Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebieskie dziki? To tylko w Jaworznie!

Anna Zielonka
Za datę powstania zakładów uważa się 1917 rok. Jednym z założycieli był prof. Ignacy Mościcki
Za datę powstania zakładów uważa się 1917 rok. Jednym z założycieli był prof. Ignacy Mościcki arc
Czasami gdy wejdzie się do lasu znajdującego się tuż za Zakładami Chemicznymi Organika-Azot w Jaworznie, trzeba zatkać nos, bo od smrodu aż kręci się w głowie. Tak się poczułam, gdy wędrowałam leśnymi ścieżkami w stronę kanału z pomarańczową od chemikaliów wodą, aby sprawdzić, jak wygląda krajobraz na tym zatrutym jaworznickim terenie.

A mimo nieprzyjemnego zapachu widoki są naprawdę piękne. Na leśnych polanach rosną wrzosy, liście drzew przyjmują już jesienne barwy, na gałęziach widać jarzębinę. Spokój, cisza... Idealne miejsce do rodzinnych spacerów?

Wręcz przeciwnie! Dlaczego? Po pierwsze, gdy się tam wybierzecie, możecie spotkać... niebieskiego dzika i natrafić na niebieskie drzewa. Eksperci mówią wyraźnie, dla własnego bezpieczeństwa lepiej tam nie chodzić. Pod ziemią znajdują się bowiem chemikalia, które, jeśli nagle wydostałyby się na powierzchnię, mogłyby zagrozić ekosystemowi Morza Bałtyckiego, nie mówiąc już o najbliższej okolicy Jaworzna i całego regionu. Jaworznicka ekobomba to prawie 200 tysięcy ton chemicznych odpadów. Robi się od nich niebieska ziemia, tarzają się w niej dziki i ocierają o drzewa.

Duszne powietrze... na pomarańczowo

Po "wycieczce" do lasu na Azotce nie czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze, rozbolał mnie brzuch. A to podobno kropla w morzu dolegliwości. Wyobraźcie sobie, jak może poczuć się człowiek, gdy chemikalia zostaną odkopane. Na przykład podczas pobierania próbek toksyn dochodziło do omdleń, operator koparki naprawdę źle się poczuł. A gdy kiedyś budowano Obwodnicę Południową Jaworzna, przecięto jedno ze złóż odpadów. Działanie chemikaliów było tak silne, że zasłabł jeden z wiceprezydentów. Trzeba było zmienić szlak nowej drogi. Smród unosił się ponad okolicą.

- Teraz nie jest aż tak źle jak przed laty, a kiedyś zdarzały się okresy, że bardzo śmierdziało. Dawno temu - przyznaje Krystyna Adamiec. - Tak najgorzej było w latach 50., 60. i nawet 70., gdy produkcja szła pełną parą. Smród był wtedy niesamowity. Teraz, gdy chemikalia są pod ziemią, czujemy je tylko wtedy, gdy zawieje z tamtego kierunku. Źle jednak nie jest. Gorzej mają sąsiedzi z domów najbliżej torów kolejowych. Tam najbardziej śmierdzi - podkreśla.

W Jaworznie przy ulicy Roździeńskiego mieszka od dziecka, najpierw z rodzicami w domu obok, a teraz w swoim. Wybudowała się na rodzinnej działce. Dziś w domu po drugiej stronie ulicy mieszka też jej syn. Rośnie kolejne pokolenie.
- Czy chciałam się kiedyś stąd wyprowadzić? Absolutnie! - odpowiada ze zdziwieniem na moje pytanie. - Tu się urodziłam, dorastałam, tu mieszkam przez całe życie. Trudno opuścić miejsce, z którym związane są wspomnienia, gdzie człowiek, czuje się dobrze - dodaje z pewnością w głosie.

Przeprowadzka nigdy nie przeszła jej przez myśl, nawet wtedy, gdy nie dało się oddychać normalnie.

