Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najlepszy spiker w Polsce porównuje kibiców do włosów na głowie, a po bramkach dla Piasta krzyczy "Jeszcze siedem!" Skąd bierze te hasła?

Tomasz Kuczyński
Andrzej Sługocki na swym urodzinowym meczu Piast Gliwice - Zagłębie Sosnowiec.
Andrzej Sługocki na swym urodzinowym meczu Piast Gliwice - Zagłębie Sosnowiec. Lucyna Nenow / Polska Press
Andrzej Sługocki słynie z pomysłowych haseł w czasie meczów Piasta Gliwice. Za swą pracę jest doceniany przez PZPN. Miał już też okazję prowadzić z mikrofonem spotkania reprezentacji Polski.

Pewnie nikt nie układa rankingu najlepszych haseł spikerów na stadionach, ale gdyby taki sporządzono, to w roku 2018 bezapelacyjnie wygrałby Andrzej Sługocki. Spiker Piasta widząc jak mało widzów przyszło na grudniowy mecz z Pogonią Szczecin, postanowił ich pocieszyć w swoim stylu: „Jesteście jak włosy na głowie, zawsze na końcu zostają te najlepsze”.

- Czy to jest szczyt mojej formy? Trudno mi powiedzieć - śmieje się Sługocki. - To wszystko wynika z emocji towarzyszącym meczowi. Patrzyłem ze smutkiem na trybuny, bo tych ludzi było chyba najmniej w ostatnich latach na stadionie Piasta (2.824 - red.). Przyszła taka konstatacja, i jestem przekonany co do tego, że naprawdę nie liczy się ilość, a jakość dopingu. Popatrzyłem na tych zmarzniętych ludzi, zrobiło mi się ich żal i stąd takie hasło. Pierwszy pomysł tego hasła miał dotyczyć innego porównania, ale pewnie nie nadającego się do pisania. Zresztą zrezygnowałem z niego na rzecz włosów - dodaje tajemniczo.

Sługocki przekonuje, że jego powiedzonka i hasła są spontaniczne, jednocześnie przypomina sobie, że w przeszłości miał przygotowane specjalne efekty dźwiękowe pod konkretnych rywali Piasta w momencie bramki dla gospodarzy.

O co chodzi z tym „Jeszcze siedem”?

- Gdy przyjechał Lech Poznań, czyli „Kolejorz” z głośników puściliśmy sygnał znany z komunikatów na dworach kolejowych, a ja po nim powiedziałem: „Uwaga, uwaga. Tu stacja Okrzei. Informuję, że poznańska Lokomotywa wykoleiła się w Gliwicach”. Drugi raz dotyczył Pogoni - najpierw syrena ze statku i hasło „Alarm w porcie Szczecin”. Za trzecim razem miałem przygotowany efekt dźwiękowy na mecz z Górnikiem, ten przerwany. Ściągnąłem wtedy z internetu dźwięk dzwonka pana Stanisława Sętkowskiego, który słychać na stadionie w Zabrzu. „Zadzwoniłem” po golu dla Piasta.

Kibice w Gliwicach mogą być pewni dwóch „motywów”, które usłyszą przychodząc na stadion przy ulicy Okrzei. To znaki firmowe Sługockiego. Spiker swoim donośnym głosem przed meczem zwraca się do widzów, krzycząc: „Pytam wszystkich tych, w których płynie niebiesko-czerwona krew -kto dzisiaj wygra mecz?”. Kibice wtedy chóralnie odpowiadają: „Piast, GKS!”. Drugi znak firmowy Sługockiego, to okrzyk „Jeszcze siedem!” po strzelonej bramce.

- To hasło pojawiło się cztery lata temu. Nie zdradzę tajemnicy skąd ten pomysł, choć jest banalny. Było to 29 października 2014 roku podczas pamiętnego meczu Piasta z GKS-em Bełchatów w 1/8 finału Pucharu Polski. „Klupnęliśmy” wtedy Bełchatów 5:0, dwie bramki strzelił Badia, dwie Janczyk i jedną Vassiljev. Ludzie skojarzyli „jeszcze siedem” z tym, że jest taki wysoki wynik i dlatego nie krzyczę „jeszcze jeden”. To był jednak tylko zbieg okoliczności. „Jeszcze siedem” ma w spokojny, elegancki, niewulgarny sposób wyprowadzić z równowagi drużynę rywali. Bo jak dostajesz jedną, drugą bramkę, a spiker krzyczy „jeszcze siedem!”, to trochę się podłamujesz, tak mi się wydaje. Wtedy bardzo się wkurzył nasz były bramkarz Darek Trela, grający w Bełchatowie, że ten mój okrzyk wyprowadzał go z równowagi. A to miało właśnie taki cel - nie kryje spiker z Okrzei.

Trzeba teraz uważać na VAR

Od razu budzi się wątpliwość, co w takim razie wolno spikerowi, a co nie, w trakcie meczów ligowych.

- My spikerzy jesteśmy bardzo mocno ograniczani przepisami PZPN i spostrzeżeniami delegatów, którzy oceniają w czasie meczu wiele aspektów funkcjonowania widowiska sportowego. Jednym z tych elementów jest praca spikera. Owszem, jest regulamin pracy spikera, ale wiele zależy od indywidualnego podejścia. Jednemu delegatowi na przykład podoba się moje celebrowanie goli, kiedyś nawet zostałem wyróżniony w pomeczowej ocenie, a innym razem ktoś mnie zganił, jak włączyłem tę syrenę portu. Miałem uwagę, gdy krzyknąłem po którymś z goli przeciw Wiśle: „Na gliwickim niebie nie ma gwiazd. Gliwickie niebo jest dziś niebiesko-czerwone”. Parę lat temu dostałem burę, jak powiedziałem, że spadła z firmamentu „Biała Gwiazda”. Ja się tym jakoś nie przejmuję, bo nie robię niczego, co wykraczałoby poza określone ramy. Co mogę? Ograniczani jesteśmy do niezbędnych informacji przekazywanych kibicom - komunikaty, informacje o strzelonych golach, składy, kartki. Natomiast przepisy mówią o tym, że spiker może celebrować bramkę tuż po jej strzeleniu, Nie możemy kibicować drużynie, zachęcać do dopingu, jak w siatkówce. Po wprowadzeniu VAR-u trzeba być ostrożnym z tym celebrowaniem, bo sędzia po konsultacji z wozem może anulować gola. Trzeba uważać - podkreśla Sługocki, dodając, że przed meczem dozwolone jest „podkręcanie” publiki, jak również po spotkaniu - wtedy na przykład głośno pyta: „Kto wygrał mecz?”.

Sługocki już dwukrotnie odebrał nagrodę dla najlepszego spikera Ekstraklasy. Pięciokrotnie został uhonorowany przez PZPN statuetką za „wzorowe podejście do wykonywanych obowiązków”. W nagrodę trzy razy spikerował mecze reprezentacji Polski. Za każdym razem były to wygrane przez Biało-Czerwonych spotkania towarzyskie - dwa we Wrocławiu z Czechami i Finlandią oraz 27 marca 2018 roku w Chorzowie z Koreą Południową. Kadra zagrała wtedy pierwszy raz na zmodernizowanym Stadionie Śląskim.

- Pracować jako spiker na stadionie, który jest legendą, na którym grali najlepsi polscy piłkarze, na którym byli najlepsi spikerzy, są najlepsi kibice w Polsce, było dla mnie ogromnym wyróżnieniem i honorem. Jestem dumny z tego. Razem z Kubą Kurzelą z Ruchu Chorzów, byliśmy spikerami-wodzirejami. Spikerem technicznym był Piotr Szefer, czyli spiker kadry. PZPN nie chce identyfikować głosu spikera-wodzireja z głosem spikera, który ma na przykład uspokajać tłum. Inaczej niż w klubie, gdy ja wykonuję obie role - tłumaczy.

Urodziny i trudne momenty

23 listopada Piast grał z Zagłębiem Sosnowiec i zremisował 0:0. Sługocki pierwszy raz w swej długiej przygodzie ze „spikerką” w dniu meczu obchodził urodziny. W roli spikera towarzyszy Piastowi od 1997 r., czyli od czasów gry gli-wiczan w klasie B. Razem z Piotrem Nagelem tworzą uzupełniający się duet spikerski. Tak długo pracującej pary spikerów chyba nie ma w Polsce.

- Prezentu w meczu z Zagłębiem nie dostałem, bo... został odłożony w czasie. Mój młodszy syn Igor miał urodziny 3 grudnia, wtedy wygraliśmy z Pogonią 3:0 i potraktowałem to również jako prezent dla mnie - uśmiecha się.

W pracy spikera Sługocki miał dwa bardzo trudne momenty. Marcowe przerwane przez kiboli derby z Górnikiem Zabrze oraz zadyma w meczu derbowym z Ruchem Chorzów w 2004 roku. - To było na starym Okrzei. Naparzały się obie grupy kibiców, obrzucali się kamieniami, wjechała policyjna polewaczka. Wtedy udało się to opanować. W tym drugim przypadku wszystko wymknęło się spod kontroli… To dwa smutne wydarzenia w moim spikerskim życiu. Nie chciałbym po raz trzeci czegoś takiego przeżywać - mówi ze smutkiem.

Najlepsze hasła

W czasie zimowej przerwy spiker Piasta tęskni za emocjami związanymi z ligowymi meczami, choć nie jest bezrobotny, bo pracuje też na spotkaniach ligi futsalu. Prywatnie zdradza, że ma już w głowie hasła lub oprawy muzyczne, na wypadek, gdyby wiosną bramki strzelili Mateusz Mak, Aleksander Jagiełło i Joel Valencia. A jakie hasła były najlepsze?

- Kiedyś, jak bramkę wreszcie strzelił grający u nas Czech Tomas Docekal zawołałem: „czekal, czekal, aż się wreszcie Docekal” albo „Bóg czuwa nad Piastem, bo zesłał nam Świętego, czyli Adriana Świątka”, „Niecieczański słoń powalony po raz pierwszy. Myśliwym Wojciech Kędziora”. Rubena Jurado nazwałem goleadorem. Było też hasło dla Gerarda Badii po strzelonej bramce Górnikowi: „Barcelona ma Messiego, a Piast Gliwice ma Badiego”. Ogólnie chodzi o to, abyśmy wszyscy się dobrze bawili i w dobrych humorach opuszczali stadion - podkreśla Sługocki, który chciałby, żeby kibice z „młyna” zakończyli protest i wrócili na trybuny. - Stadion, to nie jest opera. Tutaj jest adrenalina, są emocje. Obowiązują podstawy dobrego wychowania, ale powiadam: stadion bez tych wiernych kibiców, to jak rosół bez maggi. Musi być ta przyprawa, ten pieprzyk...

Świąteczne granie z Kubą Błaszczykowskim w Częstochowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo