Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mówią organiści: Ksiądz ma lepiej niż my, on na każdej mszy być nie musi

Anna Zielonka
A oto Michał Fiuk z parafii pw. Polskiej Golgoty Wschodu w Będzinie
A oto Michał Fiuk z parafii pw. Polskiej Golgoty Wschodu w Będzinie Lucyna Nenow
Organiści kochają dźwięk kościelnych organów i nie wyobrażają sobie, aby mieli na nich więcej nie zagrać. Ale zawód, który wykonują, zmusza ich do wielu wyrzeczeń. Aby grać, trzeba więc poczuć powołanie. Pisze Anna Zielonka

W katedrze i w małym kościółku. Rano i wieczorem. W tygodniu i w weekendy i wszelkie kościelne święta. I to po kilka razy dziennie… Zawsze na posterunku i w pełnej gotowości. O kim mowa? Organista nie ma łatwej pracy. Prawie zawsze, z wyjątkiem choroby czy urlopu, musi być dyspozycyjny. Jeśli na przykład zaplanował sobie wyjazd, a w ostatniej chwili "wyskoczy" pogrzeb, swoje osobiste plany musi odstawić w kąt. Zarobek organisty w większości też nie jest wygórowany, tylko w pojedynczych przypadkach kościelni muzycy zarabiają sporo. - C'est la vie - mówią organiści. - Jeśli ktoś kocha grać na organach, taki tryb życia nie jest ciężarem.

Wspięliśmy się na chóry czterech kościołów, by wypytać organistów o blaski i cienie zawodu.

Z kolejowego do katedry

- To po prostu jest w człowieku. Od dziecka ciągnęło mnie do klawiszy. Brałem lekcje gry na fortepianie - uśmiecha się Paweł Koch, organista w sosnowieckiej katedrze pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Z zadowoleniem spogląda na katedralne organy. - To dobry instrument, stary, nadgryziony przez ząb czasu, ale gra na nim to prawdziwa przyjemność. - A zaszczyt? - pytam. - To przecież organy w kościele matce wszystkich świątyń całej sosnowieckiej diecezji - sugeruję.

Pan Paweł się zamyśla. - Tak, ma pani rację - przyznaje. - Ale ja nie czuję podziału. Gra w kościele parafialnym nie jest mniejszym zaszczytem niż praca w katedrze. Wszędzie gra się dla Boga i dla ludzi - dodaje. Pracę organisty rozpoczynał w maleńkiej świątyni w samym sercu Sosnowca. Jako mały chłopiec razem ze swoją siostrą przychodzili do kościółka kolejowego, aby posłuchać, jak gra ich dziadek, Karol Koch, znany organista. - A później ten sam proboszcz, przy którym grał mój dziadek, ks. Bolesław Chwalba, poprosił mnie, abym to właśnie ja grał do mszy świętych. Miałem wtedy 14 lat i ogrom-ną tremę - na to wspomnienie pan Paweł znów się uśmiecha. Przekonania, że musi zostać organistą, nabrał w szkole muzycznej.

- Mój profesor, widząc, że lubię kompozycje Bacha, zapytał mnie, co chcę robić w życiu. I właśnie wtedy to poczułem. To było tak, jakby diakona zapytać przed święceniami, czy chce zostać księdzem - podkreśla z żarem w głosie. Dużo zawdzięcza Tadeuszowi Pamule, wieloletniemu organiście katedralnemu, który uczył go gry na organach. W tym roku mija 20 lat pracy pana Pawła. Współpraca z proboszczami parafii, w których grał, różnie się układała. Ze swojej profesji nie zamierza jednak rezygnować. To jego powołanie. Dlatego ubolewa nad tym, że dzisiejsza młodzież ma zupełnie inne podejście do gry w kościele. - Kiedyś ludzie grali z miłości do muzyki. Dziś liczą się przede wszystkim pieniądze. Chcą grać na mszach św., pogrzebach, ślubach, bo tam mogą zarobić, ale żeby założyć chór lub inną grupę, nawet im przez myśl nie przejdzie.
Oczywiście, nie chcę generalizować. Organiści z prawdziwego zdarzenia nadal się zdarzają - dodaje.

Wolał organy niż futbol

Daleko szukać nie trzeba. 24-letni Michał Fiuk z Będzina-Syberki pracę organisty rozpoczął w wieku 15 lat. Twierdzi, że od gry w piłkę nożną wolał organy i chodzenie po górach. Na spotkanie z nami założył smoking, na białej koszuli odznacza się czarna muszka. - Zawsze pan jest taki elegancki w pracy? - pytamy. - Staram się - uśmiecha się promiennie. - Roboczy strój nie pasuje do kościoła, psuje nastrój i podniosłość wydarzenia - przekonuje.

Z wykształcenia jest... chemikiem i nadal studiuje w tym kierunku. Mimo to na swoim koncie ma pracę w kilku parafiach, m.in. w kościele katedralnym. Zdecydował się jednak na Sanktuarium Polskiej Golgoty Wschodu w Będzinie. - Mieszkam blisko kościoła, poza tym lubię grać na organach, które są w tej świątyni. To sprzęt cyfrowy, prawdziwe cudo - zachwyca się pan Michał. Przyznaje, że praca organisty nie jest łatwa, bowiem cechują ją nienormowane godziny pracy. - Ale co z tego? - pyta. Gdy zasiada przy swoim ulubionym instrumencie, zmęczenie staje się nieważne. W tygodniu gra rano i wieczorem, a czasami w środku dnia, a w weekendy "zalicza" sześć mszy świętych. Oprócz tego codziennie o 21 gra Apel Jasnogórski.

