Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Śląsku jest za mało kąpielisk. W czasie upałów chodzimy przez to na dzikie plaże i ... giniemy

Barbara Kubica-Kasperzec
Barbara Kubica-Kasperzec
Na Śląsku jest zdecydowanie zbyt mało miejsc, gdzie w razie ponad 30-stopniowych upałów mieszkańcy regionu szukać mogą ochłody i wytchnienia od lejącego się w nieba żaru. Z tego powodu ludzie pojawiają się wszędzie tam, gdzie woda jest chociaż na pierwszy rzut oka czysta i gdzie da się wejść do wody. Nie zwracają przy tym uwagi na fakt, że kąpielisko jest niestrzeżone, brakuje ratowników, a woda nie była badana. I niestety tam też giną! Tegoroczne lato dla wielu, polskich rodzin, kończy się tragicznie. Opłakują śmierć dzieci, ojców, matek. W naszym regionie, tegoroczny sezon letni najtragiczniej rozpoczął się w Raciborzu, gdzie w niespełna dwóch letnich i w miarę ciepłych miesięcy, utonęły cztery osoby. Wszystkie w tych samych, niestrzeżonych zbiornikach.

W kalendarzu dopiero połowa lipca, a w statystykach już odnotowano dziewięć ofiar śmiertelnych, które utopiły się w zbiornikach wodnych województwa śląskiego. To o jedną osobę więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.
- 89 procent wszystkich utonięć zdarza się właśnie w takich – niestrzeżonych - miejscach. Reszta, czyli zaledwie 11 procent, to utonięcia na strzeżonych obiektach, gdzie jest ratownik - mówi Wiktor Zajączkowski, prezes zarządu Śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jak zaznacza szef śląskiego WOPR, za tą statystyką kryje się najczęstsza przyczyna utonięć, czyli alkohol. - Człowiek pod wpływem alkoholu wejdzie do każdej wody, trzeźwy już nie - podkreśla Zajączkowski.

Kąpielisk jest za mało

Ale największym problemem jest zdecydowanie zbyt nikła liczba strzeżonych obiektów kąpielowych. Tych pozostających w zasobach miejskich, a nawet w rękach prywatnych w obecnym sezonie w woj. śląskim jest dokładnie 30. - To zbyt mało, dlatego ludzie poszukują innych miejsc do wypoczynku - zaznacza szef WOPR na Śląsku, dodając, że położenie woj. śląskiego - na pojezierzu antropogenicznym - sprawia, iż takie miejsca, gdzie mogłyby powstać dodatkowe punkty do kąpieli znaleźć nietrudno. Rozwiązaniem mogłoby być zaadaptowanie dzikich kąpielisk w obiekty strzeżone, na przykład po przejęciu ich przez miasto, a nawet prywatnego inwestora. Trendu na to jednak nie ma. I jak się okazuje obserwujemy całkowicie odwrotne zjawisko. - Jeszcze dziesięć lat temu obiektów kąpielowych w woj. śląskim było 55. Teraz jest ich 30. Ta liczba maleje, ponieważ jest to nieopłacalne. Takie obiekty zarabiają głównie na gastronomii, do "wody" się dopłaca - zauważa Wiktor Zajączkowski.

Wiele prywatnych obiektów, po pandemicznych latach, kiedy znacznie ograniczano ilość odwiedzających, wprowadzano obostrzenia, do teraz nie wyszło na „zero”. Przed tegorocznym sezonem niewielu zdecydowało się na jakiekolwiek inwestycje w nową infrastrukturę, podrożały za to ceny biletów, przez co mieszkańcy coraz częściej podejmują ryzyko i szukają swoich miejsc wypoczynku. Wpływ na to ma jeszcze jeden aspekt: przy ponad 30-stopniowym upale, każdy basen, kąpielisko w regionie dosłownie pęka w szwach, a tłumy też działają odstraszająco.

Tragiczny początek sezonu w Raciborzu
Tak jest na przykład w Raciborzu, mieście, w którym tegoroczny sezon letni zaczął się najtragiczniej. Od początku maja do dziś życie w wodzie straciły tam już cztery osoby. Do wszystkich tragedii doszło na dawnych, pożwirowych rozlewiskach, gdzie nie ma strzeżonych plaż, ratowników, żadnej infrastruktury. Wody nie zostały zbadane, nie wiadomo dokładnie jak głęboko tam jest, jaki jest stan wody. Mimo to ten brak wiedzy nie odstrasza miłośników kąpieli „na dziko”. - Dziwicie się ludziom, że tam chodzą? Mamy jeden basen w Raciborzu – Oborę, która w każdy wolny dzień pęka w szwach. Można wejść co najwyżej do wody i w niej postać. Na jakiekolwiek pływanie nie ma co liczyć – pisze w naszych mediach społecznościowych jedna z mieszkanek Raciborza.

