Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małysz: Spokojnie robimy swoje

Redakcja
FOT. ARKADIUSZ GOLA
Z Adamem Małyszem rozmawia w Wiśle Rafał Musioł

Co się stało polskim zawodnikom, że tak skaczą?
Na pewno umieli to już wcześniej, a teraz wreszcie przyszły do tego wyniki. Nic, tylko się cieszyć. To supersprawa, jak Polak wygrywa konkurs. Dlatego w sobotę też się cieszyłem, jak Kamil był pierwszy, a najbardziej jak wygraliśmy po raz pierwszy w historii drużynówkę w Hinterzarten. Po drodze bijemy jakieś rekordy, w Wiśle było najwięcej naszych zawodników w pierwszej dziesiątce konkursu i w czołówce klasyfikacji generalnej Letniej Grand Prix.

Po wiślańskich zawodach wróci pewnie opinia, że Kamil Stoch znowu jest następcą Adama Małysza?
Nie ma co tak stawiać sprawy. Kamil był i jest nadzieją polskich skoków, a to ważne, bo ja nie jestem coraz młodszy i coraz trudniej mi się trenuje, a co dopiero wygrywa. A jednak jeszcze się udaje, tak jak w piątek. Znowu czułem się super, tym bardziej, że skakałem u siebie.

To naprawdę nie wytwarza dodatkowej presji?
Czasami tak, bo wiadomo, że kibice chcą zwycięstw. Ale ja zaczynam traktować już Malinkę tak jak Wielką Krokiew w Zakopanem. Jako miejsce, w którym dobrze mi się skakało nawet wtedy, gdy byłem w dołku. Stres jednak jest, nawet po tylu latach. Doświadczenie pomaga też jednak w tym, żeby sobie z nim poradzić.

W sobotę na podium jednak pana zabrakło.
Ale różnica była niewielka. Wszystko przez pierwszy skok. Miałem taki wiatr, który rzadko wiał, straciłem na tym, akurat tyle, że brakło do trójki. To przez to, że byłem liderem, bo zawodnik przede mną miał lepiej (śmiech).

Teraz w Japonii Daiki Ito może przesądzić sprawę. Nie zmieni pan zdania i nie poleci do Azji?

Najważniejsza jest zima, nic się pod tym względem nie zmieniło. A w przygotowaniach do zimy najważniejszy jest wrzesień, bo wtedy zaczyna się coraz mocniejsze treningi. Rok temu go straciłem, bo złapałem kontuzję, na szczęście dogoniłem formę na olimpiadzie (śmiech). Do Japonii nie mam zamiaru lecieć, nasze plany od początku zakładały, że teraz czekają mnie badania w Finlandii i praca z Hannu Lepistoe. Ciągle trzeba szukać najlepszych rozwiązań.

Sprzętowych też?
Wszyscy czegoś szukają. Widać, że Austriacy coś kombinują z wiązaniami, ale czy dlatego słabiej skaczą? Myślę, że oni sami tego nie wiedzą.

Wy też coś testujecie?
A niby po co, jak wszystko tak dobrze idzie? (śmiech)

A może warto byłoby przynajmniej poudawać, że macie jakieś tajemnice?
Chyba tylko dla psychologii, żeby rywale zaczęli główkować o co nam chodzi.

A oni nie udają?
Może i trochę udają. Najpierw Austriacy chodzili w takich okularach, które wyglądały jak 3D, że aż się zastanawiałem, czy dali im do tego telewizory. Potem Niemcy zakrywali tyły nart jakimiś materiałami, inni niby maskowali wiązania. Zobaczymy zimą czy za tym coś się kryje. Bo może być tak jak z Simonem Ammannem i z jego wykrzywionymi wiązaniami. Teraz wrócił do normalnych. Chociaż nie wiadomo, czy to nie jest jakaś gra.

Wszyscy grają i udają?
Trochę tak. Chodzi o to, żeby zdenerwować konkurencję i wprowadzić chaos. My jednak spokojnie robimy swoje.

Słyszał pan o pomyśle Turnieju Trzech Skoczni? Latem mielibyście skakać w Zakopanem, Wiśle i Szczyrku…
Coś tam słyszałem. Byłoby fajnie, bo zawsze jest lepiej skakać u siebie niż jeździć na skocznie za granicą. Tym bardziej, że Wisła jest też świetna do treningów, o czym już wiedzą też inne ekipy, bo coraz więcej ich tu przyjeżdża.

Pana cel na sezon zimowy?
Oddawać po dwa dobre skoki w każdym konkursie (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!