- Normalnie jak ksiądz - stwierdzam żartobliwie. - Z całym szacunkiem dla księży, ale myślę, że oni mają łatwiej - odpowiada. - Na przykład gdy w parafii jest proboszcz i kilku wikariuszy, to oni dzielą się mszami, a organista gra cały czas - wyjaśnia. Dlaczego właśnie wybrał organy? - Bo są królem instrumentów. Można wydobyć z nich niesamowite melodie.

Jest dowodem na to, że w dzisiejszych czasach organista musi być multimedialny. Oprócz gry na organach i śpiewu, obsługuje też komputer. - Razem z proboszczem doszliśmy do wniosku, że zamiast rzutnika zainstalujemy kolorowe ekrany. Oprócz pieśni wyświetlam na nich różne informacje, galerie zdjęć z pielgrzymek i parafialnych uroczystości - mówi. Jest animatorem muzycznym w parafii. Zachęca młodzież do działania. Planuje stworzyć parafialny chór.

Św. Anna Annie pomogła

Anna Chrobok prawie od dziesięciu lat pracuje jako organistka w parafii pw. św. Anny w Lędzinach, gdzie proboszczem jest ks. Janusz Jarczyk. Gdy uczyła się gry na organach, po cichu prosiła swoją świętą imienniczkę, aby ta pomogła jej dostać pracę w lędzińskiej świątyni.
- I św. Anna spełniła moje marzenie. Co prawda, nie pracuję na pełny etat, gram na zmianę z innym organistą, ale w tym kościele czuję się jak w domu- przyznaje. - Mam też inną pracę, ale zupełnie odmiennego typu, a poza tym z wykształcenia jestem cukiernikiem - zdradza. - Ale gdy zasiadam przy klawiaturze organów, po prostu odpoczywam od codziennych obowiązków. Ładuję wtedy moje akumulatory - pani Anna nie kryje radości.

Wszystko zaczęło się, gdy była nastolatką. Do gry na organach namówiły ją siostry elżbietanki. Skończyła 4-letnie studium organistowskie w Katowicach. Ma więc dyplom, jest fachowcem. I wbrew poglądom niektórych organistów uważa, że do mszy św. i nabożeństw mogą grać zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Bowiem organista nie jest duchownym, który "pasie swoje owieczki", ale po prostu pracownikiem. - Liczą się umiejętności i zapał do pracy, a nie to, jaką kto ma płeć - podkreśla.

- Głównym prowadzącym mszę św. jest przecież ksiądz i to on przewodzi wiernym. Z kolei organista musi współgrać z kapłanem, orientować się, w jakiej tonacji i w jakim rytmie odpowiedzieć na jego zawołanie. Takie umiejętności posiadają przecież nie tylko panowie - przekonuje pani Anna. A ze swojego talentu naprawdę może być dumna. Gra i śpiewa znakomicie, mimo że nosi... aparat słuchowy. - Cierpię na lekki niedosłuch, ale umiem sobie z tym radzić - dodaje. Dużo zawdzięcza swoim rodzicom, którzy pomogli jej zrealizować marzenia. - I nadal mogę liczyć na ich pomocną dłoń.

Z Kujaw do Jaworzna

Piotr Czarnecki za chlebem, a przede wszystkim z miłości do gry na organach, przyjechał do Jaworzna aż z Kujaw. Tam stawiał pierwsze kroki jako organista. Skończył szkołę muzyczną i 5-letnie studium organistowskie. Na Kujawach grał 12 lat. - Później miałem przerwę, podupadłem na zdrowiu i dostałem rentę - wspomina. - Poszukiwałem jednak jakiejś parafii.
Brakowało mi bowiem gry na organach. Tymczasem na Śląsku mieszkał mój brat. Dałem ogłoszenie do "Niedzieli" i tak znalazł mnie proboszcz parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Jaworznie-Ciężkowicach. Jestem tu już 10 lat - uśmiecha się. Dlaczego został organistą? Zwyciężył pociąg do muzyki. - Poza tym od małego przebywałem w kościele. Gdy dorosłem, stanąłem nawet przed wyborem: seminarium czy organistyka. Nie żałuję decyzji! - mówi. - Ja już tyle lat gram, że bez tego to nawet i żyć bym nie mógł. Nawet jak człowiek zachoruje, to ciągnie go, czegoś mu brakuje, jak nie jest na mszy św. - popada w zadumę. W Ciężkowicach nie ma człowieka, który nie znałby pana Piotra. W tak małej parafii organista to jest ktoś. - Człowiek na świeczniku - żartuje. - Ale to miły ciężar.

Organy, na których gra, to stary instrument, który wymaga remontu. - Szwankują mieszki, miech, ale ksiądz proboszcz obiecał, że zajmie się problemem - mówi z nadzieją w głosie. Jednak umie sobie radzić. - Ostatnio dwa dni poświęciłem na naprawę. Jak mogłem, tak posklejałem. I działa - przyznaje z zadowoleniem. Jedyną wadą jego zawodu jest problem ze znalezieniem zastępcy. Niewielu młodych ciągnie do tego zawodu.

Organiści w całej Polsce, choć większość kocha swój fach, narzekają na pensje, które dostają. Zarabiają około 2 tys. złotych brutto i to tylko wtedy, gdy trafią do dobrej parafii. Coraz mniej organistów roznosi też opłatki i chodzi po kolędzie. Sytuację ratują śluby, chrzciny i pogrzeby. Tam można dorobić.

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA

*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE

*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!