Tereny dawnych żwirowisk dzierżawią wędkarze. Wokół rozlewisk, znajdujących się blisko centrum miasta, już dawno rozstawiono tablice informujące o zakazie kąpieli. - Miejsce jest dobrze oznakowane, ale jest blisko miasta, ludzie uważają, że jest tam czysta woda, więc korzystają – mówił nam po jednym z utonięć Piotr Krużołek, szef raciborskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Stale kontrolujemy to miejsce wraz z policją, zawsze jest tam sporo osób. To zbiorniki dzierżawione przez koła wędkarskie, ale nie brakuje tam amatorów kąpieli. W czasie kontroli wszyscy mówią, że tylko wypoczywają na kocyku nad wodą, a my doskonale wiemy, że wchodzą do wody - dodaje szef WOPR. To skrajnie niebezpieczne zachowanie, bowiem pożwirowe zbiorniki są bardzo groźne. - Podłoże przed laty zostało przeryte przez koparki. W niektórych miejscach mamy po 7-8 metrów głębokości - mówi Krużołek.

Niestrzeżone plaże przyciągają jak magnes

Niestrzeżone kąpieliska niczym magnes przyciągają także w innych regionach Śląska. Chociaż nad Jeziorem Żywieckim strzeżonych kąpielisk jest kilka - można bezpiecznie kąpać można się m.in. na plaży miejskiej w zatoczce Moszczanka na końcu ulicy Wita przy Ośrodku Żeglarskim Politechniki Krakowskiej, przy ulicy Plażowej w Zarzeczu, to i tak plażowiczów spotkać można na dzikiej plaży w Żywcu-Oczkowie. Podobnie zresztą jest na Pogorii IV, gdzie też nie ma wyznaczonego kąpieliska, brakuje ratowników i choć w sąsiedztwie nie brakuje strzeżonych plaż na sąsiednich rozlewiskach, to i tak ludzie wchodzą tam do wody.

Podobnie, jeszcze do niedawna, było w Rybniku. Zalew rybnicki przez lata reklamowany był jako najlepsze miejsce do uprawiania sportów wodnych, ale był zbiornikiem, podobnie jak jego zbiorniki boczne – Pniowiec i Gzel – w którym nie można się było kąpać. Plażowicze i tak korzystali z dzikiej plaży na Pniowcu, regularnie wchodzili do wody, niejednokrotnie po alkoholu. Straż miejska kontrolowała plażę, w ramach akcji profilaktycznych, rozdawała plażowiczom nawet darmowe bilety na kąpielisko Ruda. Wszystko na nic. Dopiero kilka lat temu wodę w zbiorniku Pniowiec przebadano, plażę oczyszczono, wyznaczono kąpielisko i zatrudniono tam ratowników. Od tego czasu jest to świetne miejsce wypoczynku w upalne dni. W przypadku raciborskiej żwirowni, która pochłonęła już tyle ofiar, był kiedyś podobny pomysł, ale ostatecznie upadł.

Jak zauważą szef śląskich WOPR-owców Wiktor Zajączkowski, nawet gdyby liczba strzeżonych kąpielisk w regionie wzrosła nie powinno być kłopotów z zapewnieniem im obsady ratowniczej. Liczba ratowników w woj. śląskim jest bowiem wystarczająca. Gorzej z ich motywacją do pracy. Ilość osób z uprawnieniami ratownika nie odpowiada bowiem ilości ratowników pracujących na kąpieliskach, czy basenach. - Ratownicy wolą wyjechać nad morze, gdzie będą mieli zapewniony nocleg i wyżywienie, czy nawet zatrudniać się w innych zawodach. Powodem są zbyt niskie stawki wynagrodzeń. Ratownicy nie garną się do pracy, w której trzeba narażać zdrowie i życie, ratując pijanych wypoczywających - stwierdza Zajączkowski, dodając, że wprawdzie są sposoby na "skuszenie" ratowników do pracy nad wodą, jednak efekt tych starań jest raczej mizerny. - Firmy, czy MOSiR-y próbują z tym walczyć, zapewniając szkolenia ratownicze zainteresowanym, a następnie w ramach odpracowania kosztów wynoszących ok. 2,5 tysiąca złotych, zatrudniają ich u siebie, ale to nie cieszy się zbyt wielkim zainteresowaniem - zdradza szef śląskiego WOPR.
W Rybniku – nawet gdyby uruchomiono jeszcze i dwa dodatkowe kąpieliska – i tak ratowników by nie zabrakło. - Mamy około stu wykwalifikowanych ratowników, ale musimy pamiętać, że nie każdy z nich przechodzi recertyfikację KPP (Kwalifikowana Pierwsza Pomoc- red.). Niemniej ludzi mamy, kłopotem są stawki za jakie oni pracują … - mówi Sławomir Walento, szef WOPR w Rybniku.
To, że nadmorskie kurorty podkupują śląskich ratowników obiecując im wysokie stawki, wiemy od lat. U nas, pracujący na basenie miejskim ratownik może liczyć na ponad 20 złotych brutto za godzinę. - Na samej Rudzie mamy podpisane umowy z 20 ratownikami, pełna obsada to 17 osób – słyszymy w rybnickim Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Rybniku. - Niemniej nie każdy młody ratownik chce od razu jechać zarabiać na morze, bo są też tacy, którzy doświadczenie chcą zdobywać na spokojniejszych akwenach – dodaje Walento.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera