Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy familoku przy Mielęckiego w Radlinie do domu wchodzą przez okno

Kinga Markowska
Kinga Markowska
Od pożaru familoku przy ulicy Mielęckiego w Radlinie minęły już ponad cztery miesiące. Nasi dziennikarze sprawdzili, czy prace związane z remontem obiektu już się rozpoczęły. Na miejscu przeżyliśmy szok, bo okazało się, że nadal mieszka tam jeden lokator i do domu musi wchodzić oknem!

- Władze spółdzielni zaraz po pożarze zaproponowały mi mieszkanie zastępcze. Miałem wprowadzić się do pokoju o powierzchni 16 metrów kwadratowych i zamieszkać z osobą, której nie znałem. W pomieszczeniu nie było nawet miejsca na wniesienie mebli. Nie przyjąłem tej propozycji - opisuje Marek Jeworski, który do dnia dzisiejszego przebywa w jednym z mieszkań spalonego familoku.

- Poprosiłem władze miasta o przyznanie innego lokum. Chciałem pomieszczenie nawet sam wyremontować. To nie miały być luksusy. Chciałem tylko mieszkać sam, bo człowiek ma prawo do odrobiny prywatności - tłumaczy Jaworski.

Marek Jaworski w urzędzie miasta był sześć razy, ale z władzami udało mu się porozmawiać tylko raz. - Potem nagle nikt już nie miał dla mnie czasu. Zrezygnowałem z szukania pomocy w urzędzie i wróciłem do mieszkania tutaj. Chyba wszystkim było to na rękę - wyjaśnia Jeworski.

Budynek zniszczonego przez ogień familoku zaraz po pożarze został ogrodzony i zamknięty na cztery spusty. Teoretycznie nikt nie miał mieć do niego wstępu, bo nie wyraził na to zgody nadzór budowlany. Jak twierdzą władze spółdzielni, o tym, że ktokolwiek jeszcze tam mieszka, nie miały pojęcia.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
- Wszystkim lokatorom zostały przyznane mieszkania zastępcze. Policja obiecała, że w tym miejscu będzie prowadzić wzmożone patrole i sprawdzać, czy nikt nie demoluje mieszkań - wyjaśnia Artur Pluciński, członek zarządu spółdzielni mieszkaniowej "Marcel", do której budynek przy ulicy Mielęckiego należy. Jednak uchylonych okien i firanek trudno jest nie zauważyć.

- Do mieszkania nie mogę wejść drzwiami, ponieważ zostały one zamknięte w obawie przed złodziejami. Teraz, aby dostać się do własnego mieszkania, muszę wdrapywać się na wysokość 2 metrów do framugi okna. To żenujące, że człowiek musi żyć w takich warunkach. W jednym pokoju udało mi się zebrać cały dobytek, który i tak co chwilę jest zalewany, kiedy tylko pada deszcz - wyjaśnia Marek Jeworski.

Aby zobaczyć w jakich warunkach żyje Marek Jeworski na początek trzeba wykazać się odrobiną sprawności fizycznej, bo wejście do jego domu nie jest proste. Naszym dziennikarzom po murze udało się wejść do środka.

- Za każdym razem kiedy pada deszcz wszystko trzeba stawiać na środku pokoju, bo inaczej zamoknie. Woda leje się po ścianach - opisuje swoje życie lokator.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Z pomocą panu Markowi przyszli sąsiedzi. To dzięki ich gościnności mężczyzna ma się gdzie wykąpać i wyprać ubrania. W pięciolitrowych butelkach Marek Jeworski od sąsiadów przynosi wodę.

- Nie wiem, jak długo można nadużywać czyjejś gościnności. W pewnym momencie wszystkim kończy się cierpliwość. Mnie samemu też zaczyna już jej brakować - dodaje lokator.
W to, w jaki sposób potraktowany został Marek Jeworski, nie mogą uwierzyć jego sąsiedzi z pobliskich familoków.

- Władze miasta, spółdzielni a nawet policja patrzą w inną stronę. Nikt nie chce tego problemu widzieć - mówi pani Anna Nosek, która mieszka niedaleko spalonego familoku.

W obecnej sytuacji problemu nie widzi też burmistrz miasta, Barbara Magiera:
- Z tego co mi wiadomo, mieszkania na parterze nie zostały zniszczone i da się tam nadal mieszkać. Poza tym mamy prawo zakwaterować dwie osoby na powierzchni 16 metrów kwadratowych, bo ustawowo jednej osobie przysługuje 5 metrów kwadratowych - wyjaśnia pani burmistrz. Dla samotnego lokatora, tłumaczenie władz miasta to jednak marne pocieszenie.

- Skoro warunki w jakich mieszkam są dobre, to zapraszam panią burmistrz do siebie na tygodniowe wakacje. Wątpię, czy w ogóle uda jej się do mnie wejść przez okno - podsumowuje smutno Marek Jeworski. Remont familoku ma zacząć się w sierpniu.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!