Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Powązka: Jerzy Urban szczerze do końca? Tak dobrze nie jest [NOWA KSIĄŻKA]

Książki. Mimo wszystko
"Jerzy Urban w rozmowie z Martą Stremecką" - tak nazywa się szósta już książka o Urbanie, którą on sam uznaje za swój "testament". Czy dowiemy się z niej czegoś nowego? Właściwie nie. Co więc sprawia, że ten wywiad-rzeka od razu trafił na listę bestsellerów Empiku? Fenomen Urbana.

Sam jest autorem 21 książek, w tym "Alfabetu Urbana" z 1990 roku, który narobił sporo towarzysko-politycznego rabanu. Wiele osób pamięta go z jeszcze wcześniejszych publikacji. Najpierw z "Po prostu" (tygodnik został zamknięty na specjalne polecenie Władysława Gomułki), potem z  "Polityki" (legendarne felietony Kibica, sygnowane pseudonimem z powodu zakazu pisania pod własnym nazwiskiem, oraz felietony mniej legendarne Rema). Krytykował politykę Edwarda Gierka, a potem z równą zajadłością działalność "Solidarności". Nic więc dziwnego, że w końcu został rzecznikiem rządu (od 17 sierpnia 1981 do 18 kwietnia 1989 r.).

Za ideowy serwilizm wobec Wojciecha Jaruzelskiego jego akcje w środowisku dziennikarzy zaczęły spadać. Sięgnęły dna, kiedy miesiąc przed zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki napisał wobec niego uszczypliwy felieton "Seanse nienawiści". Dlaczego wcześniejsza ikona antyreżimowa stała się apologetą jeszcze groźniejszego reżimu? Stremeckiej mówi tak:

"Zawsze byłem odsuwany, a teraz oto władza ze mną wpierw rozmawia na najwyższym szczeblu, potem sadowi mnie
w jednym ze swoich mateczników jako doradcę, gdzie zbliżam się do jej problemów. Całe życie zajmowałem się tylko polityką jako kibic, a tu rodzi się szansa uczestnictwa. A na dodatek po prostu szukam pracy, nie mam żadnych propozycji".

Warto jednak pamiętać, że w tamtym czasie grupa bezrobotnych dziennikarzy była spora, a po wprowadzeniu stanu wojennego urosła do rozmiarów monstrualnych.

O swoich sławnych konferencjach prasowych transmitowanych co tydzień przez TVP Urban też wspomina. Jak komentuje ten swój show żarliwości? (a przypominam, że był bezpartyjnym ideowcem, bo co prawda w 1989 r. złożył  podanie o przyjęcie
do PZPR, ale go nie rozpatrzono, ponieważ partia się rozwiązała).

"Miałem poczucie, że jestem wojownikiem, że istnieje na tym froncie, w tej armii, do której się zaciągnąłem, podział broni
- Jaruzelski mówi słodkie słowa, ja jestem od przywalania. Mnie ta rola odpowiadała, bo lubię przywalać".
 
Stremecka pyta więc, jakie to uczucie być najbardziej znienawidzoną osobą, a w środowisku w latach 80.? Urban ze spokojem mówi, że w zasadzie żadnej zbiorowej niechęci nie odczuwał, "oprócz incydentu, że ktoś napisał na murze bloku, w którym mieszkałem, "Urban, ty świnio", nie doznałem żadnej dotkliwej demonstracji takich emocji".
 
Ale dlaczego tak ostentacyjnie dokopywał opozycji i łasił się do reżimu? Urban mówi, że "wystąpienia były skierowane zarówno do jednej, jak i drugiej strony. Taki balans, bo w gabinetach byłem gołębiem. Publicznie musiałem więc być jastrzębiem, żeby mnie cały system polityczny uznał za swojego". Stremecka pyta też, czy miał poczucie, że historia przyznała rację jego kolegom, którzy opowiedzieli się po stronie "Solidarności". Urban mówi: "Nie. Bo ja też tworzyłem
tę historię".
 
Przyznacie państwo, że ten facet umie wyprowadzać z równowagi, jak mało kto. Skąd to ma? Przetrenował to w dzieciństwie. Wspomina je tak: "Byłem burżujskim dzieckiem, nieznośnym, upartym bachorem, który jak zażądał tyrolskiego stroju, to go dostał". Poza tym nienawidzi szkoły. Cóż, nic dziwnego. Chodził do 17 różnych szkół podstawowych, a i z dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim go wydalono.
 
I co dalej? W 1990 r. założył tygodnik "NIE" krytykujący Kościół, potem też politykę rządu i prezydenta (wówczas Millera
i Kwaśniewskiego). Jako redaktor naczelny tej gazety kilka razy stawał przed sądem (np. za sugerowanie, że Zdzisław Najder był agentem SB i za obrazę Jana Pawła II). Wywoływał częste skandale (oskarżenia o rozpowszechnianie pornografii, sprawa Rywina, krytyka balów dobroczynnych Jolanty Kwaśniewskiej). Generalnie wiedzie mu się znakomicie.

Wikipedia podaje, że "ponad 80% jego dochodów pochodzi z inwestycji na rynku kapitałowym (ulokował ok. 40 mln zł głównie w obligacjach IKEA, Forda oraz polskiego i węgierskiego rządu). W 2003 zarobił - łącznie z dochodami poza spółką Urma
ok. 6 mln zł netto. W 2004 roku oszacowano jego majątek na 120 milionów złotych. W 2004 roku w tygodniu "Wprost" zajął 98. miejsce wśród 100 najbogatszych Polaków". Poza tym ma 80 lat. Był trzykrotnie żonaty, ma córkę Aleksandrę Magdę
i dwoje wnuków.
 
Na koniec jeszcze cytat z wywiadu-rzeki. Marta Stremecka pyta, czy niechęć społeczna, jaką budził i wciąż budzi w ludziach nigdy mu nie doskwierała. Przyznaje, że sama Urbana nienawidziła, choć dziś budzi w niej tylko ciekawość.  "No właśnie, obserwuję takie reakcje ze smutkiem, bo to znaczy, że Urban stał się nieważny" - odpowiada redaktor naczelny "NIE".
Stremecka dodaje więc, że nie musi się tym martwić, bo wielu Polaków nienawidzi go w dalszym ciągu.
 
No i to jest właśnie fenomen Urbana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!