sobie wybierać, jak niektórzy nadal uważają.

Czy można oczekiwać, że jeszcze wyjdą na jaw nowe fakty związane z okupacją na Górnym Śląsku?

Dorośli świadkowie tamtych czasów odchodzą. Ale zawsze pozostają archiwa. Ja bardzo chciałbym mieć na nie czas i fundusze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!