Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Melancholijny księgarz i pełna energii aktoreczka. Recenzja filmu "Księgarnia w Paryżu"

Adam Pazera
Mądry cytat o mężczyźnie i kobiecie mówi: Aby być szczęśliwą z mężczyzną, trzeba go bardzo dobrze rozumieć i trochę kochać. Aby być szczęśliwym z kobietą, trzeba ją bardzo kochać i w ogóle nie próbować zrozumieć.

Dojrzały mężczyzna, Vincenzo, bohater filmu „Księgarnia w Paryżu” (w tej roli włoski aktor Sergio Castellitto, który również wyreżyserował film), nawet nie próbuje zrozumieć spontanicznej, szalonej Yolandy (w tej roli Bérénice Bejo). A ona niespodziewanie pojawiła się w nudnym, uporządkowanym życiu paryskiego księgarza, który stopniowo traci dla niej głowę. Tymczasem Yolande zrozumiała pustkę wokół mężczyzny, dobrze poczuła się w jego towarzystwie i nawet go trochę pokochała. Ale czy będą szczęśliwi? Czy w ogóle będą ze sobą…?

Pierwszy kadr w filmie to kurtyna odsłaniająca francuskie podwórze, jakby reżyser chciał nam powiedzieć, że życie jest teatrem. Owszem, jest na tym nieco magicznym podwórzu „Teatr de la Providence”, ale w centralnym punkcie znajduje się księgarnia. Prowadzi ją Vincenzo, zgorzkniały, posmutniały Włoch, który znalazł się we Francji, po wyjeździe z Italii, gdy zostawiła go żona i wyjechała do Nowego Jorku z „rokującym nadzieję” pisarzem.

Poczciwy Vincenzo jest życzliwy i otwarty dla wszystkich; drzwi księgarni w ciągu dnia niemal się nie zamykają: właściciel kawiarni codziennie przynosi śniadanie, ksiądz szuka podróżniczych książek, zagląda przez okno kwiaciarka z naprzeciwka, osobnik nazwany „profesorem” każdorazowo chowa za pazuchę książkę, czego zdaje się nie dostrzegać księgarz. Ale w domu regularnie pojawia się też Gerard, lekarz i terapeuta oraz czarnoskóra opiekunka Colombe, bo Vincenzo na piętrze księgarni kryje rodzinny sekret, a raczej dramat: sparaliżowaną, przykutą do łóżka córkę Albertine. Wskutek nieszczęśliwego upadku sprzed czterech lat córka nie tylko nie chodzi, ale wskutek traumy przestała mówić. Na nic terapia Gerarda („czas, abyś zeszła z piedestału i wróciła do nas”), na nic atrakcyjne zakupy Colombe – czerwony lakier do paznokci. Albertine nie dość, że nie mówi, to nie pozwala wyprowadzić się na podwórze; tkwi na pięterku spoglądając na stojące tam akwarium i pływające w nim rybki. Gerard stara się pomóc obojgu – ojcu i córce, przekonując Vincenzo, że Albertine może normalnie żyć, ta częściowa blokada mózgu to „mutyzm wybiórczy” (brak mówienia w określonych sytuacjach), ale co ten biedny księgarz ma uczynić?! Jak tylko może, zajmuje się córką: wieczorem kładzie ją z wózka na łóżko, masuje jej nogi, czyta przed zaśnięciem fragmenty literatury klasycznej (Dostojewski, Cervantes) i czule całuje na dobranoc.

I tak według ustalonego rytmu mija Vincenzo dzień za dniem: rano odsłania żaluzje w księgarni, siedzi cały dzień „w książkach”, wieczorem, na zewnątrz, zapala „dymka i udaje się na górę do córki. Zda się, że nie oczekuje już na nic od życia, zamknięty w swej książnicy. Pewnego deszczowego dnia, niczym wulkan, wpada do księgarni młoda, piękna, żywiołowa dziewczyna. To Yolande, początkująca aktorka z sąsiadującego z księgarnią teatru, poszukująca zagubionego w swym roztrzepaniu psa Boubou (roztrzepana jest ona nie pies!). Ta ekscentryczna, szalona, pełna energii dziewczyna wnosi jakiś świeży powiew w nudne życie Vincenza. Ale oboje dają sobie coś nawzajem: ona jest zdumiona jego ustalonym rytmem dnia, brakiem telefonu komórkowego, jego profesją: „po co te książki, mamy erę cyfrową, czy nie czujesz się jak skazaniec?” Na co on spokojnie odpowiada: „Literatura daje nieśmiertelność, aktualność zabija”. Sama nie lubi czytać, na trzy stacje przejazdu metrem, prosi księgarza o jakąś cieniutką książeczkę. Vincenzo z kolei wprowadza w jej życie spokój, wobec jej wątpliwości w zdolności aktorskie przekonuje, żeby uwierzyła w siebie, że ma talent, ba! w ekspresyjny sposób (trzymając za nadgarstki z tyłu) wyzwala w niej energię recytatorską. To Yolande pierwsza zafascynuje się Vincenzem z jego monotonnym, uporządkowanym życiem. Czy to takie młodzieńcze oczarowanie sporo od niej starszym mężczyzną, kiedy co i rusz, pod byle pretekstem (zagubiony pies, schronienie przed deszczem) pojawia się w księgarni i mówi: „Tyle razy mówił mi pan – spójrz w głąb siebie, zamknęłam oczy i…zobaczyłam pana! Nie wytrzymam bez pana!”? Oczarowany żywiołowością Yolade, Vincenzo długo broni się przed uczuciem, ale strzała Amora dosięgnie go. Czy wtedy, gdy pewnego razu zmęczona i przemoknięta Yolande zaśnie na fotelu w księgarni, a ten rankiem zerkając na nią w łazience, wyjdzie ze swego zamkniętego świata i pozna życie na nowo? I nawet wykaże się energią, gdy potrafi wreszcie wybuchnąć na „profesora”, aby w końcu zapłacił za kradzione notorycznie książki, a lekarzowi córki potrafi przyznać się do zrodzonego uczucia. A i Bérénice Bejo czyli Yolande, też jakoś „wysubtelnieje” po tej - niewinnej, bo przecież nie skonsumowanej - nocy.

Można „Księgarnię w Paryżu” nazwać melodramatem, choć dla mnie to przede wszystkim optymistyczna i urokliwa baśń z mnóstwem bon motów, cytatów z klasyki i elementów komediowych. Choćby wtedy, gdy Vincenzo – w zastępstwie - pozostawia w księgarni dyletanta bibliofilskiego, a ten po jego powrocie chwali się, że sprzedał „Pani Bovary” Gustave Flauberta za 18,56 euro. Vincenzo ze spokojem wyjaśni, że te cztery cyfry to rok pierwszego wydania książki i ten właśnie egzemplarz był w jego posiadaniu, wart wszak o wiele więcej! Albo komentarz sąsiadów na widok smacznie śpiącej w księgarni Yolande. Wścibska kwiaciarka z zazdrością skomentuje: „Zgubiła psa, ale znalazła opiekuna”, właściciel kawiarni zapyta: czy to terrorystka, a opiekunka Colombe: czy to jest trup, poproszę kuzyna i ją wyniesiemy!

Sergio Castellitto zakończenie filmu zostawia widzom otwarte i nieco zagadkowe. Bo gdy z ust obojga w różnych momentach filmu pada enigmatyczne zdanie „Rezygnacja nie zawsze jest porażką”, to paradoksalnie nie jest ono rozczarowujące, ale wieje optymizmem i daje nadzieję. W końcu przecież i Albertine uśmiechnęła się, przemówiła i pojawiła na zewnątrz, zapewne dzięki „odkryciu” jej na pięterku przez Yolande, ale również i lekarzowi, który obdarował ją optymistycznym prezentem! I kiedy na koniec filmu – tak jak na wstępie – zapada kurtyna, to można pomyśleć, że życie to teatr, a kino – iluzja. Ale tak chcielibyśmy, aby tym dwojgu się udało!

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera