Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metropolitalna apokalipsa drogowa - jak jej uniknąć w przyszłości?

Marek S. Szczepański
Zamachy terrorystyczne, klęski żywiołowe, a zwłaszcza trzęsienia ziemi, powodzie, fale tsunami czy inne katastrofy sprawiły, że dużo i często mówi się w ostatniej dekadzie o zarządzaniu ryzykiem czy bezpieczeństwem w skali światowej lub lokalnej. Wszak nieszczęścia zdarzały się i będą zawsze, nawet wtedy, gdy zbudowany zostanie najbardziej perfekcyjny system ich przewidywania i profilaktyki.

Te oczywiste myśli towarzyszyły mi podczas podróży z Tychów do Opola i tamtejszego uniwersytetu. Odbywałem ją w środę, 11 maja - w dniu dla metropolii szczególnym. Okazało się bowiem, że drobny incydent drogowy sparaliżował ruch w pryncypalnej części Katowic i konurbacji. O przyczynach i winowajcach napisano i powiedziano wiele. Wydawałoby się, że temat został wyczerpany i nie ma już nic do dodania.

Spróbuję jednak dorzucić obserwacje uczestnika tych zdarzeń i zgłosić kilka przynajmniej propozycji. Jestem bowiem przekonany, że do podobnych wypadków będzie dochodziło częściej, jeśli władze regionu i służby publiczne nie potrafią z własnej klęski się otrząsnąć, krytycznie na siebie spojrzeć i podjąć działania ograniczające takie zdarzenia. Paraliż komunikacyjny, w którym uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, ukazał dramatyczny brak koordynacji pracy policji, służb drogowych, mediów, sztabów kryzysowych i instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo metropolii.

Przez cztery godziny mozolnej jazdy między Tychami a Katowicami nie doświadczyłem ani razu takiej współpracy; wręcz przeciwnie - miałem wrażenie pełnego bałaganu i prawdziwego dyskomfortu. Co dopiero czuć musieli pacjenci ośmiu, jak policzyłem, karetek pogotowia na sygnale, przesuwających się w ślimaczym tempie między ciasno ustawionymi samochodami, które miały minimalne tylko możliwości zjazdu. A wystarczyło z obu stron tego gigantycznego korka ulokować specjalne służby informujące o sytuacji, objazdach, drogach alternatywnych.

Dziesiątki aut jadących od strony Pszczyny i Tychów do autostrady mogły dotrzeć przez Mikołów i Gliwice, omijając drogowego tasiemca. Nie spisały się stacje radiowe i te lokalne, i te ogólnopolskie, choć wiadomo jak wielu kierowców w trudnych sytuacjach liczy na szybki i precyzyjny przekaz. Owszem, informacja o zdarzeniu znalazła się na czele doniesień, tyle tylko, że była niepełna i utrudniała rozumne zachowanie "zakorkowanych". Dowiadywałem się z niej, że tasiemiec liczy 5 kilometrów, choć na włączonym przeze mnie liczniku odległości pojawiło się ostatecznie 12 kilometrów; że tunel pod katowickim rondem jest zamknięty, choć był już otwarty; że zablokowane są wjazdy na autostradę, bez wskazania, w którym punkcie można na trasę wjechać.
Bezwzględnie konieczne są inwestycje w tablice świetlne ulokowane nad drogą DK1, obecne we wszystkich niemal krajach "starej" Unii Europejskiej. Wyczyta z nich kierowca, w jakiej odległości rozpoczyna się korek, z jaką prędkością powinien podróżować i jakie są możliwe objazdy. Całością poczynań powinien kierować jeden człowiek, skomunikowany z wszystkimi służbami odpowiedzialnymi w tym przypadku za stan dróg i bezpieczeństwo ich użytkowników.

Winien dysponować listą firm stanowiących rodzaj pogotowia ze sprzętem ciężkim i jego operatorami. Mam absolutną pewność, że bez koordynacji działań ludzi i instytucji sytuacja szybko się powtórzy i będziemy po raz kolejny świadkami uzasadnionego gniewu obywatelskiego. Najlepsza nawet praca policji, służb drogowych, sztabów kryzysowych nie zapobiegnie podobnym zdarzeniom, jeśli nie zostanie oparta na sieci dobrych powiązań między nimi.

Ważne jest także jednoznaczne wskazanie instytucji i osób odpowiedzialnych za poszczególne segmenty działań w trudnych zdarzeniach oraz zakres formalnych konsekwencji za niedopatrzenia w trakcie tych regionalnych sytuacji nadzwyczajnych. Z zakłopotaniem czytam, słucham i oglądam osoby obciążające się nawzajem odpowiedzialnością za środowego giganta. Trzeba mieć odwagę uderzenia się we własne, a nie cudze piersi - przecież to tylko wywrotka ciężarówki. A co się stanie, jeśli - nie daj Bóg - dojdzie do naprawdę wielkiego nieszczęścia? Henry Ford, miłośnik motoryzacji i jej wielki rewolucjonista, mawiał w takich sytuacjach: "Każda porażka może być potraktowana jako pretekst do rozpoczynania wszystkiego od nowa w lepszym niż dotychczas stylu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!