Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Makowski: Skomplikowana dla Polaków sztuka (samo)rządzenia

Jarosław Makowski
Jarosław  Makowski
Jarosław Makowski Lucyna Nenow
Wszędzie tam, gdzie ludzie ze sobą współpracują, wszyscy na tym zyskujemy. Natomiast tam, gdzie ludzie ze sobą w sposób niemądry konkurują, wszyscy na tym tracą - uważa Jarosław Makowski, filozof, radny Sejmiku Śląskiego.

Idea, by ważne dla lokalnej społeczności decyzje były podejmowane przez jej członków, należy z pewnością do najważniejszych, jakie zapadły w Polsce po 1989 roku. Silna gmina, silny powiat, silne miasto to najlepsza droga do skutecznego zarządzania i sensownego, bo realizowanego najbliżej mieszkańców zmieniania życia lokalnych wspólnot.
Można chyba powiedzieć, że - generalnie rzecz biorąc - udało się osiągnąć najważniejsze cele reformy samorządowej. Myślę przede wszystkim o wzmocnieniu pozycji wójtów, burmistrzów czy prezydentów i o umożliwieniu im podejmowania realnych działań na rzecz mieszkańców.

W ten sposób samorządy zostały upodmiotowione. Wpisały się w świadomość społeczną i praktykę rządzenia.

Co region, to odmienność

Polski system samorządowy spełnia swoje zadanie, co nie znaczy, że jest idealny. Nie znaczy to zatem, że nic w nim nie można poprawić. Wręcz przeciwnie, samorządy, ta swoista przestrzeń (samo)rządzenia, to pole, na którym nie powinniśmy bać się eksperymentów. Powinniśmy mieć odwagę, by stosować rozmaite innowacje społeczne.

Dlaczego? Najkrócej można odpowiedzieć: bo Polska regionalna jest różnorodna. Inne są źródła bezrobocia na Podlasiu, a inne na Górnym Śląsku. Dlatego tak ważne jest, by szukać rozwiązań regionalnych, biorąc pod uwagę kontekst gospodarczy, polityczny, społeczny i kulturowy.

Przykładem dobrze rozumianych innowacji regionalnych jest utworzenie specjalnej strefy demograficznej na Opolszczyźnie. To region, który najdotkliwiej odczuwa skutki niżu demograficznego i migracji ludności. Takie rozwiązania pokazują dwie rzeczy: po pierwsze, że miejscowe władze szybciej i skuteczniej niż rząd centralny potrafią reagować na pojawiające się wyzwania. Po drugie, że eksperymenty regionalne są mniej kosztowne, mniej czasochłonne, a ich rozstrzygnięcia mogą być pouczające dla całego państwa.

Mądra, bo otwarta władza

Z pewnością wiele spraw da się rozwiązać jeszcze lepiej, nieustannie poszerzając pole samorządności, czyli - mówiąc inaczej - otwierając przedstawicieli władzy na głos mieszkańców. Nie możemy bowiem zapominać o tym, co stoi u podstaw idei samorządności, czyli o służebności i jak największej otwartości władzy wobec ludzi.

To na tych dwóch fundamentach wspiera się bowiem (lub powinna się wspierać) dobrze rozumiana samorządność. Samorządność, której najważniejszym - chciałoby się powiedzieć: źródłowym - celem jest (samo)rządzenie się czy współrządzenie miastem lub gminą przez mieszkańców.

Aktywność ruchów miejskich, rosnąca popularność budżetów obywatelskich czy funduszy sołeckich pokazuje jasno: Polacy coraz częściej i coraz mocniej chcą angażować się w procesy sprawowania władzy, ale też w stopniu dużo większym niż wcześniej realizują to pragnienie. Obywatel nie chce dziś być już tylko biernym odbiorcą działań czy decyzji realizowanych przez władze lokalne. Chce za to w większym zakresie decydować o tym, co i jak w swoim najbliższym otoczeniu zmienić z korzyścią dla siebie, ale i dla innych grup społecznych. Dlatego swoista radykalizacja samorządności - a więc wsłuchiwanie się w głos mieszkańców, ale też umożliwianie im podejmowania wiążących decyzji - powinna być celem, do którego warto zmierzać.

