Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mąż i żona razem jeżdżą do pożarów - niezwykła historia pasji małżeństwa z OSP Żory Rój

Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk
Szymon Kamczyk / Dziennik Zachodni
To historia o miłości i dzieleniu wspólnej pasji do pożarnictwa. Lucyna i Adam Szewczykowie z Żor Roju poznali się ponad 17 lat temu, a później razem zaczęli działać w lokalnej ochotniczej straży pożarnej. Działają do dziś, choć zmieniły się sprzęty, sama remiza oraz zakres obowiązków strażaków. Dzisiaj są małżeństwem, a swoją pasją do pożarnictwa zarazili już swojego 13-letniego syna.

Cofnijmy się o 20 lat. Wtedy do straży w Roju wstąpił Adam Szewczyk. Namówił go brat, mówiąc, że kiedy raz pobiegnie na alarm syreny, będzie to robił za każdym razem. Te słowa się sprawdziły. Dziś pan Adam jest stałym kierowcą, a od półtora roku pełni funkcję gospodarza jednostki. Pani Lucyna z kolei działać w straży zaczęła 17 lat temu. Ją z kolei zainteresował pożarnictwem przyszły szwagier. Od tego czasu, wraz z innymi paniami bierze udział w zawodach pożarniczych, a od 3 lat, po odbyciu kursów, jeździ do akcji. Dwa lata temu wraz z drużyną kobiet zajęła 1. miejsce na zawodach miejskich. - Moją pierwszą akcją był potężny pożar w zakładzie Nifco, gdzie sama pracuję. Pierwszy wyjazd i od razu tak trudny pożar. Zapamiętam to na długo - wspomina pani Lucyna. W akcji brała udział wraz z mężem, , ale podczas gaszenia nie mogła być z nim w jednej parze (rocie). Według procedur niedopuszczalne jest, by członkowie jednej rodziny działali w jednej rocie, ze względu na niebezpieczeństwo.

Gdy wyje syrena

Dla małżeństwa Szewczyków, działanie w straży to przede wszystkim adrenalina i możliwość spełnienia się w służbie. - Kiedy wyje syrena, biegniemy od razu. W remizie mam nawet skarpety, bo często wybiegam na alarm boso, w klapkach - śmieje się Adam Szewczyk. W remizie nie ma odrębnej szatni dla pań, dlatego przed akcją wszyscy przebierają się razem, ale nie ma czasu na podglądanie.

Szewczykowie sami przeżyli pożar. 6 lat temu, 10 kwietnia 2011 roku w budynku gospodarczym przy ich domu doszło do wybuchu butli z gazem. Budynek bardzo szybko zajął się ogniem. - To były sekundy. W tym szoku żona zapomniała nawet numeru na straż pożarną. Kiedy wezwaliśmy ratowników, wydawało się, że mijają całe godziny, a tak naprawdę przyjechali w kilka minut. Dzięki szybkiej akcji udało się ochronić dom przed ogniem. Chcieliśmy gasić sami, ale ogień zbyt szybko się rozprzestrzeniał. Nie dalibyśmy rady - wspomina Adam Szewczyk.

Przygotowani do wypadków

OSP Rój ma dziś blisko 50 członków. W tym roku jednostka wzbogaciła się o dwa kombinezony ochronne do usuwania gniazd niebezpiecznych owadów i agregat na przyczepce. Jednostka wyspecjalizowała się w ratownictwie drogowym i medycznym. Strażacy do akcji wyjeżdżają ciężkim jelczem, który mieści 6000 l wody i ok. 700 l środka pianotwórczego, a także lekkim iveco, który na wyposażeniu ma sprzęt do ratowania ludzi w wypadkach drogowych. Na szczęście do tej pory był używany jedynie na ćwiczeniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!