- To było nie do wytrzymania. Pamiętam, jak powietrze cuchnęło zgnitymi jajami. Zakłady chemiczne produkowały wtedy lindan. Opary z mgłą docierały do naszych domów, przedostawały się przez okna, w pomieszczeniach było aż gęsto od chemii - wspomina jaworznianka. - Pewnej nocy obudziła nas sąsiadka, która zauważyła, co się dzieje. Aż paliło nas w płucach. Uciekliśmy wtedy na strych, bo tam chemikalia z mgłą nie docierały. Dopiero gdy chmura opadła, wróciliśmy do łóżek. To było około 1974 roku - dodaje.

Mówi, że wiele osób mieszkających w pobliżu zakładów chorowało na płuca. Do dziś mieszkańcy narzekają na nogi i kości. Bóle gardła też zdarzały się nagminnie. Sporo osób umarło na raka. Kilka lat temu odeszła na przykład dwudziestokilkuletnia dziewczyna.

- Niedawno na raka zmarł też sąsiad. Również mój ojciec miał nowotwór. Moja mama także. Czy powodem były chemikalia, które przed laty zakopano w lesie? Tego nie wiem, ale można podejrzewać, że przyczyna znajduje się właśnie pod ziemią - zastanawia się.

Niebieskie drzewa i nieprzyjemny zapach nie odstraszają jednak osób, które w tamtych rejonach decydują się osiedlić. W okolicy buduje się nowe domy. Mimo to pani Krysia uważa, że ludzie i tak boją się mieszkać w Jaworznie.

- Może gdyby nie robić takiej afery na temat tych chemikaliów, w Jaworznie mieszkałoby więcej osób? - sugeruje.
Z biegiem lat przyzwyczaiła się do niebieskich drzew i pomarańczowej wody.

- Zdarza się, że bywa ona także błękitna albo zielona, w zależności, jaka toksyna wydostaje się akurat na powierzchnię - wspomina dalej nasza rozmówczyni.

Mimo dziwnych kolorów wody, między potokami w lesie mieszkańcy zbierają jednak grzyby. Ponoć można tam znaleźć niezłe okazy. Ale pani Krysia na grzybobranie nie wybiera się w toksyczne rejony.

- Zbieram je w innej części lasu, której toksyny zbyt mocno nie dotknęły - zaznacza. - Na szczęście roślinność odżyła od momentu, gdy zakłady chemiczne przestały produkować tak wiele chemikaliów. Kiedyś wszystko usychało, dzisiaj jest lepiej - podkreśla. Pokazuje mi przy tym wyhodowane przez siebie pomidory.

- Tylko w rejonie, gdzie toksyny wypływają spod ziemi, drzewa i krzewy mają niebieską barwę i są lichsze od innych drzew w lesie - dodaje.

Swoją opinię o chemikaliach wyraził też Przemysław Gibas. Pamięta zabawy z dzieciństwa nad kolorową wodą.

- Dziś chemikalia czuć przeważnie wieczorem, zdarza się też to o innych porach doby, np. w nocy i nad ranem - przyznaje. - Dziwi mnie to, że chemicy przychodzą po próbki toksyn do lasu ubrani w kombinezony, dobrze zabezpieczeni. A my tu mieszkamy, żyjemy, oddychamy tym powietrzem - podkreśla.

Podobnie jak starsza od niego przynajmniej o całe pokolenie pani Krysia, również on wychował się przy Roździeńskiego. Nie chce się wyprowadzać, choć wie, że okolica nie jest najbezpieczniejsza do życia.

Chciałby jednak, podobnie jak jego sąsiedzi, aby toksyny zniknęły kategorycznie z całej okolicy. Mieszkańcy nie potrafią jednak uwierzyć w realizację planów urzędników, którzy chcą uszczelnić teren wokół złoża odpadów. Zdaniem jaworznian z posesji przy Roździeńskiego, ziemia jest tak przesiąknięta chemikaliami, że trudno będzie cokolwiek z tym zrobić.

Dostali pieniądze, chcą zbadać teren

Pracownicy Urzędu Miejskiego w Jaworznie nie potwierdzają ani nie zaprzeczają przekonaniom jaworznian. Jak na razie nikt nie zna sposobu, aby pozbyć się toksyn z jaworznickiej ziemi. Bowiem przenoszenie ich w inne miejsce jest, niestety, bardzo ryzykowne, a poza tym nic by to nie dało. Chemikalia nadal istniałyby, ale w innej lokalizacji, i zatruwały życie mieszkańcom kolejnych terenów.

Poza tym koszt likwidacji szkodliwych substancji to wiele milionów złotych. Na razie takie pieniądze są niedostępne dla jaworznickiego magistratu. Technologii też brak.

- Być może powstanie kiedyś taka, dzięki której uda się zlikwidować problem. Miejmy też nadzieję, że znajdą się na to pieniądze - stwierdza Marcin Tosza z Urzędu Miejskiego, zajmujący się sprawą chemikaliów pod Jaworznem. Uspokaja jednak, że ekobomba nie jest groźna, jeśli nikt jej nie rusza. Bowiem jeśli odpady znajdują się pod ziemią, nie ma bezpośredniego zagrożenia dla otoczenia. Istniało ono za to w latach 70., gdy produkowano naprawdę groźne chemikalia. Dzisiaj nie ma więc co panikować.
- I tak toksyn nie można zlikwidować z dnia na dzień, a pochopne decyzje nie dadzą dobrego rezultatu. Robienie czegoś na gwałt może być bardziej niebezpieczne niż zostawienie wszystkiego na razie tak, jak jest - uczula. - Ta ekobomba naprawdę sama z siebie nie wybuchnie - uspokaja.

Potwierdza jednak, że chemikalia cały czas wydostają się do cieków wodnych.

- Dlatego chcemy zabezpieczyć to ogromne składowisko przed kontaktem z wodami podziemnymi i gruntowymi - dodaje. Te bowiem płyną aż do Bałtyku. Jaworznu udało się już dostać dofinansowanie na badania skażonego terenu w mieście. Około 1,5 mln zł dofinansowania z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej i około 300 tys. złotych z budżetu gminy pójdą m.in. na badania niebezpiecznych trucizn w Jaworznie i projekt skutecznego odizolowania złoża od reszty terenu.

Dziki podpowiadają, że nie jest tak źle

Jak to widzą chemicy? Udało się nam skontaktować z panią Jadwigą, która przez szereg lat pracowała w zakładach chemicznych w Jaworznie. Nie chce podawać nazwiska, ale bardzo dużo wie o przeszłości jaworznickiej fabryki chemikaliów.
- O zakładach wiem prawie wszystko - stwierdza. Podkreśla, że toksyny zgromadzone wokół zakładów chemicznych to zaszłości sprzed 1980 roku. Bowiem od lat 80. żadna produkcja nie mogła ruszyć, jeśli najpierw nie powstało studium jej wpływu na środowisko.

- Największe uszkodzenie środowiska nastąpiło między 1950 a 1970 rokiem - podkreśla pani Jadwiga. - Bowiem po wojnie zaczęto niebywale dużo wytwarzać, a produkty szły na cały świat. Kiedyś, przy bramie zakładu, wisiała mapa ze 136 zaznaczonymi na niej krajami, do których jaworznickie zakłady wysyłały wyprodukowaną przez siebie chemię. A w tamtych czasach należało wytworzyć jak najwięcej, nieważne jakim kosztem. Odpadów pozbywano się ukradkiem - wspomina.
Jej zdaniem, złoża chemikaliów, o których mówią urzędnicy, to zaledwie namiastka tego, co wywozili kiedyś pracownicy zakładów. Sugeruje, że najwięcej chemikaliów znajduje się dziś pod ulicą Młyńską.

- Pamiętam, jak przed laty kopalnia Sobieski stawiała transformator. Zawołano laborantów z zakładu na pomiary. Dookoła śmierdziało gamatoksem - podkreśla.

Wspomina też sytuację, gdy na kontrolę przyjechała inspektorka ochrony środowiska. Miała na sobie specjalne ubranie, aby nic jej nie zaszkodziło. Nie wytrzymała jednak odoru toksyn i zwymiotowała.

- Tymczasem nam, ludziom z Azotki, nic nie było. Powiem tak. Jak się pracuje w chemii, to człowiek w pewnym stopniu się uodpornia. Są też inne plusy. Na Mazurach nawet komary mnie nie kąsały, tak byłam przesiąknięta toksynami - mówiąc to, uśmiecha się . Uśmiech znika jej jednak z twarzy, gdy wspomina o negatywnym wpływie chemikaliów na pracowników Azotki.
- Wielu z nas przedwcześnie umarło, nie dożywając emerytury - mówi. - Ale dotyczy to osób, które przed laty pracowały przy " ostrej" chemii - podkreśla. Dziś obecne zakłady chemiczne produkują przede wszystkim ekopaliwo i nie trują już tak środowiska. Są więc bezpieczne dla otoczenia. Zdaniem chemiczki z Jaworzna, składowiska sprzed lat nie da się dobrze zabezpieczyć. Można tylko ograniczyć dostęp do tamtych terenów osobom niepowołanym.

Uważa, że kwestia likwidacji złoża jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nie wiadomo bowiem, co tak naprawdę jest pod ziemią. Gdyby to była jednego rodzaju produkcja, o wiele łatwiej dałoby się ją zabezpieczyć. Tymczasem w złożu są różne substancje, które mieszają się ze sobą i wpływają na siebie nawzajem.

- A nawet gdyby znaleziono technologię likwidacji chemikaliów, to jak usunąć pojedyncze pierwiastki? Na przykład rtęć. Jej nie da się zlikwidować - przekonuje. Uspokaja jednak, że dziś problem chemikaliów jest o wiele mniejszy niż kiedyś. Zakopane pod ziemią toksyny nie są teraz aż tak groźne, jak się wydaje. Bowiem jeśli nikt ich nie ruszy, zagrożenie nie będzie miało dramatycznych rozmiarów.

- A "niebieskie" dziki są najlepszym dowodem na to, że chemikalia, które wydostają się na powierzchnię, nie szkodzą tak bardzo, jak mówią o tym niektórzy eksperci. Bowiem nawet najgłupszy dzik nie traci instynktu samozachowawczego i skoro tarza się w niebieskiej ziemi, również człowiekowi nic się nie stanie, jeśli w małym stopniu zetknie się z miedzianem. Ale dla bezpieczeństwa lepiej nie chodzić specjalnie do tego lasu. Grzyby można zbierać też gdzie indziej - kwituje.

Zakłady chemiczne w Jaworznie istnieją od 1917 roku.

Fabryka produkowała kwas azotowy i saletrę sodową. W latach 20. uruchomiono produkcję potasu żrącego. Prowadzono też produkcję cyjanku wapnia i siarczanu miedzi. Fabryka zaczęła specjalizować się w produkowaniu środków ochrony roślin.
Po wojnie działalność zakładu ruszyła pełną parą.

Uruchomiono elektrolizę rtęciową. Zapomniano jednak o ochronie środowiska, a odpady składowano gdzie popadnie. Wśród toksyn znalazły się m.in. najgroźniejsze trucizny wytworzone przez człowieka - DDT (środek owadobójczy), lindan, dieldryna czy endryna. W latach 70. zaczęła kiełkować świadomość ekologiczna. Właśnie wtedy zdecydowano o likwidacji najbardziej niebezpiecznych dla środowiska produkcji. Po 1980 roku żaden nowy produkt nie mógł powstać bez wcześniejszego badania jego wpływu na środowisko. Zaczęły też powstawać bezpieczne składowiska odpadów i oczyszczalnia ścieków. Zmiana ustroju pociągnęła za sobą restrukturyzację zakładów przemysłowych. Zakłady Chemiczne "Organika-Azot" niestety dziedziczą schedę po poprzednim przedsiębiorstwie. W 1994 roku firma państwowa przekształca się w Jednoosobową Spółkę Akcyjną Skarbu Państwa. W 2002 roku kontrolny pakiet akcji zostaje wykupiony przez Spółkę Pracowniczą AZOT Sp. z o.o., a rok później cały pakiet przejmują pracownicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!