Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie, czcijcie trzecie przykazanie!

Michał Smolorz
fot. Arkadiusz Gola
Raz jeszcze okazałem się człowiekiem nieżyciowym, nie pasującym do wymogów współczesności, oldscoolowym.

A było tak. Redakcja uczyniła mi zaszczyt uhonorowania jednej z najbardziej wpływowych kobiet województwa śląskiego. Z zadania chciałem wywiązać się jak najlepiej, aby - jak to ongi mówiono - nie zawieść pokładanego we mnie zaufania. Postanowiłem być elegancki i w słowie, i w wyglądzie. Tym bardziej, że w reklamach imprezy czytałem i słuchałem, że będzie wielka gala. Rzadko bywam na wielkich galach, zacząłem więc od podbudowy teoretycznej, od leksykonów.

Wśród znaczeń słowa gala jest odświętny, uroczysty strój. Sięgnąłem więc do podręczników savoir vivre'u po dalsze wytyczne. Wyróżniają one trzy stopnie elegancji. Ten pierwszy (garnitur dla panów, garsonka lub sukienka dla pań) w zasadzie przeznaczony jest na spotkania biznesowe, konferencje, uroczyste lunche. Jeśli impreza jest galowa, oznacza to automatycznie elegancję drugiego stopnia (smokingi dla panów i sukienki dla pań). A jeśli już wielka gala, to na logikę obowiązuje elegancja trzeciego stopnia (fraki dla panów, długie suknie dla pań). Imprezy frakowej na Śląsku nie było od 1945 r., założyłem więc, że będzie smokingowa.

W lombardzie znalazłem odpowiedni komplet z metką Giorgio Armani, mało używany, podobno po upadłym prezesie państwowej spółki, który popadł w niełaskę przy zmianie ministra. Koszulę kupiłem nową, do tego zainwestowałem w trzydniowy kurs ręcznego wiązania muszki, bo wedle podręczników SV mucha fabrycznie ułożona to kompromitacja (prawdziwe damy potrafią odróżnić w okamgnieniu). Lakierki - jak uczył mój ojciec, doświadczony drogista - nawilżyłem mlekiem i wypolerowałem flanelą. Długo szukałem czarnych podkolanówek, aby podciągnięta przypadkowo nogawka nie odsłoniła owłosionej łydki. Jeszcze tylko godzina na fotelu u telewizyjnej charakteryzatorki, która pieczołowicie przyprószyła brodę hollywoodzką siwizną. Nie wziąłem pod uwagę jednej drobnostki: że studiowane przez mnie podręczniki były przeterminowane.

Od progu Domu Muzyki i Tańca rozejrzałem się po sali i zamarłem z przerażenia. Impreza okazała się być bardzo, ale to bardzo demokratyczna i liberalna, elegancja kończyła się na marynarce z krawatem, swetrów i dżinsów nie wyłączając. W smokingu po upadłym prezesie wyglądałem jak urwany z choinki hampelmann i najchętniej schowałbym się gdzieś w mysiej dziurze. Którędy uciec? Jak się wyłgać? Za późno, inspicjenci wzywali na miejsca. Na pociechę przypomniałem sobie życiowe mądrości dziadka Stanika, nie arystokraty, a przedwojennego majstra w szopienickiej hucie Uthemann i Seeger, który miał własną wykładnię trzeciego przykazania: pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

Według niego, Panu Bogu nie chodziło jedynie o to, aby w niedzielę chodzić do kościoła (albo, jak kto woli, celebrować szabas). Także o to, abyśmy potrafili odróżniać odświętność od codzienności: czy to w zachowaniu, czy w ubiorze, nawet w jedzeniu i piciu. Więc w niedzielę zawsze wychodził w cylindrze na głowie. Ba, ale to było 80 lat temu. Może trochę żal, bo wyzbywając się tych wymogów, deprecjonujemy rangę organizowanych przez nas uroczystości. Strój jest częścią celebry, skoro celebrę sobie odpuszczamy, to wszystko pospolicieje. Dlaczego muzyk filharmoniczny zakłada frak, a jego koleżanka długą czarną suknię? Bo uznają, że w chwili wykonania dzieła odbywa się jakieś nadzwyczajne nabożeństwo, które wymaga godnej oprawy. Jaki jest sens tej celebry na estradzie, skoro w filharmonii zasiada publika odziana w bure pulowery, wytarte sztruksy i zdeptane tenisówki?

Czas nieubłaganie podąża naprzód, a z nim obyczaje i normy zachowań. Jeszcze tak niedawno, kiedy w Domu Muzyki i Tańca swoje doroczne gale organizował nieodżałowanej pamięci prof. Zbigniew Religa, nikomu nie przyszło na myśl, aby pokazać się inaczej, jak w sukni wieczorowej i smokingu. Nie minęło wiele lat, a w tej samej sali, na imprezie podobnej rangi, człowiek w smokingu ostał się jako tajemniczy błazen, na którego tłum spogląda z zaskoczeniem. Prowokacja? Happening? Kochana Redakcjo! Przepraszam za zamieszanie, chciałem jak najlepiej. Obiecuję poprawę. Kostium oddałem do lombardu, z minimalną tylko stratą. Będzie miał swoją historię, jak w filmie Smoking z Jackiem Chanem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!