Spis treści
"W poszukiwaniu straconego czasu" PRL-u - Bar Dworcowy w Zabrzu
Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz, odosobniona, nieumotywowana. Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jego błahe, krótkość złudna; działała w ten sam sposób, w jaki działa miłość, wypełniając mnie kosztowną esencją; lub raczej ta esencja nie była we mnie, była mną. Przestałem czuć się miernym, przypadkowym, śmiertelnym. - pisał Proust w powieści "W poszukiwaniu straconego czasu", opisując uczucia bohatera, który zziębnięty i zmarznięty, doznaje niesamowitych emocji, pijąc herbatę lipową i zagryzając ją magdalenkami.
Czy jedzenie może być faktycznie powodem tak nagłego uniesienia?
Przed Dworcem PKP w Zabrzu, przy Placu Dworcowym 5, w zabytkowej kamienicy znajduje się niepozorny lokal. To Bar Dworcowy, który ma swoich stałych klientów, próbujących poczuć dawne czasy ten kolejny raz.
W imię miłości chciał sprowadzić naleśniki z Zabrza do Niemiec
Gelsenkirchen, 15 Oktober 2021. Matthias pisze list, który adresuje do Baru Dworcowego w Zabrzu.
- Moja żona w dzieciństwie wychowywała się w Sośnicy i najmilej wspomina wizyty w Państwa restauracji. Już same naleśniki z serem były powodem, by raz w roku przyjechać do Polski. Nigdzie indziej nie smakują jej tak dobrze! - czytamy. - Czy moglibyście wysłać naleśniki z serem do Niemiec? Może z cotygodniowym kurierem, który jeździ do Zagłębia Ruhry (Herne, Gelsenkirchen)? - pyta pan Matthias.
List odbiera Krystyna, która prowadzi "Bar Dworcowy" w Zabrzu.
- Mieszkali kiedyś w Zabrzu. Ten pan potem wysłał mi maila i prosił o podanie receptury - opowiada.
- Nie można! - odpowiadamy bez namysłu. W końcu sekretna receptura to "świętość" każdego lokalu gastronomicznego.
- Ale podałam mu, no podałam! Tam chodziło o ser - zdradza. - Zrobił mi zdjęcia serów, które ma u siebie w sklepach. Wskazałam, który należy kupić - przyznaje.
Podobno kupił. Teraz robi swojej żonie naleśniki w Gelsenkirchen, które przywołują wybrance jego serca cenne wspomnienia z Zabrza.
Wspomnienie PRL w barze mlecznym
Za czasów PRL-u był barem mlecznym. Jak przyznaje pani Krystyna, 60 lat temu wyglądało tu zupełnie inaczej. Gdy przejęła lokal w 1982 r., okazało się, że prowadzenie baru naprzeciwko Dworca PKP było strzałem w dziesiątkę. Zakłady przemysłowe, a wraz z nimi koleje, przeżywały renesans. Setki ludzi, wychodząc z peronów, kierowały się prosto do baru na Placu Dworcowym 5.
- Teraz mało osób korzysta z dworca. Większość jeździ samochodem. Nie ma już przemysłu. Zabrze staje się taką wsią, a jeszcze niedawno było to miasto tętniące życiem. Masa osób dojeżdżała do pracy. Dziś wybija godzina 17 i w Zabrzu jest pusto - mówi pani Krystyna.
Z usług baru często korzystały także liczne zakłady pracy.
- Serwowaliśmy tzw. "zupy profilaktyczne" zimą. Przyjeżdżali do nas z zakładów po obiady. Gotowaliśmy wtedy 50 litrowe garnki zupy, którą zabierano w termosach. Dodawaliśmy do niej zwykle kiełbasę i bułkę. To były posiłki regeneracyjne dla pracowników - wyjaśnia.
Garnków 50 litrowych w barze teraz nie ma. Zastąpiły je o połowę mniejsze. Nie serwuje się tu już zapiekanego ryżu z jabłkami, łazanek i ozorów. Nie ma także dań mlecznych. Nadal jednak można kupić tu od zawsze pyszne pierogi i oczywiście naleśniki. W lokalu króluje kuchnia typowo polska i śląska. Klienci chętnie kupują schabowe, filety z kurczaka, golonko, bigos, fasolkę oraz flaczki.
- Teraz lokal jest odnowiony. Za dużo lat minęło, żeby zachowały się wszystkie sprzęty z tego okresu. To jest niemożliwe, żeby to wytrzymało. Wszystko jest już unowocześnione - przyznaje pani Krystyna.
Tu by mógł jeść sam Stanisław Bareja
Białe lamele na ścianach. Stoły, krzesła, a nawet naczynia przypominają czasy PRL. Na ścianach wiszą propagandowe plakaty z czasów komuny.
- Bumelant. To dezerter z frontu walki o pokój i silną Polskę - przygląda się obrazkowi jeden z rozbawionych klientów, siadając przy stole.
To jednak "kącik Misia", nawiązujący do scenerii znanego filmu Stanisława Barei, przyciąga uwagę. Metalowe miski, kubki, łyżki są tu na łańcuchach, aby klienci nie kradli naczyń. Na szczęście kucharka, tak jak w filmie, nie rzuca klientom szarej ciapy do obskurnych aluminiowych misek, przykręconych na stałe do stołu. Tu jedzenie jest jadalne, a nawet bardzo smaczne.
Wybija godzina 13. Do baru wchodzi tłum ludzi. Ustawia się kolejka.
- Co zamawiasz? - jeden z mężczyzn pyta stojącą obok kobietę. - Naleśniki - odpowiada.
Nie przeocz
- Kolejny Bytomski Targ Staroci za nami. Co mogli zdobyć łowcy skarbów? Zobaczcie
- W tych miastach w Śląskiem nikt nie chce mieszkać. Wyludniają się najszybciej
- Kibice na meczu Zagłębia Sosnowiec z Resovią. Racowisko i głośny doping - ZDJĘCIA
- Zabytkowe pojazdy na ulicach Wodzisławia Śl. Słynne marki i modele WIDEO, ZDJĘCIA
Musisz to wiedzieć
Strefa Biznesu: Polska istotnym graczem w sektorze offshore
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?