Co równie ważne, do niedawna obowiązywał model, w którym władze samorządowe, mając wyborczy mandat, nie bardzo chciały słuchać zwykłych ludzi. Jednak rosnąca świadomość wyborców w kwestii prawa do miasta czy prawa do gminy, sprawiły, że i prezydenci, i wójtowie stają się znacznie bardziej otwarci na głos obywateli.

Rozwijanie i zacieśnianie współpracy z sektorem pozarządowym, na przykład poprzez powoływanie pełnomocników ds. współpracy z NGO-sami, czyli organizacjami pozarządowymi, coraz większe środki przeznaczane na realizację budżetów obywatelskich czy konsultowanie z mieszkańcami rozmaitych decyzji, to sygnały, że w Polsce mamy już do czynienia z powolną oddolną zmianą.
Można ją określić mianem drugiej fali samorządności. Jak się okazuje, jednymi z lepszych ekspertów do spraw miasta czy gminy są sami obywatele. A mądra władza wie, jak tę wiedzę oraz doświadczenie społeczne dobrze zagospodarować.

Zamiast egoizmu - współpraca

Oczywiście nie będzie to proste zadanie, przede wszystkim dlatego, że wymaga współdziałania na co najmniej kilku płaszczyznach. Zarówno tej wertykalnej, pomiędzy przedstawicielami władzy a mieszkańcami, jak i horyzontalnej - między członkami lokalnych społeczności.

Ale przecież także pomiędzy samorządami, reprezentowanymi przez wybrane demokratycznie władze, które dzisiaj w pierwszej kolejności powinny myśleć o konsolidacji swoich działań.

Niestety, cecha wspólną każdej z tych relacji (zależności) jest coś, co można określić paraliżem współdziałania. To - mam wrażenie - osobliwie polska cecha: bardzo słabo wykształcona zdolność do współpracy, będąca konsekwencją braku zaufania. Przejawia się nie tylko tam, gdzie rozgrywa się nasza codzienność - w blokach, na osiedlach, w środowiskach lokalnych - ale także tam, gdzie podejmowane są strategiczne decyzje dotyczące kondycji samorządów.

Krótko mówiąc, nie potrafią współdziałać także przedstawiciele władz. I to jest kwestia kluczowa, ponieważ - wszystko na to wskazuje - właśnie umiejętność współpracy i zdolność zaufania będzie wyznacznikiem osiągania kolejnych celów strategicznych. To właśnie współdziałanie i zaufanie będą umożliwiały jeszcze szybszy niż dotychczas rozwój naszego kraju. Przyszłość należy do projektów realizowanych wspólnie przez kilka regionów, kilkanaście miast, kilkadziesiąt sołectw. Czy ktoś potrafi podać przykłady efektów takiej współpracy w Polsce w ostatnich latach? Dlaczego miasta wciąż rywalizują zamiast ze sobą współpracować? Dlaczego biorą udział w "od czapy" robionych rankingach, zamiast myśleć, jak pracować razem dla dobra mieszkańców i dobra wspólnego?

Jednak zgoda buduje

Nad Wisłą, ale i tu, na Śląsku, raczej współpracy unikamy, bo dusimy w sobie atawistyczne fobie, które każą nam działać wyłącznie na własny rachunek. Obawiamy się, że współpraca pomniejszy nasz sukces, pozbawi nas splendoru, odbierze należne przecież zasługi.

Tymczasem nie ma ucieczki przed tym, co Amerykanie nazywają "consolidated governments" - większymi organizmami, które działając wspólnie, potrafią przeciwstawić się wyzwaniom cywilizacyjnym i poprawić jakość życia mieszkańców. A przecież o to w samorządności chodzi!

Dlatego - na koniec - chcę zaproponować samorządom dwie prawdy, które mogą tylko poprawić ich działanie. Po pierwsze: tam, gdzie ludzie ze sobą współpracują, wszyscy na tym zyskujemy. Tam, gdzie ludzie ze sobą w sposób niemądry konkurują, wszyscy na tym tracą.

Po drugie: zaufanie, którego potrzebujemy na szczeblu lokalnym, jest tańsze niż podejrzliwość. Jeśli będziemy ufać sobie nawzajem, nie tylko będziemy dynamiczniej się rozwijać, ale także życie stanie się dla nas bardziej przyjazne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!