Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metropolia Silesia: Śląska architekt Katarzyna Furgalińska o Katowicach bez metropolii

Katarzyna Furgalińska
Katarzyna Furgalińska
Katarzyna Furgalińska arc.
Katowice bez metropolii byłyby słabym miastem, bez szans na konkurowanie z największymi ośrodkami w Polsce. Myśląc o rozwoju Katowic, nie można odbierać szans innym miastom - mówi Katarzyna Furgalińska, śląska architekt

Katowice niebawem będą miały nowe Muzeum Śląskie, a z Bytomia zniknie Muzeum Górnośląskie. I my chcemy silnej metropolii?
Chcemy, ale musimy w końcu zacząć myśleć o niej jako o całości. Jednym z narzędzi planistycznych w Europie i na świecie jest świadome rozpraszanie instytucji kultury, urzędów i różnych atrakcji, by dowartościować konkretne miasta lub dzielnice, wprowadzać w nich życie i rewitalizować tkankę miejską. Często te zabiegi są elementem większych strategii wzmacniania więzi społecznych, poprawiania wizerunku danego miejsca i pobudzenia inwestycji. Likwidacja muzeum w Bytomiu to działanie odwrotne.

Dla Katowic nowe muzeum to duży zysk, dla Bytomia utrata muzeum - to wielka strata. W skali całej metropolii rachunek wynosi zero.
Ale koncentrowanie funkcji w obrębie Katowic szkodzi też samym Katowicom. W ich interesie powinna leżeć siła całej metropolii, w której stolica nie dominuje nad resztą. Gdyby wyizolować Katowice, okazałoby się, że są miastem dosyć małym i słabym, o potencjale niepozwalającym im konkurować z największymi ośrodkami w Polsce. Wzmacnianie centralnej roli Katowic może prowadzić do eskalacji zjawisk już widocznych: koncentracji ruchu samochodowego, zastępowania tkanki społecznej szeregiem martwych instytucji administracyjnych, które - na dłuższą metę - będą przyczyniać się do wysysania życia z centrum.

Trudno negować centralną rolę Katowic, jednak rozwój jednego miasta kosztem innych podważa sens zrównoważonej konurbacji.
Błąd tkwi w myśleniu albo raczej jego braku. Jeśli chodzi o same Katowice, ich model rozwojowy wpisuje się w europejski trend średniej wielkości miast, które nie są globalnymi metropoliami, ale są przy tym dość duże, mają perspektywy i próbują zdefiniować się na tle ugruntowanych od setek lat ośrodków, takich jak Paryż, Londyn czy Madryt. To jest dziś arena najbardziej zażartej walki i konkurencji: Saragossa, Hanower, Graz czy Lille zabiegają o turystów i inwestycje, korzystając z dużego pola do dalszego rozwoju. Katowice podążają podobną ścieżką: walczyły o Europejską Stolicę Kultury, zabiegają o duże wydarzenia czy nowoczesną architekturę. Należy jednak pamiętać, że ich siła tkwi w połączonych naczyniach całej metropolii. Takich ośrodków z aspiracjami jest w Polsce kilka - Łódź, Poznań, Wrocław… Właśnie, Wrocław. W pewnym momencie Katowice zaczęły wyraźnie przegrywać rywalizację ze stolicą Dolnego Śląska i to porażka całej konurbacji. Nie wiem, czy samorząd regionalny albo lokalny zna jej przyczyny. I nie jest to wcale kwestia pieniędzy, bo przecież Katowice stać było na rozwijanie osi kultury albo finansowanie projektu ESK.

Miastem, do którego porównuje się dzisiejsze Katowice, jest Bilbao. Też przemysł, też postindustrialne problemy, też nowoczesne muzeum…
Sukces Bilbao jest raczej iluzoryczny. O ile został osiągnięty w warstwie marketingowej, to w istocie nie przyniósł on miastu zmian, jakie mu przypisujemy. Powstało wiele analiz, które wskazują, że Muzeum Guggenheima stało się tam listkiem figowym przykrywającym inne problemy Bilbao.
Jakie?
Choćby skutki "efektu muzeum" dla samych mieszkańców. Nastąpiła tam klasyczna gentryfikacja centrum Bilbao - za Muzeum Guggenheima pojawili się tam inwestorzy z pieniędzmi, którzy wykupili kamienice w sąsiedztwie budynku, ceny gwałtownie skoczyły, a ludzie musieli się wyprowadzić i - paradoksalnie - dawne życie zamarło. Gentryfikacja, czyli gwałtowna zmiana charakteru miasta, zdarza się na całym świecie w obecnej erze globalizacji. Wiele części choćby Nowego Jorku, jakie znamy z filmów - te nasycone kiedyś artystami i knajpkami - przestaje istnieć (np. East Village), bo na ich miejscu pojawili się globalni gracze - banki, sieciowe restauracje i siedziby firm, które stać na rezydowanie w drożejącej części miasta. W naszej małej katowickiej skali to samo dzieje się na ulicy 3 Maja. Pytanie dla Katowic brzmi dziś moim zdaniem tak: czy powinny się za wszelką cenę wyróżniać, czy powinno się tu dobrze żyć?

