Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Nowaczewska z MasterChef będzie mamą. I szuka szefa kuchni Śląskiej Prohibicji. „Nie znikam na stałe, załoga zawsze ma we wsparcie

Aleksandra Szatan
Aleksandra Szatan
Magda Nowaczewska szefową kuchni Śląskiej Prohibicji jest od początku. Teraz chce zrobić przerwę dla dziecka
Magda Nowaczewska szefową kuchni Śląskiej Prohibicji jest od początku. Teraz chce zrobić przerwę dla dziecka materiały prasowe
Magda Nowaczewska to zwyciężczyni 5. edycji programu „MasterChef”, autorka książki kulinarnej „Z miłości do gotowania” i szefowa kuchni restauracji Śląska Prohibicja w Katowicach. Niebawem urodzi swoje pierwsze dziecko. „Na ten etap w życiu i teraz mogę rok czy półtora roku czasu poświęcić na macierzyństwo” - mówi. I wypatruje swojego „klona”.

Rozmowa z Magdą Nowaczewską
Rozpoczęły się nagrania do dziewiątej już edycji programu „MasterChef”, ale rodzina „masterchefów” niebawem powiększy się nie tylko o nowego laureata. Zostaniesz mamą. Dziecko bardzo przemodeluje ci życie zawodowo-prywatne?

Ciąża to z pewnością czas, który wywraca życie prywatne i zawodowe do góry nogami. Mimo wszystko uważam, że to cudowny etap w życiu kobiety - teraz sama mam okazję tego doświadczyć i czuje się wspaniale! Kocham gotować, ale na chwilę obecną w życiu zawodowym postanowiłam zrobić przerwę. Ciężko jest połączyć chodzenie z wielkim brzuchem po kuchni, dbając jednocześnie o swoje zdrowie i bezpieczeństwo maleństwa. Postanowiłam, że na czas ciąży najlepszym rozwiązaniem będzie zaprzestanie kręcenia się między garnkami. Myślę, że 2,5 roku ciężkiej pracy w Śląskiej Prohibicji, reklamowania marki, przyzwyczajenia gości do dobrej kuchni, zapewnienie pewnych standardów, które już się przyjęły – to wszystko zostało zrobione tak, jak chciałam. Na ten etap w życiu i teraz mogę rok czy półtora roku czasu poświęcić na macierzyństwo. Oczywiście nie „znikam” na stałe, moja załoga zawsze ma we mnie oparcie – służę pomocą i dobrą radą.

Ale decyzja chyba nie przyszła tak łatwo. Śląską Prohibicję od samego początku też traktowałaś niemal jak swoje dziecko. Oddałaś tej restauracji serce, przeniosłaś się na Śląsk. Podeszłaś do projektu ambicjonalnie.

Oczywiście, że to nie była łatwa decyzja, ale nie opuszczam Śląskiej Prohibicji na zawsze. To chwilowy etap. Myślę, że to dobry czas na przemyślenia, nabranie dystansu do pewnych rzeczy, ale i oczywiście chwila na eksperymentowanie w kuchni w domowym zaciszu. Z pewnością wrócę do pracy z nową energią i głową pełną pomysłów. Wierzę także w chłopaków, którzy teraz będą mieli okazję się wykazać i popisać swoimi umiejętnościami. Całym sercem jestem z moją załogą, cały czas śledzę nowinki z życia restauracji i z niecierpliwością czekam na popisowe dania moich kolegów. Mimo wszystko Śląska Prohibicja jest faktycznie trochę jak moje dziecko. Poświęciłam projektowi niemal wszystko i każdą chwilę. Na początku praktycznie tam mieszkałam.

Musisz to wiedzieć

Postawiłaś wszystko na jedną kartę?

Tak było. Ja się bardzo dużo uczyłam. Przyszłam jako „niedoświadczona” laureatka programu telewizyjnego….

Przyszłaś jako zwycięzca programu „MasterChef”

Owszem, ale tak naprawdę poza tytułem i książką kulinarną, nie miało to nic wspólnego z prawdziwą kuchnią i gotowaniem. Zawsze będę to powtarzać. Ale miesiące ciężkiej pracy zaowocowały. Kilka miesięcy temu przyszedł taki czas, że można było z dumą stanąć na serwisie, już faktycznie jako pełnoprawna i doświadczona szefowa kuchni. To osiągnięcie skłoniło mnie ku innym decyzjom, że teraz jest czas na macierzyństwo. Na pewno wcześniej o nim już myślałam, ale jestem taką osobą, która nie lubi zostawiać spraw niedokończonych. Projektów, które nie spełniają moich oczekiwań. Kiedy wiedziałam, że Śląska Prohibicja działa już jak dobrze naoliwiona maszyna, chłopaki świetnie sobie radzą, panują wysokie standardy – było mi łatwiej. Umówimy się też, że nie jest tak: zaplanuje sobie i jestem w ciąży. To tak nie działa (śmiech). Tak mi się ułożyło życie. Do tego trzeba było napisać drugi scenariusz. I oswoić z nową sytuacją.

Zobacz koniecznie

Wiesz, że idziesz trochę pod prąd? W show-biznesie, ludzi znanych z ekranów telewizorów nastała moda na „szybkie powroty” po ciąży. Do pracy na pełnych obrotach. Nierzadko kosztem czasu poświęconego na życie prywatne. U ciebie jest inaczej.

Tak. Troszkę też nie było wyjścia niestety, bo miałam zagrożoną ciążę. Co spowodowało, że z dnia na dzień musiałam pogodzić się z tym, jak wygląda sytuacja, zostawić kuchnię. Sądzę, że wtedy też zmieniają się priorytety przyszłej mamy. Dziecko staje się najważniejsze. To jest też jedyny taki etap w życiu, zwłaszcza gdy to pierwsze dziecko. Powiem szczerze, że nie wiem czy idę pod prąd? Bo ja nie wiem, co będzie. Nie zakładam, ile czasu po porodzie będę siedzieć w domu. Jak to będzie wyglądało? A wiadomo, życie młodej matki bywa niezłym rollercoasterem (śmiech). Ten obecny okres postanowiłam poświęcić na samorozwój, poczytanie książek, na których wcześniej nie było czasu. Na szukanie nowych inspiracji w gazetach kulinarnych.

Pisanie nowej książki kulinarnej?

Może pierwsze przepisy zaczną w głowie świtać (śmiech). Od trzech lat nie miałam w ogóle czasu na notatki kulinarne. Nie potrafiłabym bezczynnie siedzieć w domu i patrzeć w sufit, bo wewnętrznie jestem bardzo ambitna.

Tymczasem szukacie szefa kuchni Śląskiej Prohibicji, który zastąpi cię podczas nieobecności.

Najlepiej, gdyby to był mój klon na kuchni. Broń Boże, nie chodzi tu o stuprocentowe spełnianie wszystkich moich oczekiwań smakowych, bo lubię odkrywanie czegoś nowego. Chodzi o takiego „kulinarnego freaka”, osobę ambitną, lubiącą wyzwania. Bo w kuchni wiele się dzieje. Nie będzie to łatwa rzecz, bo taka osoba wskoczy w miejsce już ułożone. Wyklepane od środka. Jest zespół, są standardy, do których trzeba dążyć. Zostawiam jednak furtkę na kreatywność takiej osoby. Póki mi zdrowie pozwala, chcę być obecna przy rekrutacji. To może być nawet osoba z końca Polski. Musi jednak kochać gotować. Bez tego się nie obejdzie.

Ty też rzuciłaś swoje wcześniejsze życie, by zostać szefem kuchni Śląskiej Prohibicji.

Wszystko zostawiłam. Nigdy nie nauczymy się kuchni regionalnej z książek, tak jak możemy to zrobić jadąc do prawdziwej restauracji, serwującej takie dania w regionie. Naszą kuchnię ludzie chwalą, cieszę się z tego ogromnie. I dlatego mam nadzieję, że jest gdzieś w Polsce osoba, która będzie chciała zmierzyć się z takim fajnym wyzwaniem. Czekam na osobę, z którą złapiemy wspólny kontakt. Poszukiwania mogą potrwać kilka dni, może miesiąc czy dłużej. Nie szukamy na gwałt tej osoby, na pewno nie będzie z przypadku, dlatego że jest nam fizycznie potrzebna. Wręcz przeciwnie. Będę szukać do momentu, gdy trafi się ten „ktoś”. A my to szybko wyczujemy.

Katowice są już dla ciebie miejscem na Ziemi?

Na pewno Katowice są miejscem na chwilę obecną. Ja jestem chyba za bardzo żywiołowa, żeby osiąść w jednym miejscu. Nie wykluczam tego, że za na przykład za 10 lat będę na Bali smażyć ryby (śmiech). Nie mam pojęcia jak się życie poukłada. Na pewno zawsze będzie towarzyszyła mi kuchnia, gotowanie, zawsze będę pracować w gastronomii. Będzie się działo. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że Katowice są moim drugim domem, czuję się tutaj bardzo dobrze, odnalazłam się w tym miejscu. Mam szerokie grono znajomych i przyjaciół, świetną pracę. Obecnie czuję się spełniona, jeśli chodzi o Katowice.

Czujesz się jako matka sukcesu tej restauracji?

Zawsze będę powtarzać, że sukces restauracji jest sukcesem i ciężką pracą całego zespołu. Część utalentowanych kucharzy poznałam w pierwszych dniach pracy, od nich bardzo dużo się nauczyłam i zawdzięczam umiejętność gotowania 300 litrów zupy (śmiech), większość z nich jest ze mną do dnia dzisiejszego. Popularność programu „MasterChef” na pewno w jakimś stopniu przyczyniła się do zwiększenia popularności restauracji, zwłaszcza na samym początku, kiedy część gości przyjeżdżała do Śląskiej Prohibicji, żeby mnie poznać osobiście. Nie mając jeszcze pojęcia jak smacznie będzie można zjeść.

Dekonstruujesz śląską kuchnię?

Nie. Ja nie jestem fanką i nie mam takich praktyk kulinarnych w dokonywaniu dekonstrukcji. Przekrójmy roladę w poprzek i postawmy ją na patyku, żeby to nadal była rolada, ale nie wyglądała jak rolada. Nie! Unikam tego. Uważam, że jak coś jest smaczne, zrobione tak, jak powinno być – jak uczyły nas matki, wyjęte z korzeni – tak lubię serwować. Czasami ciężej jest coś w prostocie sprzedać niż gdy mamy do czynienia z udziwnionym produktem, na bajeranckich talerzach. Mniej więcej połowa karty jest na to, bym mogła kulinarnie się wyżyć. W niedzielę, kiedy są obiady rodzinne i słynne kaczki, mamy pełno Gości. Na co drugim stole jest pieczona kaczka w całości. Niby banał, ale jednak nie do końca.

Nie przeocz

Pandemia koronawirusa przewróciła nasze życie do góry nogami. Branża gastronomiczna też musiała zmierzyć się z trzema miesiącami przestoju. I trzeba było szukać nowych pomysłów, jak przetrwać. Wy postawiliście na Nikisz z Pieca.

Bardzo ważne jest, żeby nie dać o sobie zapomnieć. Ale nie w natarczywy sposób. Kluczowe było, żeby osobom, które nie mogą wejść do restauracji, umożliwić zjedzenie naszych propozycji kulinarnych. Nikisz z Pieca był takim wyjściem do ludzi, możliwością spróbowania Śląskiej Prohibicji. Mimo, że była zamknięta. Do tego oczywiście dochodziła wielkanocna kuchnia na wynos, której popularność, powiem szczerze, przekroczyła najśmielsze moje oczekiwania. To pokazało, że ludzie nie chcą się rozstawać z naszą kuchnią. Może nie w takiej liczbie jak wcześniej, bo jednak sytuacja finansowa na wszystkich się odbiła. To pomogło nam przetrwać okres zamknięcia restauracji.

A jak jest teraz?

Po otwarciu Śląskiej Prohibicji Goście niewiele czasu potrzebowali, aby ponownie do nas zajrzeć i zjeść coś pysznego. Te ograniczenia w liczbie stolików wpłynęły tylko na to, że restauracja częściej była zapełniona. Dni, kiedy brakuje wolnych stolików jest coraz więcej. Jest też ogródek. Na ile pogoda pozwala, jest otwierany dla gości.

Obawialiście się powrotu?

Myślę, że tak. Ale chyba każdy tak miał. Ja się obawiałam ze strony kuchni, wzrostu cen, dostępu towaru. Kadra zarządzająca też nie miała łatwego zadania, wszystkie obostrzenia trzeba było wprowadzić. Wiele przyjęć zorganizowanych było wcześniej zarezerwowanych, na szczęście udało się je zrealizować, bo akurat została odblokowana liczba osób mogących brać udział w tych uroczystościach. Wszystko się poukładało, jak trzeba. Jeszcze tylko znajdziemy szefa kuchni i będzie bajka (śmiech).

Czego jeszcze możemy ci życzyć?

Powrotu do gastronomii na tych samych obrotach w przyszłym roku.

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera