Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maestro, prosimy na scenę! Budowniczy scenicznych kreacji od 65 lat. Henryk Konwiński - portret jubileuszowy

Magdalena Nowacka-Goik
Magdalena Nowacka-Goik
Henryk Konwiński
Henryk Konwiński mat. Opery Śląskiej w Bytomiu
W piątek 19 listopada 2021 r. skończył 85 lat, a w sobotę 20 listopada, zaplanowano koncert z okazji 65 lat pracy artystycznej na scenie Opery Śląskiej. Henryk Konwiński - reżyser operowy, choreograf i tancerz. Poznaniak, od 50 lat związany ze Śląskiem.

Kiedy kogoś zaprasza, wiadomo, że otworzy przed nim nie tylko drzwi swojego domu, ale też całe swoje serce. Prawdziwy dżentelmen, wielki artysta. Elegancki. Porusza się lekko i z gracją. Dają o sobie znać lata bycia tancerzem, ale też lata codziennej dyscypliny. Artyści go kochają. Nie krzyczy, bo nie musi. Po prostu go słuchają. Ma swoje rytuały, jak obdarzanie artystów kwiatami - co istotne - przed premierą, nie po. Kolekcjoner filiżanek - jego wyczucie estetyki nie ma sobie równych. Pełen dystansu i poczucia humoru. W życiu ceni przyjaźń i kocha swojego psa.

Konstruktor? Tak, na scenie

Ojciec marzył, że będzie miał syna inżyniera. Tymczasem Henryk Konwiński „budował” - i robi to nadal - sceniczne dzieła. Najpierw jednak, zgodnie z wolą ojca, skończył szkołę techniczną, a jednocześnie potajemnie uczęszczał do ogniska baletowego przy powstającej wtedy Państwowej Szkole Baletowej. Jako absolwent technikum musiał jednak odbyć tzw. nakaz pracy i trafił do Kościerzyny, gdzie działał Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Kaszubskiej, do którego się przyłączył. Po powrocie do Poznania został zaangażowany do zespołu baletowego operowej sceny. Pełne kwalifikacje zawodowe zdobył w Państwowej Szkole Baletowej w Warszawie.

W Operze Poznańskiej tańczył obok takich gwiazd baletu jak Olga Sawicka, Barbara Karczmarewicz, Anna Deręgowska, Władysław Milon czy Edmund Koprucki.

Jego dorobek artystyczny obejmuje ponad 200 realizacji - od twórczości Christopha Glucka i Fryderyka Haendla po kompozycje Wojciecha Kilara. Zrealizował liczne balety klasyczne i współczesne, w tym wielkie widowiska, ale i kompozycje choreograficzne o kameralnym, studyjnym charakterze. W studenckim Teatrze Nurt, wspólnie z reżyserem Januszem Nyczakiem, zrealizowali polską prapremierę „Operetki” W. Gombrowicza. Po poważnej kontuzji i długiej rehabilitacji Henryk Konwiński powrócił na scenę jako solista, ale coraz bardziej pochłaniała go choreografia. Od 50 lat, do dzisiaj, związany ze Śląskiem. A przygodę z Operą Śląską zaczął w 1971 roku, gdy ówczesny dyrektor bytomskiej sceny Napoleon Siess powierzył mu choreografię do sceny „Noc Walpurgii” w „Fauście” Charlesa Gounoda.

Czasami mam w sobie lenistwo

Od lat mieszka w Katowicach, chociaż urodził się i przez lata był związany z Poznaniem. Często podkreśla, że charakterem ludzie z Wielkopolski i Śląska są podobni. Dlatego tak mu tu dobrze.

- Razem z siostrą, typowi poznaniacy, byliśmy wychowani w dyscyplinie, jak to się dawniej mówiło, trzymani krótko. Ten rodzaj wychowania jest zresztą bliski zarówno poznaniakom, jak i Ślązakom. Dyscyplina dotyczyła globalnego podejścia do życia: wymagania od siebie, systematyczności czy „kindersztuby”. I to w człowieku pozostaje, naturalnie trwa. Bo z natury to ja aż taki porządny nie jestem, muszę sobie pomóc. Czasami mam w sobie lenistwo, ale wiem, że jeśli rano wykonam to, co zaplanowałem, cały dzień będzie prostszy, a ja zyskam energię do działania - przyznaje. A dzień zwykle zaczyna od 6 rano, ćwicząc z użyciem hantli czy butelek z wodą. Bez rytuałów związanych z pracą nad kondycją fizyczną, bez tej tzw. reanimacji, trudno byłoby, jak sam mówi, wejść w codzienny rytm. I chociaż sam już nie tańczy, bardzo dba o kondycję, co przekłada się na energię do pracy. A ma jej mnóstwo.

Spektakle baletowe, operetkowe, choreografia, reżyseria. Cały czas nad czymś pracuje. Tak jest i tak było zawsze.

- Dlaczego tyle pracuję? Być może dlatego, że zawsze byłem i wciąż jestem „człowiekiem do wynajęcia”. I jak mnie „wynajmują”, to idę i pracuję, bo to lubię. Co ciekawe, zawsze tak się w moim życiu układało, że nawet kiedy myślałem, iż mogę z czymś nie zdążyć, to nagle... termin zostawał przesunięty. I mogłem działać. Pamiętam czasy, kiedy pracowałem jednocześnie w trzech miastach, w trzech teatrach. Rano byłem na próbie w Sosnowcu, po południu w Gliwicach, a wieczorem w Bytomiu, przygotowując balet do muzyki Wojciecha Kilara - wspomina.

Zawsze przygotowany. Jak przyznaje, w innym przypadku, mimo spokoju, z którym tak jest kojarzony, umarłby... z nerwów. Chociaż pamięta sytuację, kiedy blisko było tej paniki. To był koncert sylwestrowy w Teatrze Roma, za czasów dyrektorowania Bogusława Kaczyńskiego. Na muzykę czekano do ostatniej chwili. Nie mógł jednak okazać zdenerwowania przed tancerzami, od razu by to wyczuli. Udało się.

Pracował, jak podkreśla, ze wspaniałym artystami. To były wyjątkowe osobowości.

- Z szalonym Conradem Drzewieckim na przykład, który był w pracy niczym wulkan... Byli i inni, którzy w trakcie prób łamali laski. Zresztą, wspaniali ludzie. Taki mieli charakter i taki system pracy. Obserwując jednak, uznałem, czułem, że... to wcale nie jest konieczne. Oczywiście to były też inne czasy, dużo się działo. Ja jednak pracując, nie chciałem, aby te nerwy były okazywane. Może to jednak dar, ta umiejętność znalezienia spokoju w sobie, kamuflażu tych nadmiernych emocji? Wychodzę z założenia, że tancerzom trzeba dać... spokój i im wierzyć. A mój spokój wynika z mojego patrzenia na nich, obserwacji, chęci zrozumienia, sympatii. Ja ich naprawdę lubię. Czasem oczywiście trzeba pokonać pewien dystans. Ale ja w ogóle lubię ludzi - podkreśla.

A ludzie lubią jego. I to nie tylko ci z artystycznego świata. Na jubileuszowym spotkaniu z cyklu „Porozmawiajmy o Operze”, które odbyło się na początku listopada w Operze Śląskiej, zjawili się pątnicy, z którymi Henryk Konwiński kilka lat temu pielgrzymował do Santiago de Compostela. - Wiemy chyba o nim wszystko - żartowała jedna z uczestniczek, nauczycielka.

Podczas lockdownu mocno wspierał artystów, dodawał otuchy i... nie mógł doczekać się powrotu do pracy na scenie. - Nic nie zastąpi wrażenia odczuwanego na widowni, symbiozy z artystą. Widzimy jego pot, czujemy jego oddech, energię. Myślę, że kiedy w końcu przyjdziemy do teatru, pojawi się dodatkowy odcień towarzyszący sztuce. Refleksja, że mogę patrzeć na artystę, że to moment wyjątkowy. Intymność bycia razem i wspólnego przeżywania. To odczujemy mocniej niż do tej pory. I tego nie da się zastąpić - mówił wtedy.

Jego życie to materiał na książkę

Już niedługo (mamy taką nadzieję) na rynku wydawniczym ukaże się biografia Henryka Konwińskiego. Pracuje nad nią dziennikarka, kulturoznawca, Magdalena Mikrut-Majeranek. Na pomysł książki wpadła podczas wywiadu przed premierą baletową „Don Kichota” w Operze Śląskiej (kwiecień 2019 r.).

- Udało mi się otrzymać stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na zrealizowanie tego projektu. Od początku wiedziałam, że to nie będzie sucha narracja opisująca życie i twórczość wybitnego artysty, jakim jest pan Henryk. Chciałam oddać mu głos, ale do współpracy zaprosiłam także jego przyjaciół oraz wiele osób, z którymi spotkał się na swojej zawodowej ścieżce. Dlatego też książka dzieli się na trzy części: życiorys pana Henryka przeplatany jego wspomnieniami, wywiady z innymi artystami, którzy opowiadają o współpracy z choreografem, oraz wykaz wszystkich spektakli, w których brał udział - zdradza Magdalena Mikrut-Majeranek.

- Publikacja generalnie jest już gotowa, ale ciągle coś dopisujemy, drążymy, pytamy, rozszerzamy kontekst. Czas na zbieranie funduszy na jej wydanie - mówi. Wiemy też, że jest już wydawnictwo zainteresowane publikacją biografii.

Nie przeocz

Wiele stworzył i tworzy nadal

Doskonalił swój warsztat m.in. w Het Nationale Ballet w Amsterdamie, w Nederlands Dans Theater w Hadze, u M. Béjarta w Brukseli, w Petersburgu czy w Indiach. Odbył także zawodowe podróże do Addis Abeby w Etiopii i Hawany na Kubie.
W 1978 r. na cztery sezony wrócił do Poznania i objął kierownictwo baletu w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki. Według Henryka Konwińskiego najważniejsze jego choreografie to: „Stworzenie Świata”, „Romeo i Julia” w Poznaniu, „Wariacje na temat Franka Bridge’a” B. Brittena (pierwsza realizacja w Bytomiu, potem w Warszawie w Teatrze Wielkim), „Epitafium na śmierć Szymanowskiego”, „Stabat Mater”, „W górę - w dół” i „Ad Montes - Balety Tatrzańskie” do muzyki Wojciecha Kilara, a także „Romeo i Julia” H. Berlioza z baletem Opery Śląskiej i najzdolniejszymi uczniami bytomskiej szkoły baletowej w rolach tytułowych. Współpracował z teatrami muzycznymi, dramatycznymi, offowymi. Ma swoje autorskie spektakle w teatrach lalkowych, współtworzył megawidowiska. Tworzył programy w Telewizji Polskiej. Ciągle podejmuje wyzwania.

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera