Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Minkina, prezes PZHL: Związek jest bankrutem. Chcemy odzyskać pieniądze od poprzedniego prezesa

Rafał Musioł
Rafał Musioł
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Lucyna Nenow / Polska Press
Rozmowa z Mirosławem Minkiną, prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.

Jaka jest sytuacja finansowa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie?
Ze sprawozdania, które wkrótce zostanie opublikowane, wynika, że dług związku wynosi około 19,5 miliona złotych. Rok temu było to 18,5 miliona, ale chociaż nie zadłużamy się już z bieżącej działalności to mocno rosną nam odsetki.

Istnieje jakiś plan wyjścia z tej spirali?
Ponad dwa lata temu wystąpiliśmy do naszego największego wierzyciela, czyli Ministerstwa Sportu i Turystyki, o umorzenie całej kwoty, jaką jesteśmy mu winni. To 6 milionów złotych plus obecnie 2 miliony odsetek. Odpowiedź była negatywna. Zwróciliśmy się więc w marcu obecnego roku o rozłożenie spłat zasadniczego długu na 96 rat i umorzenie odsetek oraz uzyskanie 1,5 roku karencji w spłacie. Jest szansa, że decyzja będzie pozytywna. To oznacza, że z zajęć komorniczych na 13 milionów złotych zostanie nam do spłaty około 5,5 miliona dla ponad dziewięćdziesięciu wierzycieli.

Mają szansę na odzyskanie swoich pieniędzy?
Na konto komornika regularnie wpływają pewne środki, głównie z opłat klubów związanych z rozgrywkami, ale nie są to kwoty pozwalające na równoważenie rosnących odsetek. Z wierzycielami prowadzimy częste rozmowy i są to rozmowy na ogół bardzo pozytywne. Mamy zapowiedzi rezygnacji z odsetek albo nawet z części głównej kwoty w zamian za spłacenie pozostałej sumy. Po takich operacjach kwota długu może wynieść realnie 3-3,5 miliona złotych. Połowę chcielibyśmy spłacić przez ten okres karencji, jeśli taką dostaniemy od ministerstwa.

Ciągle jednak rozmawiamy o milionach, których PZHL nie ma...
To prawda, sama karencja niczego jeszcze nie zmienia i stanowi tylko pierwszy krok. Ministerstwo zdaje sobie z tego sprawę, zresztą nie ukrywaliśmy niczego w czasie bezpośrednich rozmów, i obiecało nam pomoc w pozyskaniu sponsora, który ustabilizuje naszą sytuację ekonomiczną. Takiego, który przez 4-5 lat byłby w stanie przekazywać 3-4 miliony złotych rocznie.

Taka droga, o której pan mówi, wskazuje na spółkę Skarbu Państwa.
Tak. Szczerze mówiąc, powyższych warunków nie spełni żaden inny sponsor. Wiem, bo wielu z nich próbowałem namówić na współpracę.

Co oferujecie takiemu sponsorowi?
Wszystko, czego będzie oczekiwał, włącznie z tytularnym sponsorem ligi i reprezentacji. Zapewniam, że warto. Ekwiwalent reklamowy, który generuje Polski Hokej (reprezentacja i PHL) sięga nawet blisko 14,5 mln zł miesięcznie, jak to miało miejsce w kwietniu tego roku.

Związek zarabia jakieś pieniądze?
Nawet organizując duże imprezy, jak mistrzostwa świata, nie jesteśmy w stanie przynieść milionowych przychodów. Te środki, które są, wystarczają na administrację i pokrycie kosztów biura.

Śląski Dom Hokeja mocno was wspiera?
To bardzo cenna inicjatywa i mam wielkie słowa uznania dla marszałka województwa oraz prezydentów Katowic i Tychów. Bez tego ostatniego nie byłoby ostatnich mistrzostw. Chociaż miasto nie dało gotówki to użyczenie lodowiska, ludzi, zabezpieczeń było bardzo cenne. Sporo wskazuje na to, że do tej grupy dołączy też Sosnowiec.

Skoro nie macie własnych pieniędzy, to w jaki sposób organizujecie wydarzenia rangi mistrzowskiej?
Przez swoiste „by-passy”, to znaczy dzięki dotacjom na celowe działania z ministerstwa i Polskiego Komitetu Olimpijskiego. To umożliwia finansowanie reprezentacji wszystkich kategorii czy opłacanie sztabów trenerskich.
Tych pieniędzy nie jest w stanie zająć komornik?
One nie przechodzą przez konta PZHL, trafiają do Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie lub Polskiej Hokej Ligi.

