Przyleciał tam do matki. Chciał rozpocząć nowe życie. W podróży i w porcie spędził dwa dni. Był rozdrażniony i zmęczony. Policjanci porazili go paralizatorem elektrycznym tzw. taserem. Jego serce nie wytrzymało. Zdaniem kanadyjskiego wymiaru sprawiedliwości nie ma wystarczających dowodów, by funkcjonariuszy postawić w stan oskarżenia. Taką nieoficjalną informację podała wczoraj m.in. telewizja CTV News. Kanadyjskie media dowiedziały się o tej decyzji od matki zmarłego Zofii Cisowskiej, którą w czwartek odwiedzili śledczy. Oficjalnie decyzja ma być ogłoszona w najbliższym czasie przez kanadyjskiego prokuratora generalnego.
- Jestem rozczarowana - mówiła Zofia Cisowska mediom. Decyzji kanadyjskiego wymiaru sprawiedliwości nie chciała jednak komentować, przed jej ogłoszeniem. W czwartek wypowiedział się Gordon Campbell, premier kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Twierdził, że ta sprawa była bardzo trudna i wyczerpująca dla wszystkich. Także dla czterech funkcjonariuszy, którzy użyli wobec Polaka taserów. Wcześniej, zaraz po tragedii Campbell dzwonił do matki Roberta i przepraszał za to, co stało się z jej synem.
Czterej kanadyjscy funkcjonariusze nie zeznawali jeszcze przed komisją komisarza Thomasa Braidwooda, która zajmuje się używaniem taserów w Kanadzie. Teraz, kiedy już wiadomo, że nie zostaną im postawione karne zarzuty, będą mogli wziąć udział w toczącym się przesłuchaniu publicznym.
Sierżant Mike Ingles, przełożony tych funkcjonariuszy, powiedział wczoraj kanadyjskim dziennikarzom, że oczekując na wyniki dochodzenia byli oni pod ogromną presją.
Jak się dowiedzieliśmy tamtejsza policja ograniczyła rodzaje taserów. Wycofała część urządzeń, które mogą wywoływać wyższe napięcia, niż wynika ze specyfikacji.
Polskie śledztwo w sprawie okoliczności śmierci Dziekańskiego prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Jest ono zawieszone, bo kanadyjski wymiar sprawiedliwości zawiesił pomoc prawną do czasu zakończenia swojego śledztwa. Teraz dochodzenie w Gliwicach powinno ruszyć z miejsca.
Gliwiccy prokuratorzy sprawdzają, czy funkcjonariusze przy próbie zatrzymania Dziekańskiego na lotnisku przekroczyli uprawnienia i w ten sposób nieumyślnie spowodowali jego śmierć. Według polskiego prawa może im za to grozić do 5 lat więzienia. Aby stanęli przed polskim sądem, trzeba jednak by było wystąpić o ich ekstradycję.
Decyzją rozczarowani są bliscy Roberta mieszkający w Pieszycach niedaleko Wrocławia. To tu w lipcu został on pochowany. - To była niepotrzebna śmierć. Mam nadzieję, że nikt już w tak straszny sposób nie zginie - mówi Aniela Jurkowska, ciotka Dziekańskiego.
Współpraca: Małgorzata Moczulska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?