Mikołów. Powiedział strażakom, że jest uwięziony w windzie. A... leżał w szpitalu

Powiedział, że jest zatrzaśnięty w windzie budynku przy ulicy Rybnickiej w Mikołowie.

Strażacy pojechali, ale wskazanego budynku nie potrafili znaleźć. Po pół godzinie poszukiwań, po dwudziestej drugiej, zadzwonili do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji z prośbą o ustalenie właściciela telefonu, z którego otrzymali wezwanie. Udało się. Ustalono zarówno nazwisko właściciela, jak i adres zamieszkania. W Łaziskach Górnych.

Policjanci pojechali tam. Drzwi otworzyła im zdziwiona była żona właściciela telefonu.

Kolejne dochodzenie przyniosło zaskakujący finał tej historii.

Okazało się, że mężczyzna, który wzywał strażaków do uwolnienia go z windy jest... pacjentem szpitala w Orzeszu i, jak policjanci usłyszeli od personelu medycznego, nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. „Cała sytuacja była więc najprawdopodobniej wynikiem nudy, a interwencja policjantów i strażaków zupełnie niepotrzebna”, czytamy w policyjnej notce.

Sprawa będzie miała swój epilog w sądzie, do którego policja wystosowała wniosek o ukaranie za „wywołanie fałszywego alarmu”, jak czytamy w policyjnej notce. Za takie przewinienie Kodeks wykroczeń przewiduje karę aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł.

„Policja oraz inne służby ratujące życie zawsze reagują na każde zgłoszenie. Niestety, na te fałszywe również. Zaangażowanie policjantów bądź ratowników do zupełnie niepotrzebnych zgłoszeń uniemożliwia lub wydłuża czas udzielenia pomocy tym, którzy potrzebują jej naprawdę”, tłumaczy policja mikołowska na swojej stronie internetowej.

Historia nudzącego się pacjenta powinna być jednak przestrogą przed podobnymi żartami. Bo na szczęście, jest możliwość identyfikacji nadawcy zgłoszenia i pociągnięcia go do odpowiedzialności.