Wierzyciele nie mają pretensji widząc taki proceder?
Taką decyzję podjęło ministerstwo, ale to są środki publiczne na obsługę zadań, więc komornik i tak nie mógłby zająć tych pieniędzy, bo one są „znaczone”. W podobny sposób funkcjonuje także Polski Związek Kolarski. Bez tych środków już nie byłoby polskiego hokeja.

Co fizycznie zajął komornik?
Niewiele. Meble biurowe na 3000-4000 zł, używane i w takim stanie, że nikt nie przystąpił do licytacji. Zajęte są także konta związku, na które wpływa co roku blisko 100.000 zł z opłat klubów. Pewien czas temu sąd wyznaczył jednego komornika, co ułatwia nam sprawę, bo wcześniej było ich kilku.

Trofeów w gablotach komornik nie zamierzał licytować?
To byłby pewnie bardzo medialny pomysł, ale nierealny. Nie mają określonej wartości, to raczej sentymentalne pamiątki.

Czas przejść do źródeł. Skąd wziął się ten dług, o którym rozmawiamy?
Z działań poprzednich władz związku. Oni też dostawali takie pieniądze, ale wydawali je niezgodnie z przeznaczeniem. Mechanizm był taki: Związek dostawał jakieś imprezy, co oznaczało, że musiał mieć wkład własny. Prezesi nie mieli tych pieniędzy, więc wydawali dotacje z ministerstwa, licząc, że pokryją tę dziurę z kasy sponsora. Takiego nie udawało się pozyskać i deficyt rósł, a z ministerstwem nie można było się rozliczyć, bo środki nie trafiły na ten cel, na który powinny. I to się właśnie wykoleiło. W 2016 udało się jakoś łatać, w 2017 skończyło się katastrofą.

Poda pan przykłady?
Chociażby pamiętny konflikt z zawodnikami, którym obiecano 300 zł dniówki na zgrupowaniu, bez żadnego pokrycia w kasie związku. Albo 150 000 zł premii za utrzymanie w Dywizji I A na mistrzostwach w Katowicach. Tylko te pomysły kosztowały pół miliona złotych. Dlatego po zostaniu prezesem powiedziałem wprost reprezentantom, że Związek jest bankrutem, a w kadrze będą grać dla honoru i zaszczytu. Dziś mamy sytuację, w której zawodnicy nie odmawiają gry w Biało-Czerwonych barwach i wszystko przedstawiane jest im jasno i uczciwie.

Jak przez pewien czas ukrywano zapaść?
Te sprawy wychodzą dopiero teraz. Mamy na przykład jedną mocną sytuację. 28 grudnia 2016 roku prezes zaciągnął pożyczkę z Uczniowskim Klubem Sportowym Żak z Koszalina na kwotę 500 000 zł, oprocentowaną w skali roku na 40 procent. Podpisali to prezes Chwałka i jeden z członków zarządu. Inni członkowie władz nic o tym nie wiedzieli. Znalazłem tę umowę w czasie kontroli w księgowości.

Czy były prezes Chwałka poniesie jakieś konsekwencje?
Pierwszą sprawą, jaką zgłosiliśmy była pożyczka w wysokości miliona zł, jaką pan Hałasik udzielił Związkowi. Pewnego dnia pożyczkodawca podszedł do prezesa i powiedział, że do spłaty zostało 250 tysięcy plus 280 tysięcy odsetek, ale jest gotowy z nich zrezygnować, jeśli dostanie zasadniczą kwotę. I prezes Chwałka, znów bez wiedzy zarządu, akceptował by ten dług został zbyty pewnej firmie za 250 000 zł, które trafiły do pożyczkodawcy. Tyle, że ten dług w całości, czyli 530 000 zł nadal obciążał PZHL. Gdy Chwałka przestał być prezesem okazało się, że ma nierozliczone delegacje na ponad pół miliona złotych (!) i oświadczył, że skompensuje ten dług tymi 530 000 zł, które sam nabył od tej zewnętrznej firmy. Nie zgodziliśmy się na to i oddaliśmy do sądu sprawę o działanie na niekorzyść Związku, która została jednak oddalona. Teraz założyliśmy sprawę kompleksową z powództwa cywilnego, co wcześniej nie było możliwe, bo trzeba wpłacić wysoką kaucję, a na to nie mieliśmy środków. Po długich staraniach uzyskaliśmy z niej zwolnienie, co od razu zostało zaskarżone przez pozwanych. W tej sprawie ubiegamy się o 1,7 mln zł od panów Chwałki i Wierzbowskiego, co i tak jest tylko częścią spowodowanej przez nich straty.

W przypadku wygranej sprawy realne uzyskanie takiej kwoty jest nierealne...
Ale poczucie sprawiedliwości też jest ważne.

Ocena, że związek jest bankrutem, pozostaje aktualna?
Sytuacja jest bardzo trudna, więc trzeba to przyznać. Polski hokej funkcjonuje tylko dzięki determinacji obecnych ludzi pracujących na jego rzecz. Żeby złapać względny oddech przez ponad rok pracowaliśmy na zasadach wolontariatu. Musieliśmy zrezygnować z biura w Warszawie, gdzie pracowało 15 osób i wszyscy poszli na zwolnienia lekarskie, znaleźć nowych prawników. Dzięki temu jesteśmy w stanie w ogóle funkcjonować. Obecnych pracowników, w zakresie zadań zleconych przez ministerstwo opłacamy ze środków ministerialnych, w pozostałych zakresach z kwot administracyjnych wpłacanych przez kluby, które utrzymują niezbędnych dla działania Polskiej Hokej Ligi administracji, komisarza, księgowego itp. Zarobki też są znacznie niższe niż w okresie warszawskim, gdzie średnia wynosiła 6 000 zł.

Niedawno w Tychach odbyły się mistrzostwa świata Dywizji I B. Jakie ma pan po nich odczucia? Udało się zarobić?
Jesteśmy zadowoleni. Średnia frekwencja na meczach Polaków wyniosła około 75 procent, a nasza reprezentacja wywalczyła awans. Zawsze oczywiście można coś poprawić, ale patrząc na to, jak organizowane są podobne imprezy to my naprawdę mamy zawody na bardzo dobrym poziomie. A na drugą część pytania odpowiem tak: nie dopłaciliśmy. Pojawiły się opinie, że bilety były drogie. Nie zgadzam się z tym, a wspomniana frekwencja potwierdza moją opinię. Zresztą wpływy z biletów nie są w całościowym bilansie kluczowe.

Wracając do poszukiwań sponsora. Czego brakuje lidze, żeby pozyskać takiego tytularnego patrona?
Nie do końca potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Poziom sportowy idzie w górę, emocje są duże, lodowiska wyglądają coraz lepiej. Uważam, że słuszną decyzją było pozostawienie ligi jako zawodowej w formule otwartej.

Może za mało jest hokeja w telewizji?
Nasz ekwiwalent medialny wynosi już 50 milionów złotych rocznie, ale żeby dziś przekonać sponsora trzeba go pokazywać i to regularnie. Uważam za sukces fakt, że powołaliśmy własną telewizję internetową Polskihokej.tv, w której za opłatą można oglądać mecze, raz w tygodniu było to w formule otwartej, ale w przyszłym sezonie od tego odejdziemy. Zdajemy sobie jednak sprawę z siły telewizji publicznej, z którą mamy umowę na Superpuchar i Puchar Polski oraz mecze finałowe (w tym sezonie pokazano też półfinałowe). Pojawił się pewien pomysł, by co tydzień jeden mecz był pokazywany, na przykład w niedzielę o 19. Właśnie o tym rozmawiamy z trzema stacjami. Chcemy, żeby transmisja znalazła się w ramówce w Krakowie, Katowicach i Rzeszowie, co daje wielki potencjał widzów, prawie jednej czwartej całej ludności kraju. Tyle, że musimy w tym partycypować w kosztach. I znów: jak będzie sponsor, nie będzie problemu. Nawiasem mówiąc dlatego kładziemy duży nacisk na wygląd lodowisk i band. Efekty już są, hokej zaczyna wyglądać w telewizji naprawdę dobrze.

Polskihokej.tv jest opłacalny dla związku?
Polskihokej.tv jest opłacalny do polskiego hokeja. Związek nim nie zarządza, bo jest ubezwłasnowolniony ze względu na długi. Na transmisjach zarabiają także kluby, bo z każdych 16,99 złotych za transmisję po 4 zł trafia do występujących w meczu stron. Generalnie polskihokej.tv sam się finansuje, a oglądalność jest zadowalająca.

Jest szansa na zwiększenie liczby zespołów w PHL?
Sprawa narodziła się podczas mistrzostw w Tychach. Strona ukraińska zwróciła się do nas z pytaniem o możliwość dołączenia do ligi ich zespołów. Zainteresowany jest Sokół Kijów, dwunastokrotny mistrz Ukrainy. Jeśli spełnią warunki, czyli opłaty administracyjne, wykupią dziką kartę za 300.000 zł i przedstawią zabezpieczenie budżetu na 600.000 euro to nie będziemy robić problemów. Są już nawet opcje dla bazy tego klubu, w grę wchodzi np. Opole albo Bytom, czyli ośrodki bez zespołu na szczeblu centralnym. Przypomnę, że formuła PHL dopuszcza rozbudowę rozgrywek o dziewięć zagranicznych zespołów. Decyzja powinna zapaść w ciągu najbliższego miesiąca.

Przechodząc do tematów mniej związanych z pieniędzmi.Dlaczego nie wyrzuciliście z rozgrywek hokeistów z Rosji i Białorusi?
To się jednak z finansami też wiąże. Oddaliśmy tę decyzję w ręce klubów. Istniało duże ryzyko, że administracyjny nakaz rozwiązania kontraktów z zawodnikami z tych krajów wiązałby się z koniecznością wypłat przez związek możliwych odszkodowań. Jako związek zrobiliśmy to, co powinniśmy, czyli zwróciliśmy się do światowej federacji o wykluczenie narodowych związków i zawieszenie w rywalizacji sportowej Rosji i Białorusi i to zostało zaakceptowane.

Z drugiej jednak strony toczy się też gorąca dyskusja o limitach dla polskich zawodników. Projekt mówił, że każda z drużyn ma mieć w składzie minimum sześciu Polaków, w kolejnym sezonie ośmiu, a następnym dziesięciu.
To największy obecny spór. Kluby mocno naciskały że nie ma tylu zawodników na rynku, a przeciętni i słabi, ściągani z konieczności, obniżą jakość zespołu. Sanok, który był zwolennikiem limitów, już zmienił zdanie, bo uważa, że stawki dla krajowych dobrych hokeistów pójdą w górę, bez tych zawodników nie będzie wyniku sportowego, a bez niego odejdzie sponsor i klub upadnie... My, jako związek, patrzymy jednak także na interes reprezentacji. Możliwa jest opcja, że wystartujemy od sześciu i co roku będziemy podnosić o jednego. Za chwilę jednak takie ustalenia nie będą chyba miały podstaw, bo Unia Europejska już wysłała do Ministerstwa Sportu i Turystyki zapytania i wyraźnie prowadzi działania, by znieść wszystkie ograniczenia wynikające z przynależności narodowych i uznać je za niezgodne z prawem.

I co wtedy?
Wyjściem byłoby powołanie klubu Team Poland, na kształt niedawno grającej w lidze reprezentacji młodzieżowej. Tyle, że w pełnej formule rywalizacji. Na to jednak też potrzeba pieniędzy, minimum 1,4 mln zł, wliczając wynagrodzenia dla zawodników i sztabu, koszty przejazdów na mecze itp. Ale zysk szkoleniowy jest oczywisty, no i powstanie ośrodek, który pozwoli przyszłym reprezentantom kraju regularnie się ogrywać, a nie siedzieć na ławie, żeby limit się zgadzał.

Ostatnie pytanie o reprezentację. Dywizja 1 ma przejść na nowy system rozgrywek. Obie stawki A i B mają rywalizować na jednym szczeblu, w dwóch miastach, na lodowiskach o pojemności minimum 4.000 i 2.000 widzów. Co pan na to?
Projekt najwcześniej wejdzie w życie w 2024 roku. To dobre rozwiązanie, także z punktu widzenia sponsorów, bo nazewnictwo też ma ulec zmianie, nie będziemy mówić o drugiej czy trzeciej lidze, tylko o Dywizji Złotej, Srebrnej itp. Mamy pomysł na zorganizowanie takich mistrzostw wspólnie z Litwą, która złożyła taką propozycję. Nasze mecze odbywałyby się na przykład w Sosnowcu, gdzie powstaje nowoczesny obiekt, a ich w Kownie. Mocno dążę do tego, żeby ta idea została w 2024 zrealizowana.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera