Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między niebem a ziemią

Marek S. Szczepański
Pojawiły się głosy, że to Rosjanie przygotowali zamach na Pierwszego Pasażera

W pierwszej połowie stycznia Międzypaństwowa Komisja Lotnicza, unieśmiertelniona w debacie publicznej jako MAK, opublikowała raport o katastrofie smoleńskiej. Jest to sprawozdanie tyleż pedantyczne, czasami nawet perfekcyjne, co niekompletne i niewystarczające. Nie mam kompetencji do oceny szczegółowych zapisów tego obszernego dokumentu, przedstawionych przez carycę lotnictwa rosyjskiego, Tatianę Anodinę. Ufam jednak, że zasób zdrowego rozsądku w stopniu wystarczającym pozwala na ogólną ocenę tragicznego zdarzenia.

Przede wszystkim, dramatyczna prezentacja rosyjska pomija rzeczywisty udział kontrolerów lotu i ich przełożonych, ulokowanych w baraku, niesłusznie nazywanym wieżą lotniska. Byli oni bowiem nieprzygotowani do przyjęcia statku lotniczego, a co gorsza warunki w Północnym Smoleńsku w żadnym stopniu na takie lądowanie czy nawet jego próbę, nie pozwalały. Niegotowe było lotnisko zapasowe, a wspominany w wielu wypowiedziach aerodrom w Witebsku był po prostu w tym dniu zamknięty. Żadne jednak winy i przewiny Rosjan nie upoważniają do lekceważenia błędów popełnionych przez stronę polską. Ten lot, jak dzisiaj to wiemy, nie powinien w ogóle mieć miejsca, a jeśli już - to lotniskiem docelowym winno być podmoskiewskie Wnukowo. Polskich defektów proceduralnych i decyzyjnych było tak wiele, że nakazują podjęcie poważnej debaty, głównie w kręgu profesjonalnym, nad sanacją sił powietrznych i szerzej: całego lotnictwa. Być może nieuchronne, oprócz radykalnych przeobrażeń procedur, okażą się zmiany personalne na najwyższych i wysokich szczeblach rządowych i wojskowych.

Na smoleńską katastrofę złożyła się, mówiąc przesadnie, cała Polska, z jej bałaganem organizacyjnym, lekceważeniem procedur, brawurą, politycznymi naciskami, niesterylną kabiną pilotów i Bóg wie czym jeszcze. Nie można też lekceważyć bałaganu po rosyjskiej stronie, choć społeczna roztropność podpowiada, że ten udział jest niezestawialny w porównaniu z polskim.

W trakcie emocjonalnych dyskusji politycznych pojawiły się radykalne głosy, że to Rosjanie przygotowali - majstersztykowy - jak im się wydawało, zamach na Pierwszego Pasażera. Miał to być odwet za wsparcie Gruzji i jej przywódcy w krótkiej, choć wyniszczającej wojnie z Rosją. Przyjaciele Moskale mieli się też obawiać reelekcji śp. Lecha Kaczyńskiego na najwyższy urząd w Rzeczpospolitej. To prawda, polityka tragicznie zmarłego - a nie poległego, bo to istotna różnica - prezydenta nie sprzyjała budowaniu dobrych relacji z Rosją, a wręcz te stosunki zasadniczo utrudniała. Jeszcze gorzej wygląda sprawa ponownego wyboru. Znam ważniejsze sondaże przedwyborcze i mogę z przekonaniem powiedzieć, ze szanse reelekcyjne były bardzo ograniczone. Dopóki nie ma istotnych dowodów świadczących o intencjonalnym zamachu, należy ten typ retoryki uznać za realizację politycznych ambicji aktorów uczestniczących w sporze o smoleńską hekatombę.

Na marginesie tych zdarzeń z najwyższą życzliwością myślę o bliskich osób, które zginęły na rosyjskiej ziemi. Wielu z nich z założenia nie uczestniczy w dialogu publicznym, przeżywając intymnie, często bardzo dramatycznie, śmierć najbliższych. Katastrofę smoleńską i jej uwarunkowania należy bezwzględnie wyjaśnić i opisać, ale z szacunkiem dla tych, którzy na tym ziemskim łez padole pozostali. Nie rozumiem, dlaczego dziennikarze wysokonakładowego dziennika ze szczegółami godnymi anatomopatologów opisali obrażenia niektórych ofiar, podkreślając, że musiały one konać nawet przez kilka minut. Czy tak trudno zdobyć się na odrobinę smaku i empatii?

W rodzimych mediach pojawiła się też informacja o proponowanej przez Prokuratorię Generalną wysokości zadośćuczynienia finansowego. I w tym przypadku takie enuncjacje uważam za całkowicie zbędne, a nawet obelżywe. Państwo winno podjąć bezpośredni, choć całkowicie dyskretny, dialog z bliskimi ofiar, którzy tego dialogu potrzebują. Inaczej pojawią się przypuszczenia, że niektóre rodziny cechuje chęć spieniężenia żałobnej świadomości. Z pewnością tym dialogiem należy objąć też krewnych ofiar wcześniejszej katastrofy CASY. Pamiętajmy w takich przypadkach powiedzenie Napoleona Bonaparte, że cierpienie wymaga więcej odwagi niźli śmierć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!