Zależy kto odpowiada: mieszkańcy czy goście.
Dla wszystkich dzisiejsze Katowice są przystosowane do ruchu samochodów, a nie do życia ludzi. To wciąż odróżnia większość polskich miast od europejskich metropolii.

I to się dzieje w naszych miastach - buduje się obwodnice, a w centrach otwiera kolejne deptaki.
W harmonijnie działającym mieście ruch pieszy i kołowy koegzystują ze sobą. Ważne są proporcje i faworyzowanie tego pierwszego. Wydzielenie kolejnych deptaków odbywa się u nas na zasadzie tworzenia enklawy, sztucznej wyspy w centrum, która generuje kolejne problemy - z dojazdem i parkowaniem. W średnich miastach zachodniej Europy stawianie na ruch pieszych i transport publiczny (bo to jest dobre dla ekonomii, dla życia miasta…) jest kwestią wyboru. Natomiast dla miast dużych to nie wybór, a konieczność. W pewnym momencie samochody są barierą rozwojową. Jeśli wszędzie musisz dojechać autem, a miasto ma 5 milionów mieszkańców, to wyobraźmy sobie ich wszystkich na drogach.

Jaką szansą dla Katowic i całej metropolii są nowe inwestycje z muzeum i NOSPR na czele?
Po pierwsze, nie przeceniajmy ich roli. Dobrze, że będzie nowe muzeum, ale czy gdziekolwiek na świecie muzeum było motorem rozwoju? Teraz najważniejsze są działania, by Katowice nie były wyłącznie sumą obiektów. Skoro zainwestowano już tyle pieniędzy w ich wzniesienie, teraz całą energię trzeba włożyć w wypełnienie przestrzeni pomiędzy nowymi gmachami i uczynienie jej, mówiąc trywialnie, przyjazną dla mieszkańców.

Na wizualizacjach widać, że będzie ładnie.
Chodzi o to, by odwiedzający NOSPR czy muzeum, ci prawdziwi, a nie z kolorowych obrazków, po koncercie albo wystawie nie wsiadali w samochód i nie wracali na kolację do domu albo na kawę po drodze w galerii handlowej. Miasto będzie wtedy dobre, gdy ludziom będzie chciało się tam być tylko dlatego, że są w mieście. Dla całości doświadczenia bycia w mieście. Jakie wrażenie ma dziś gość w Katowicach? Że wszyscy są tutaj przejazdem. To refleksja potęgowana przestrzenią komunikacyjną dominującą przy Rynku.

Architekci od lat wyłącznie narzekają - to w Katowicach złe, to nieprzyjazne… Bez wskazywania realnej alternatywy.
Ależ oczywiście - architekci i urbaniści sami zmarginalizowali się w naszej doraźności i pragmatyzmie. Architektura w europejskich miastach, również tych średniej wielkości, to gorąca sprawa polityczna, przedmiot szerokiej i burzliwej dyskusji. Np. w Oslo debata na temat przestrzeni publicznej, planów - czy taka zabudowa będzie dobra dla danej dzielnicy, czy ta droga powinna przebiegać tędy, czy należy ją schować i dlaczego - to jeden z wiodących tematów w lokalnych i regionalnych mediach. Architekci są stale obecni w tej dyskusji, mają swój ważny głos i autorytet.

U nas ta dyskusja też jakoś się toczy.
A co z niej wynika? Samorządy odpuszczają swoją rolę w planowaniu, degradując się wyłącznie do administrowania i przestrzegania norm. Każde szanujące się europejskie miasto ma potężną komórkę, która zajmuje się koordynacją planów, ma architektów, przeprowadza symulacje pokazujące korzyści i zagrożenia wynikające z różnych przedsięwzięć… itp. Jakkolwiek to brzmi: miasto to jest model liczbowy, na którym trzeba pracować, by zoptymalizować jego działanie. Tak samo powinno być z całą naszą aglomeracją.

Katowice mają ledwie 150 lat. Moim zdaniem, również z tego wynika wiele problemów samego miasta, a co za tym idzie - aglomeracji.
Jak najbardziej. Ten krótki rodowód sprawia na przykład, że miasto nie jest w stanie jeszcze się samoregulować w rozbudowie, nie ma naturalnego historycznego nawarstwienia, a wielkomiejski klimat czy tradycje mieszczańskie wciąż są bardzo świeże. Katowice na dobrą sprawę powstają za jednym zamachem i nikt nie wie, co wyniknie z tego w przyszłości. Tym bardziej starannie trzeba traktować to, co Katowice otacza, bo w reszcie konurbacji tkwi ich siła.

Rozmawiał: Marcin Zasada

Katarzyna Furgalińska

Absolwentka architektury Politechniki Śl. i The Oslo School of Architecture & Design. Jej praca dyplomowa Oslo PortPolis była Śląskim Dyplomem 2007 r. Pracowała w KWK Promes w Katowicach i w Ghilardi+Hellsten Arkitekter w Oslo. W zespole z Michałem Lisińskim wygrała w 10. edycji największego europejskiego konkursu dla młodych architektów Europan oraz w międzynarodowym konkursie na projekt zagospodarowania pl. Toftegaards w Kopenhadze. Od niedawna prowadzi autorskie biuro w Katowicach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty